Rozdział 92 (Maks & Eileen)

TEAR IN MY HEART

Maks siedział w gabinecie, sprawdzając pocztę. Ostatnimi czasy miał dużo na głowie. Panna Miles nawiązała współpracę z firmą zajmującą się marketingiem i reklamą, a on został wciągnięty w projektowanie graficzne oraz SEO. Oczywiście, zrobił to dlatego, że były mu potrzebne dodatkowe pieniądze – jeszcze trochę, a pozwoli sobie na własny samochód.

Jednak czasami praca nadmiernie go przytłaczała. Dodatkowo kończył studia, co wiązało się z pisaniem pracy. Bywały dni, że funkcjonował niczym robot, którego jedynym paliwem była kawa. Eileen mówiła, że się zaniedbuje i powinien wrzucić na luz, zanim całkowicie padnie. Maks musiał jej przyznać trochę racji. Był tak zmęczony, że nawet nie chciało mu się spać.

Na szczęście najgorszy okres powoli się kończył. Agencja reklamowa zebrała już większość materiałów, a Maks otrzymał za swoją pracę należne wynagrodzenie. Teraz mógł na spokojnie zająć się przygotowaniem pracy zaliczeniowej.

Chłopak założył słuchawki i poruszył myszką, by najechać kursorem na ikonkę głośnika.

Jakiś czas temu Eileen kupiła mu ostatnio wydaną płytę ulubionego zespołu, TWENTY ØNE PILØTS, więc mógł słuchać utworów z albumu do woli.

Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Zdaje się, że Joaquín funkcjonował w taki sam sposób – zamykał się w świecie muzyki, by żaden człowiek go nie rozpraszał.

Kaiser spojrzał na zegarek. Skończył pisać raport dla panny Miles i wysłał go na jej pocztę, po czym zapisał wszystkie niedokończone projekty i wyłączył system. Wstał z krzesła, przeciągnął się i ułożył papiery na biurku, po czym chwycił za plecak i wyszedł z pokoju.

Panna Miles jak zwykle wisiała na telefonie, więc Maks pokazał jej palcem, że dostała maila na pocztę. Kobieta skinęła głową i uśmiechnęła się do niego, machając mu na pożegnanie.

Chłopak zabrał ze sobą odtwarzacz i wyskoczył z budynku, idąc w stronę centrum. Po drodze mijał ludzi przechadzających się po mieście. Było naprawdę piękne wiosenne popołudnie. Słońce wyglądało zza drzew, ogrzewając przy tym twarze przechodniów, a ciepły wiatr rozwiewał ich włosy.

Maks wszedł do Éclaircie, szukając wzrokiem Eileen. Dzisiejszego dnia w kafejce nie było wielu osób. Tasha, właścicielka kawiarni, wykładała na półkach nową porcelanę. Gdy usłyszała dzwonek, zauważyła gościa i pomachała do niego.

– Cześć, Maks!

Chłopak uniósł dłoń i uśmiechnął się na powitanie.

– Hej, Tasha. Gdzie jest Eileen?

– Przebiera się – oznajmiła Tasha, poprawiając spleciony z ciemnych włosów kok. – Wiesz, ostatnio często widuję cię ze słuchawkami na uszach. Sądziłam, że tylko Danilecki ma taki zwyczaj.

– O którego Danileckiego ci chodzi? – zaśmiał się Maks, ściszając muzykę w odtwarzaczu.

– W sumie... O obydwu.

Obecnie mieli aż dwóch młodych Danileckich, w końcu po ślubie Joaquín przejął nazwisko Kamila. Maks musiał się do tego przyzwyczaić. Cieszył się, że jego przyjaciele są szczęśliwi.

– Masz jakieś plany na majówkę? – zagaiła Tasha, wyrywając chłopaka z zamyślenia. – Eileen mówiła, że ostatnio strasznie się przepracowujesz.

– Tobie też musiała się poskarżyć, co? – westchnął Maks, opierając się o ladę.

– Przecież dobrze to widzę, Maks. Czy jest jakaś rzecz, której nie robisz? Czekaj, nie mów, chyba wiem. Nie odpoczywasz. Nie ujedziesz na samej kawie. Wkrótce przestanie ci pomagać.

Maks przewrócił oczyma z uśmiechem.

– Wyluzujcie, już skończyłem ten mentalny zapierdziel. Mam zamiar odpocząć, słowo honoru.

– A ja mam zamiar tego dopilnować, kochanie.

Maks i Tasha odwrócili głowy, widząc przed sobą Eileen. Dziewczyna uśmiechnęła się, stając obok swojego chłopaka.

–  Mam nadzieję, że nie zabierasz pracy do domu. Jeśli zobaczę, że znów klikasz w klawiaturę, wywalę komputer przez okno – zagroziła, machając mu palcem przed oczyma. – Mówię poważnie.

– Obiecałem ci, że zostawię wszystko w biurze i tak zrobiłem – uciął chłopak, zakładając ręce na piersi. – Idziemy? Od tego czekania zrobiłem się głodny. 

– Takiej odpowiedzi oczekiwałam! – Eileen klasnęła w dłonie, obracając się na pięcie.

–  Lećcie – zakończyła Tasha. – Miłego weekendu.

Fintan uśmiechnęła się do niej, po czym chwyła Maksa za ramię i wyciągnęła go na zewnątrz.

–  Jedziemy na kilka dni do moich rodziców.

–  Do twoich rodziców? Po co?

–  Muszę zabrać letnie rzeczy z szafy. Spokojnie, w gospodarstwie też będziesz mógł się powylegiwać – wyjaśniła Eileen. – Axel, Aaron i mój kochany braciszek Ethan wyjechali na kolonie, więc będzie cisza i spokój. Tobie też przyda się odpoczynek na łonie natury.

– Skoro tak mówisz...

–  Rany, jesteś tak zmęczony, że nie słyszę cienia entuzjazmu w twoim głosie – zmartwiła się dziewczyna, łapiąc go za rękę. – Na pewno wszystko w porządku?

Maks odetchnął ciężko, czując, że ciężar pracy z bieżącego tygodnia nadal spoczywa na jego barkach. Może Eileen miała racje, powinien wyjechać z miasta chociaż na parę dni. Przez ostatnie tygodnie przebywali wśród tłumu. Od ślubu Danileckich minęło kilka tygodni, a on wciąż pamiętał te męczące noce. Zapomniał już, że w polskiej tradycji ludzie bawią się dniami i nocami, a nie przez parę godzin. Musiał jednak przyznać, że było to niezapomniane przeżycie.

–  ... aks? Maks?

 – Tak! To dobry pomysł. Jedziemy – odparł, zdając sobie sprawę, że znów odpłynął myślami w inne miejsce.

Eileen wpatrywała się w niego z niepokojem, po chwili jednak skinęła głową, ciągnąc go za sobą.

*

Gdy Eileen spakowała do walizki siebie oraz swojego chłopaka, usłyszała dzwonek do drzwi.

Hugh obiecał, że przejeżdżając przez miasto zabierze ich ze sobą. Dziewczyna martwiła się, że przez zmęczenie Maks mógłby zasnąć za kierownicą, więc postanowiła zaagnażować szwagra w podróż do gospodarstwa Fintanów, trwającą zresztą dobre dwie godziny.

I miała rację, bo chociaż Maks początkowo prostestował, kwadrans później zasnął na tylnym siedzeniu samochodu ze słuchawkami na uszach.

–  Ciężkie dni, co? – spytał Hugh, zerkając w tylne lusterko. – Czy on popadł w pracoholizm?

– Mam nadzieję, że to chwilowe – powiedziała Eileen, obracając się w stronę chłopaka. – Ostatnio jego grafik był koszmarnie przepełniony.

– Dobrze cię rozumiem, mała. Esther też taka była, gdy urodziły się bliźniaki.

Eileen uśmiechnęła się słabo, wpatrując się w krajobraz za szybą.

Cieszyła się, że Maks tak się stara. Chłopak był niebywale utalentowany, szczególnie w kwestii programowania czy opracowywania wszystkiego, o czym ona sama nie miała pojęcia – nie rozumiała tych dziwnych procesów i nazw. Jednak uważała, że wszystko ma swoje granice. Nie mogła dopuścić do tego, by Maks padł na twarz z przemęczenia. Ostatni raz, gdzie dobrze się bawił, miał miejsce na weselu Danileckich, a to prawie dwa miesiące temu. Później Maks stracił rachubę czasu, sztucznie wydłużając dzień, by mieć "jeszcze kwadrans" na dokończenie jakiegoś mega ważnego projektu. I chociaż Eileen mówiła mu, że powinien przystopować, on nie dawał za wygraną. Gdy już coś sobie zaplanował, nie było odwrotu.

Dziewczyna zastanawiała się, czy miało to związek z ojcem Maksa. Jednak z opowieści o Kaiserze dowiedziała się tylko tyle, że był to człowiek zbyt uległy, by przekazać synowi w genach takie podejście do pracy. To musiało leżeć po stronie matki. Albo po stronie samego Maksa.

Albo... Aggie. Eileen usłyszała o niej właściwie przez przypadek, na weselu Danileckich, i wciąż zastanawiała się, jaką osobą była. Podobno jej matka i ojciec Maksa się zeszli, a dzieciaki były skazane na siebie. Co działo się później? Eileen wiedziała tylko tyle, że dziewczyna zniknęła z miasta. I chociaż zżerała ją ciekawość, szanowała obietnicę, jaką złożyła Joaquínowi – bo tak się składa, że to jemu wymsknęła się ta historia.

Eileen prychnęła pod nosem z uśmiechem. Szkoda, że nie na wszystkich alkohol działał jak na niego, stając się środkiem na prawdomówność. Niektórzy, na przykład Maks, po prostu zasypiali, zatrzymując wszystkie sekrety w sobie.

*

Maks otworzył oczy, czując, że samochód się zatrzymał. Usiadł, wyglądając przez okno.

Hugh zaparkował przed gospodą, wyłączając silnik.

– Przespałeś całą drogę – powiedział mężczyzna, odwracając się w stronę chłopaka.

– Dwie godziny? – odparł Maks. – To chyba rekord w tym tygodniu.

Wysiadł z samochodu, przeciągając się. Ziewnął, zmęczonym wzrokiem wpatrując się w budynek gospody Fintanów.

– Witaj, skarbie!

Na ganku pojawiła się Ginger, a razem z nią Ted. Eileen wyciągnęła z bagażnika klatkę z Liamem i zaniosła go do specjalnej zagrody, by królik mógł się wyskakać do woli, po czym pobiegła do rodziców, witając się z nimi.

Maks przydreptał tam parę sekund później i również został wyściskany przez przyszłych teściów. Gdy myślał o nim, że jego jednoosobowa rodzina aż tak się powiększy, nie mógł uwierzyć, że był takim szczęściarzem. Wcześniej myślał, że w ogóle go to nie dotyczy.

– Cieszę się, że przyjechaliście – powiedział Ted, zerkając w stronę Maksa. – Pomyślałem, że...

– Tatku, w ten weekend nie chcę żadnego męczenia mojego narzeczonego – wtrąciła Eileen, biorąc chłopaka pod ramię. – Przecież on ledwo stoi.

– Nie rób ze mnie kaleki, przecież... – Maks urwał nagle, zdając sobie sprawę, że powiedział coś strasznie głupiego. Kątem oka zerknął na Eileen, jednak jego dziewczyna tylko zmrużyła oczy, po czym zamaskowała swoją minę uśmiechem.

– Widzicie? Mówiłam, że nie dosypia – kontynuowała. – Inaczej nie gadałby takich głupot.

Ginger i Ted wymienili się spojrzeniami, po czym pokręcili głowami z uśmiechem i zaprosili młodych do domu.

– Jak już będziecie gotowi, zejdźcie na obiad – powiedziała Ginger, widząc, jak Eileen i Maks idą po schodach na górę.

– Jasne, mamo.

– Przepraszam – stęknął Maks, gdy on i Eileen weszli do pokoju. – Ja nie...

– Maks – przerwała mu dziewczyna, wpatrując się w jego oczy. – Weź prysznic i ochłoń trochę, dobrze? Porozmawiamy później.

Chłopak zastanawiał się, ile metrów ma grób, który właśnie zaczął sobie kopać. Nic już nie mówiąc, wziął ręcznik i zniknął w łazience.

Eileen usiadła na łóżku, wpatrując się w sufit.

Nie miała do Maksa żadnych pretensji o głupotę, o jaką prawdopodobnie właśnie teraz się zamartwiał, stojąc pod prysznicem. Chłopak był typem myśliciela, jednak rzadko brał cokolwiek do siebie – chyba, że był zmęczony, co miało miejsce właśnie teraz. Dlatego dziewczyna miała nadzieję, że jego stan chociaż trochę się poprawi.

Kwadrans później Maks narzucił na siebie świeże ubrania. Wciąż trzymając ręcznik na mokrych włosach, wyszedł z łazienki.

Eileen stała przy oknie, a ciepły wiosenny wiatr rozwiewał jej bladopomarańczową sukienkę. Do pokoju wpadł zapach niedawno skoszonej trawy i rosnących wokół zbóż.

Eileen zerknęła na narzeczonego z uśmiechem. Uniosła dłonie, chwytając za ręcznik, po czym zaczęła nim suszyć włosy Maksa.

– I co, lepiej?

– Prawie – odparł, pochylając się nad nią.

Dziewczyna prychnęła z uśmiechem i pocałowała go. Chłopak objął ją w pasie i przyciągnął do siebie.

Zdecydowanie mu tego brakowało.

– Żyjecie tam na górze? – krzyknęła z dołu Ginger. – Wszystko stygnie!

– Chodź, amancie – powiedziała Eileen, chwytając Maksa za rękę.

Zeszli na dół, siadając przy stole ze starszymi Fintanami.

*

Późnym popołudniem Eileen i Maks leżeli na łóżku. Oboje mieli na uszach słuchawki podpięte do jednego odtwarzacza, nucąc pod nosem piosenki z niedawno zakupionego albumu.

Niebawem Maks znów zasnął, a Eileen nie miała zamiaru go budzić. Ściągnęła słuchawki z uszu i odłożyła je na poduszce, wychodząc z pokoju.

Zeszła po schodach, natykając się w salonie na rodziców siedzących razem z kieliszkiem szampana w dłoni i przeglądających lokalne gazety.

– Zasnął?

– W końcu – odparła dziewczyna, odpowiadając tym samym na pytanie Ginger.

– Spójrz, skarbie. Trafiłam na kolejny świetny felieton twojego kolegi.

Kobieta podała Eileen Życie Auditum. Dziewczyna wzięła gazetę do ręki, zerkając na nią. Od jakiegoś czasu Joaquín pisał artykuły pod innym nazwiskiem, do czego wielu czytelników musiało się przyzwyczaić. Mimo wszystko ich treść się nie zmieniła – nadal były tak samo dobre, jak wcześniej, a nawet lepsze. Można powiedzieć, że świadomość posiadania rodziny sprawiła, że stał się doroślejszy.

Ted odstawił kieliszek na blat, wtulając się w ramię żony. Ginger uśmiechnęła się do niego, przerzucając strony kolorowego czasopisma.

Eileen z dumą założyła ręce na piersi, wpatrując się w ten szczęśliwy obrazek. Obróciła się na pięcie i wróciła do pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Ściągnęła Maksowi słuchawki z uszu i odłożyła sprzęt na szafkę nocną.

*

Wcześnie rano Eileen poczuła, że jest w łóżku sama. Dziewczyna podniosła się z materaca, rozglądając się po pomieszczeniu. Westchnęła ciężko, zastanawiając się, gdzie Maks zniknął tym razem.

Weszła do łazienki, by nieco się odświeżyć, po czym narzuciła na siebie nową sukienkę i zeszła po schodach na dół.

W kuchni nie zastała nikogo, chociaż na stole znajdowały się rozłożone już talerze, a właściwie całe śniadanie. Dziewczyna zastanowiła się przez chwilę, myśląc nad tym, gdzie podziała się reszta rodziny.

W tym momencie usłyszała dzwonek do drzwi. Poszła je otworzyć.

Przed jej oczyma pojawił się ogromny bukiet rozmaitych kwiatów, zza którego wyjrzał Maks.

– Wszystkiego najlepszego? – rzucił, uśmiechając się niezręcznie.

Eileen zaczęła się śmiać, gdy z ukrycia wyszli również Ginger i Ted, składając jej życzenia urodzinowe.

Tak bardzo przejęła się Maksem, że zapomniała o sobie. Jednak chłopak nie zapomniał o niej, co mogło świadczyć tylko o jednym – był bardziej zorganizowany, niż myślała. Gdyby zajrzał do swojego telefonu, wiedziałaby, co to za dzień, widząc życzenia składane jej przez przyjaciół, jednak cieszyła się, że tego nie zrobiła.

Niebawem rodzina usiadła do wspólnego śniadania, świętując kolejne urodziny Eileen.