Rozdział 15 (Eliasz)


Evans wyszedł z sali komputerowej, chowając wszystkie długopisy i przybory do torby. Pozostali studenci omijali go, spiesząc do szatni, by jak najszybciej zabrać kurtki i opuścić budynek uczelni. Właśnie zakończył się test z metodologii. Eliasz mógł pochwalić się tylko jednym – zdał go, uzyskując sto procent. Miał wrażenie, że to wszystko jest zasługą nie jego, a Olivera, który starał się poświęcać mu każdą wolną chwilę – nawet jeśli był bardzo zmęczony po pracy i chętniej położyłby się na kanapie, zasypiając. 

Wciąż zastanawiał się nad tym, co jest życiowym celem Olivera. Sam poznał kobietę w kwiecie wieku, która wolała zostać sama, niż zostawiać swoją rodzinę w ramach zajęć z pacjentami. Chłopak miał jednak wrażenie, że nie to było powodem, dla którego Oliver nie decydował się na randki. 

Przejmował się tym tylko z jednego powodu. Oliver wyglądał na samotnego, jakby rozstał się kiedyś z kimś bardzo ważnym. Eliasz umiał rozpoznawać emocje u ludzi i domyślał się, że coś jest nie tak. 

Ruszył przed siebie, idąc w stronę centrum. Wkrótce spacerował już po deptaku, obserwując ukryte za szkłem wystawy sklepowe. Zatrzymał się przy jednym z budynków, do którego przeniesiono herbaciarnię, znajdującą się kiedyś na jednej z bocznych uliczek. Zerknął przez szybę. Zobaczył w środku masę obrazów wywieszonych na ścianach, półki z książkami i zachwycające stoliki, na których rozstawiane były eleganckie filiżanki. Widocznie miejsce nadal miało swój klimat, nawet jeśli znajdowało się w innym miejscu. Eliasz nagle nabrał ochoty, by tam wejść. Latte macchiato dobrze by mu zrobiła, szczególnie, jeśli w kawiarni tak pięknie pachniało rozmaitymi ciastami, zaś wokół znajdowało się tyle książek. Idealne miejsce do spotkań. 



Chłopak wyciągnął telefon. Miał napisać do Olivera i powiedzieć mu o wynikach, jak tylko wyjdzie z sali. Acris sam o to poprosił, chciał wiedzieć, czy nadaje się na nauczyciela. Zamiast pisać wiadomość, Eliasz postanowił zadzwonić. Odczekał kilka chwil, po czym usłyszał głos Olivera. 

– Co słychać? 

– Nie przeszkadzam ci? Jesteś w pracy. 

– Nie, już wyszedłem, właśnie wsiadam do auta – ciągnął Oliver, otwierając drzwi samochodu. – Jak poszedł test? Wiem, że na początku może być ciężko, bo miałem z tym samym wykładowcą, ale uwierz mi, nie jest taki zły... 

– Właśnie o tym chciałem ci powiedzieć – przerwał mu Eliasz. – Zdałem. 

– To świetnie! Czyli nie jestem jakimś beznadziejnym wykładowcą. 

Eliasz zaśmiał się szczerze. 

– Bardzo się cieszę – kontynuował Acris, zapalając silnik. – Hej, jadę właśnie na kawałek mojego ulubionego ciasta do kafejki w centrum. 

– Której dokładnie? Éclaircie

– Hmm, zmienili nazwę? Jeśli nadal mówimy o tej na Głównym Rynku, to tak. A dlaczego pytasz? 

– Bo właśnie tutaj zaszedłem – oznajmił chłopak. 

– O! Super, poczekaj tam na mnie, opowiesz mi, jakie pytania były. Jestem ciekaw, czy po latach coś zmienili. 

Eliasz zaśmiał się, kręcąc głową z niedowierzaniem. 

– Co się śmiejesz, wciąż jestem częścią tej uczelni, piszę doktorat – mruknął Oliver. – Dobra, kończę. Będę za kwadrans. 

Eliasz przytaknął cicho, po czym pożegnał się z nim i rozłączył. Poprawił torbę na ramieniu i wszedł do pomieszczenia. 

Wypełnione było wspaniałym zapachem świeżo upieczonych ciasteczek. Zdaje się, że właściciele inwestowali w najlepsze produkty. Rozejrzał się wokół. Jak już zauważył wcześniej, pełno tu było książek. W gruncie rzeczy kawiarnia przypominała bibliotekę. 

W kącie sali siedziało kilka osób, w skupieniu przeglądając gazety lub książki. Evans postanowił podejść do wystawy, by przyjrzeć się ciastom w menu. Po chwili zerknął na dwójkę ludzi, którzy zajmowali się pakowaniem jakichś rzeczy do kartonów. Ciemnowłosa dziewczyna podała wysokiemu mężczyźnie kilka książek. Potarł swoją brodę i uśmiechnął się do niej. 

Zdaje się, że byli małżeństwem. Na ich palcach znajdowały się obrączki. 

Dziewczyna uśmiechnęła się do Eliasza, po czym zaprowadziła go do stolika, który znajdował się w otoczeniu regałów wypełnionych po brzegi książkami pachnącymi farbą drukarską. 

Eliasz usiadł przy stoliku, biorąc do ręki menu. Naprawdę miał ochotę na swoje ulubione latte macchiato, więc jak tylko przyjdzie Oliver, musi je zamówić. 

Evans miał chwilę, by zastanowić się nad ostatnimi zachowaniami Joaquína. Pewnych rzeczy nie dało się ukryć, a Eliasz był zbyt spostrzegawczy, by nie dostrzec, co dzieje się z osiemnastolatkiem. 
Na świecie roi się od nieszczęśliwych ludzi, którzy musieli udawać kogoś, kim nie są, tylko po to, by być zaakceptowanym. A przecież w życiu nie chodzi o szukanie szczęścia na siłę. Szczęście nie znajduje się tam, gdzie wskazuje nam społeczeństwo. Ono jest tam, gdzie nasze serce odnajduje spokój. 

Chłopak uniósł głowę, słysząc dźwięk dzwonka zawieszonego przy drzwiach. Do pomieszczenia wszedł Oliver, niemal od razu go znajdując. 

– Przepraszam. Zatrzymał mnie korek – oznajmił, wieszając płaszcz na oparciu krzesła. – Muszę coś zjeść, konam z głodu – rzucił Acris, obracając się w stronę kobiety za ladą. Podeszła do ich stolika, trzymając w dłoniach mały notesik. Przyjęła zamówienie na latte macchiato i espresso z kawałkiem ciasta czekoladowego. 

– Za chwilę przyniosę – oznajmiła z uśmiechem, chowając notesik do kieszeni fartuszka. – Ach, przepraszam za ten bałagan przy ladzie. Zmienia się nie tylko nazwa, ale też kadra pracownicza. 

Eliasz przypomniał sobie słoik z napiwkami, jaki stał na ladzie. Podpisano go Na wyprawę życia, a w tle znajdowały się rysunki przypominające wieżowce stojące w Nowym Jorku. Czyżby to młode małżeństwo wybierało się właśnie tam?

– Opowiadaj, jak było – rzucił nagle Oliver, wyrywając Eliasza z zamyślenia. – Zdarzyły się te same pytania? 

– Chyba wyrzuciłem wszystkie negatywne wspomnienia z pamięci – oznajmił chłopak, niewinnie wzruszając ramionami. – Wiem tylko tyle, że zdałem. 

Zerknął na Olivera, on jednak nie wydawał się tym jakkolwiek zdziwiony. Uśmiechnął się tylko, zerkając w szybę na śliskie od deszczu miejskie chodniki. 

Dziewczyna w końcu przyniosła zamówienie do ich stolika. 

Eliasz wpatrywał się w swoją kawę. Naszło go jakieś dziwne uczucie. Do tej pory doświadczał go, gdy z Naznaczonymi działo się coś złego. Ale przecież jego dar zniknął. 

Czy to miało jakiekolwiek znaczenie? 

Poczuł, że jego telefon wibruje w kieszeni. Wyciągnął go, odczytując wiadomość. Zdaje się, że była od Aggie. Jej treść brzmiała: „Muszę wam wszystkim coś powiedzieć. Powiedz chłopakom. Bądźcie w hali odlotów za pół godziny, ja przyjdę tam z Maksem. To niespodzianka”. 

Eliasz wzdrygnął się nagle. Niespodzianka urodzinowa? Przecież jeszcze za wcześnie, by szykować dla Maksa przyjęcie. Chyba że wcale nie chodziło o niego… albo w ogóle o urodziny. Miał dziwne przeczucie. 

– Eli? Bo zaczynam się niepokoić. 

– Musimy iść – rzucił Eliasz, wstając od stołu. Wyciągnął z kieszeni kilka banknotów i zaniósł je dziewczynie stojącej przy kasie. 

– Jak szybko jesteście w stanie zorganizować jakiś mały tort? 


Dziewczyna zawołała małżonka. Mężczyzna zerknął na Eliasza, po czym podparł brodę dłonią. Po chwili ruszył w stronę zaplecza, znajdując na nim jakieś pudełko. Następnie skierował swoje kroki w stronę kuchni i przyniósł wypiek o średnicy dziesięciu centymetrów. 

– Taka babeczka to jedyne, co mamy na ten moment... 

– Nieszkodzi. Jest idealna – powiedział Eliasz. Chociaż mogło to zabrzmieć dziwnie, nikt nie wyraził sprzeciwu. Nawet Oliver, który pojawił się obok Evansa, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. 

– Co ty wyprawiasz? – spytał Acris, kiedy podano Eliaszowi pudełko z niewielkim tortem przypominającym ciastko. 

– Wyjaśnię ci w samochodzie. Jedziemy na lotnisko – powiedział chłopak, po czym skinął na niego głową. 

Mężczyzna nie protestował, chociaż jego mina świadczyła o tym, że jest w totalnym szoku. Pożegnał się z małżeństwem, po czym wyszedł za Eliaszem.

CDN.