Rozdział 91 (Joaquin & Kamil)

Me And You

Chociaż był koniec kwietnia, na ziemiach Auditum pojawił się śnieg. Chwilowe opady nieco otrzeźwiły mieszkańców miasta, jednak nie były niczym szczególnym. Takie dziwne anomalie pogodowe zdarzały się raz po raz, zresztą, płatki śniegu topniały, gdy tylko upadły na chodniki, a że zamieniały się w błotnistą kałużę, mało kto zwracał na nie uwagę.

Kamil otworzył jedno oko, słysząc dźwięk budzika. Położył na nim dłoń, wyłączając go. Kątem oka zerknął na Joaquína, który wtulił się w poduszkę i przekręcił się na bok. Ostatniej nocy długo pracował, ślęcząc nad swoją książką. Zajmował się nią w wolnych chwilach, gdy nie musiał pisać artykułów albo zajmować się Życiem Auditum i jego nowymi okładkami.


Kruczowłosy zerknął na to, co znajdowało się na jego serdecznym palcu. Od ślubu minęło zaledwie kilka tygodni, ale wszyscy przyjaciele mówili o nim do tej pory. Danilecki cieszył się, że cała jego rodzina świetnie się bawiła, łącznie z Alvaro, dla którego takie przyjęcie było czymś spoza własnej kultury – stanowiące połączenie polskiej i irlandzkiej. Jak na krajan przystało, nie odbyło się bez alkoholowych przyśpiewek, a Joaquín był w tym wszystkim najgłośniejszy. Kamil prychnął pod nosem, przypominając sobie, jak chłopak porwał Eileen, tańcując w rytm utworu Badger And The Coon zespołu Happy Ol McWeasel. Dziewczyna jako jedna z niewielu osób na sali potrafiła za nim nadążyć, pomimo protezy, jaką posiadała.

Kruczowłosy po cichu wyszedł z łóżka, narzucając na siebie świeżo wyprane ubrania. Spojrzał na ścianę, do której przykleił sobie powiadomienie o wizycie, jaka jego i Joaquína czekała.

Alison i Lisa stwierdziły, że najlepszym prezentem ślubnym będzie wspólny tatuaż. Studio, jakie wybrały, znajdowało się w Cill Droichid, ponad dwadzieścia kilometrów od stolicy. Joaquín postanowił wziąć sprawę w swoje ręce i sam zajął się opisaniem wyobrażonego projektu. Jednym z artystów był człowiek, który podpisywał swoje prace pseudonimem Jeleń i był jakąś tajemniczą osobą, nie pokazującą się publicznie tak, jak inni artyści. Jego prace tak spodobały się Joaquínowi, że postanowił mu zaufać. Projekt dopracowany przez Jelenia został zaakceptowany i już niedługo miał pojawić się w rzeczywistym świecie.

Kruczowłosy wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi, zbiegając po schodach do łazienki.

Dziadek Brus już dawno wyskoczył na bazar, na którym miał się spotkać z ciocią Mary i wujkiem Stefanem, więc poprosił wnuka o przygotowanie śniadania i nakarmienie psa.

Niebawem chłopak otworzył tylne drzwi i zawołał Rafa, który właśnie leżał przy kojcu. Owczarek niemiecki szczeknął głośno i przydreptał do swojego właściciela, merdając ogonem. Kruczowłosy pogłaskał go za uchem i zaprowadził do kuchni, każąc mu stanąć przy misce.

Gdy Raf zajadał swoją karmę, Kamil stał nad kuchenką, czekając, aż w czajniku zagotuje się woda. Szukając w szafie ulubionej kawy, znalazł też pudełko herbat należące do Jojo – i bawiąc się tak, jak on, wylosował jedną z nich. Tym razem padło na owocową.

Kwadrans później Kamil zakradł się schodach na górę, zaglądając do pokoju. Joaquín nadal spał, więc kruczowłosy musiał go wybudzić. Wszedł do pomieszczenia na palcach, chwycił za budzik, po czym nastawił go na odpowiednią godzinę i położył na poduszce chłopaka.

Gdy rozległ się dzwonek, Joaquín zerwał się ze snu.

–  Który mamy rok?!

– Kwiecień 2016 roku, nazywasz się Joaquín Danilecki i... 

– ... jestem głodny.

Kamil roześmiał się, rzucając w niego poduszką.

– Komu ja przyrzekałem miłość, jak słowo daję...

– No nie wiem, mnie chyba – rzucił Jojo, przeciągając się. – A co, już żałujesz?
– Chyba żartujesz, tak łatwo się nie poddaję – parsknął Kamil, pochylając się nad nim.

Jojo powstrzymał go, zanim ten zdążył go pocałować.

– Kami, to nie telenowela, muszę umyć zęby.

– No i nastrój prysł – odparł chłopak, wyciągając go z łóżka. – Wstawaj, śpiochu. Mamy dzisiaj sesję, zapomniałeś?

– Daj mi dziesięć minut.

– Osiem.

– Też cię kocham – zakończył Joaquín, przechodząc obok niego.

Kamil pokręcił głową z uśmiechem i wyszedł za nim z pokoju.

***

Chłopcy chwycili za kaski i wyskoczyli z mieszkania, idąc w stronę motocykla. Chwilę później Kamil odpalił silnik i obaj ruszyli w stronę wyjazdu z miasta, omijając wszystkie możliwe korki. Słońce wyjrzało przez chmury, susząc kałuże, a mieszkańcy przechadzali się chodnikami, niosąc w dłoniach siatki z zakupami.

Kamil nie miał pojęcia, kogo zostanie w salonie tatuażu, ponieważ Alison i Lisa chciały, by to była niespodzianka, a projektant był znany tylko ze swoich prac. Chłopcy mieli pojawić się na miejscu o odpowiedniej godzinie, resztą mieli się zająć specjaliści.

Kruczowłosy zaparkował motocykl na ostatnim wolnym miejscu pod studiem i ściągnął kask. Joaquín zeskoczył z siedzenia i poprawił okulary, zerkając na baner. Uśmiechnął się, widząc kolorowe prace wystawione w oknie. Niektóre z nich były oprawione, inne przyklejone do szyby.

W poczekalni stała jakaś dziewczyna, narzucając na siebie kurtkę. Na dłoni miała folię, prawdopodobnie przed chwilą zeszła z fotela tatuatora. Gdy chłopcy weszli do pomieszczenia, ich oczom ukazała się ściana złożona z kolorowych rysunków. Był to komiks naniesiony na ściany przez jakiegoś utalentowanego graficiarza. Joaquín wpatrywał się w niego z niedowierzaniem.

– Ktokolwiek to zrobił, jest naprawdę niezły – szepnął, kładąc dłoń na jednym z rysunków.

– Robota Jelenia – powiedziała nagle dziewczyna. – W ten sposób załatwił sobie tę pracę.

– Poważnie?

– Serio – uśmiechnęła się, poprawiając koszulkę. – Poszukiwali nowych projektantów i on wygrał ten konkurs. Jego prace są super, a jego dziewczyna nanosi je na skórę.

Mówiąc to, pokazała chłopakowi małe dzieło spoczywające na jej dłoni – kolorowego motyla, wyglądał, jakby ktoś wylał na niego wiaderko z farbą, a właściwie wszystkimi barwami tęczy.

– Super – ucieszył się Joaquín.
– Spodoba ci się – zakończyła dziewczyna, po czym machnęła mu ręką na dowidzenia i wyszła na zewnątrz, pokazując dzieło chłopakowi, który czekał na nią przed studiem w samochodzie.

Kamil i Jojo spojrzeli po sobie, słysząc głos jakiegoś chłopaka dobiegający zza ściany.

– ... pojadę go odebrać...

– W porządku, tylko wróć przed zachodem słońca, bo jestem głodna – odpowiedział mu kobiecy głos.

– Ha, ha.

Z głównego pomieszczenia wyszedł chłopak w jasnej koszuli i szarych, nieco postrzępionych przy nogawkach jeansach.

– W porządku, który... – Urwał.

Kruczowłosy spojrzał na niego bez słowa. Dobrze pamiętał te rozczochrane włosy, teraz były tylko nieco dłuższe. Kilka kosmyków miał splątanych w zabawny warkocz, jakny jego dziewczyna bawiła się we fryzjera poprzedniej nocy. Na szyi miał zawiązaną bandanę, którą zakładał zawsze, gdy sięgał po spray do grafiti. W jego zielonych oczach wciąż kryło się zawadiactwo.

– Josh? – stęknął Kamil, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

Joaquín zerkał raz na Kamila, a raz na chłopaka zwanego Joshem, nie mając pojęcia, o co chodzi. Miał wrażenie, że ci dwaj znali się od bardzo dawna i czując panujące w pomieszczeniu dziwne napięcie próbował sobie przypomnieć o czymkolwiek, co kruczowłosy mógłby mu na ten temat opowiadać, ale w tej chwili nic nie przychodziło mu do głowy.

– Co jest grane, czemu jeszcze-

W pomieszczeniu pojawiła się dziewczyna, która siedziała w głównym studiu. Widząc przed sobą znajomego osobnika, otworzyła usta ze zdumienia.

– O mój Boże... Kam!

Podeszła do niego.

– Myśleliśmy z Joshem, że nie żyjesz! – zawołała, uderzając go w ramię. – Czemu nie dawałeś znaku życia? O matko – dodała nagle, zerkając na obrączkę kruczowłosego. – Kto...?

Kamil bez słowa skinął głową, wskazując jej na Joaquína, co wywołało jeszcze większą konsternację na twarzy Josha.

– Porozmawiajcie sobie o starych i nowych dziejach, idąc po mój obiad – powiedziała, z uśmiechem odwracając się w stronę chłopaka. – Ja muszę się zająć klientem. Chodź, stary – dodała, ciągnąc Joaquína za rękę.

Joaquín spojrzał na Kamila ze zdziwieniem, jakby chciał spytać go, o co w tym wszystkim chodzi, jednak kruczowłosy nie zdążył już nic powiedzieć. On i Josh zostali w poczekalni zupełnie sami.

Josh poprawił czapkę, mocniej zaciągając ją na głowę.

– Muszę iść – powiedział. – Edith nie jest w stanie pracować na głodnego.
– Skąd ja to znam – mruknął Kamil, wychodząc za nim na miasto.

*

Chłopcy szli przez moment w ciszy, omijając idących chodnikiem przechodniów.

– Więc ty i on... – zaczął nagle Josh, zerkając na Kamila z ukosa.

– Tak.

– Teraz już wiem, czemu ty i Edith byliście tylko przyjaciółmi.

– Ona naprawdę nic ci nie mówiła? – spytał Kamil, nie mogąc wyjść ze zdziwienia.

– Nie wiem, jakie tajemnice mieliście, ale Edith naprawdę nie zdradza. Ani przyjaciół, ani ich tajemnic – odparł Josh. – W przeciwieństwie co do niektórych – dodał z wyrzutem.

– Słuchaj, to nie jest...

– Dlaczego mi nigdy nie powiedziałeś?

Kamil zatrzymał się na chodniku, wpatrując się w Josha ze złością.

– Miałem chodzić z tęczowym transparentem na głowie?! – żachnął się. – Cokolwiek był zrobił, i tak byś mi nie uwierzył. Byłeś kiepski w odczytywaniu takich rzeczy. Nadal jesteś.

– Jakich rzeczy?

– Wiesz co ci powiem? Domyśl się – rzucił kruczowłosy, chowając ręce do kieszeni. – Naprawdę cię lubiłem. Bardziej niż Edith.
– Rany... – Josh urwał na moment, próbując zebrać myśli do kupy. – O rany. Ty chyba nie myślałeś...

– Chyba tak – uciął Kamil, ruszając naprzód. – Ale to już czas przeszły. Jestem realistą, co nie? Cieszę się, że jesteś szczęśliwy z Edith. Miło widzieć was razem.

Josh milczał przez chwilę, idąc za kruczowłosym w stronę knajpy z chińskim jedzeniem, skąd miał odebrać zamówiony dla Edith obiad.

***

Joaquín siedział na fotelu w gabinecie. Gdy świeżo upieczona tatuatorka trzymała w dłoni maszynkę, chłopak wpatrywał się w nią w milczeniu.

– Od dawna jesteście razem? – rzuciła nagle Edith, sięgając po tusz.

– Dwa lata...

– Nieźle. Kto by pomyślał, że Kamil ma słabość do artystów.

Joaquín spuścił głowę, wpatrując się w swoją obrączkę. Edith musiała to zauważyć, ponieważ chwilę później kontynuowała swoją opowieść.

– Kiedyś Kami opowiedział mi o kimś, kto mu się śnił. Wtedy go wyśmiałam. Ale teraz widzę, że tylko ty mogłeś pasować do tej jego dziwnej opowieści.

Joaquín spojrzał na nią ze zdziwieniem. Dobrze pamiętał fragmenty tej historii. Wsłuchiwał się wtedy w skrzypce Kamila, ale nigdy nie sądził, że jego sen się spełni. Czy oni naprawdę byli sobie przeznaczeni w tak dziwny sposób?

Po zakończeniu historii Naznaczonych nie miał wątpliwości.

– Mówiłaś coś o dochowaniu tajemnicy? – spytał nagle.

– Kamil najlepiej wiedział, jak ukryć coś, co odstawało od normy – zaśmiała się Edith, ścierając odrobinę tuszu ze skóry chłopaka. – Sądzę, że sam powinien ci o tym opowiedzieć.

– Bujał się w Joshu, prawda?

– No cóż, tak było – odparła dziewczyna z uśmiechem. – Ale jako że Josh jest stereotypowym białym heteroseksualnym gościem, jak wy to mówicie, kruczowłosy odpuścił i skupił się na tym, co... Właściwie to nie wiem do końca, na czym, ale skoro po tych wszystkich cudach w Auditum nadal żyje, to... Jego szczęście. Lepiej mi powiedz, jak się poznaliście.

– W piwnicy.

Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, pobierając tusz.

– Tylko bez podtesktów – odparł Jojo, któremu humor znacznie się poprawił. – Mówię poważnie.

– Jesteście nienormalni – odparła Edith, ciągnąc igłą po jego skórze. – Może właśnie dlatego do siebie pasujecie. Zupełnie tak, jak ja i Josh.

Joaquín uśmiechnął się do niej.

***

Kilka godzin później Jojo usiadł w poczekalni, wpatrując się w to, co znajdowało się na jego przedramieniu. 

Kamil nie sądził, że rozmowa z Joshem tak go zestresuje. To oczywiste, że po tych wszystkich przeżyciach nie czuł już tego, co kiedyś. Był z Joaquínem, i był szczęśliwy. Ale nigdy nie pomyślałby, że gdy zobaczy dawnych przyjaciół, odezwą się jego stare tęsknoty.

Nie było żadnych nierozwiązanych konfliktów. On, Edith i Josh rozmawiali tak jak dawniej, przeglądając prace Jelenia, czyli Josha pod pseudonimem i wspominając to, co przeżywali przed laty.



Kamil doszedł do wniosku, że wszystkie przygody, jakie miał za sobą, pomogły mu zmienić sposób myślenia. Dzięki temu mógł rozmawiać z innymi jak prawdziwy człowiek, tylko że bez zbędnych emocji.


– Gdybym wiedział, gdzie jesteście, zaprosiłbym was na ślub – rzucił z uśmiechem Kamil, zerkając na Edith.


– Jeszcze będzie okazja – odparł Josh, zamykając album z pracami.

– Co ty tam mruczysz? – wtrąciła Edith, zerkając na niego podejrzliwie.


Josh wzruszył ramionami z uśmiechem, gdy jego dziewczyna kończyła swoją pracę. Edith odłożyła maszynkę na miejsce i zerknęła na nowy tatuaż Kamila.

– Josh musi wam zrobić zdjęcie – powiedziała, z dumą zakładając ręce na piersi.


Chłopak przyprowadził Joaquína do pomieszczenia i kazał jemu i Kamilowi ustawić się tak, by było widać ich wzory, po czym chwycił za aparat.


– Są piękne – powiedziała Edith, z dumą wpatrując się w wykonaną przez siebie pracę. 

– Dobra robota, Eddie. 

Edith uśmiechnęła się do Kamila. 

– Ale teraz spadajcie, bo za kwadrans mam następną osobę – ucięła dziewczyna, wyprowadzając chłopaków z gabinetu. – Miło było znowu cię zobaczyć.

– Też się cieszę, że jeszcze żyjecie.

Kiedyś, gdy Kamil był z dziadkiem na bazarze, spotkały się dwie pary starszych osób, witając się słowami: "To wy żyjeta? My myśleli, że wy już nie żyjeta". Nie sądził, że sam będzie wypowiadał te słowa do starych przyjaciół. 

Edith i Josh spojrzeli po sobie, po czym przytulili go mocno. Joaquín uśmiechnął się do kruczowłosego, a ten mrugnął do niego porozumiewawczo. 

– Wpadnijcie kiedyś do Auditum – rzucił Danilecki, zmierzając w stronę motocykla. – Jojo pokaże wam redakcję. A jak się dogadacie, to napisze coś o waszym studiu.

– To mają jak w banku – wtrącił chłopak, chwytając za kask.

– Do zobaczenia, Kam – zakończyła Edith, chwytając Josha za rękę. 

Chłopak skinął głową i założył kask.

Wkrótce on i Jojo wyjechali z miasteczka.
 
***

Wieczorem siedzieli na werandzie, wpatrując się w zachodzące słońce. Przysiadł się do nich Brus, trzymając w dłoniach kubek z kawą.

– Nie mogliście się powstrzymać, co?

– To był prezent, dziadku.

– Ech, wy młodzi... Ale wiecie, że to już na całe życie?

Kamil zaśmiał się. Nie tylko to było na całe życie.

Zerknął na Joaquína, który w tej chwili głaskał Rafa leżącego na schodku obok niego.

Takie chwile mogłyby być wiecznością, jakiej naprawdę chciał.