Rozdział 20 (Eliasz || Oliver)


Evans siedział w ciszy w samochodzie Olivera, który wiózł go pod sam dom, nawet jeśli przestało padać. Nie miał pojęcia, co powiedzieć. Szczerze mówiąc, nie miał ochoty niczego mówić. To, co się dzisiaj wydarzyło, zupełnie go przybiło. Nie mógł sobie wybaczyć, że to się stało, nawet jeśli i tak nie mógłby tego zatrzymać. Nie powinien czuć się winny, ale mimo wszystko odczuwał żal, że do tego doszło. 

Martwił się o Maksa. Miał nadzieję, że wszystko z nim w porządku. Eliasz nie miał zamiaru go strofować, zadzwoni do niego, kiedy wejdzie do domu. Chłopak nie powinien być teraz sam, szczególnie po czymś takim. Uznał uczucie do Aggie za prawdziwe, więc na pewno wiele czasu upłynie, nim zda sobie sprawę, że dał się omamić jej wdziękom. Dla Eliasza kokietowanie nic nie znaczyło, wręcz tego zjawiska nie lubił. Niestety, niektóre kobiety uwielbiały z niego korzystać, często zupełnie nieświadomie. Poznał niektóre z tych trików na zajęciach i był pewien, że widział je już wcześniej w zachowaniach Aggie. Może dlatego nigdy nie zdołała go ogłupić. Jako przyszły psycholog nie powinien pozwolić emocjom, by go poniosły. Chociaż... nadal był człowiekiem, a nie poznał jeszcze wszystkich procesów, jakie kierowały ludźmi. Musiał się tego nauczyć jak najszybciej. 

Szczerze wierzył w to, że Maks jest na tyle silny, że nie potrzebuje jego pomocy. Mimo wszystko miał zamiar do niego napisać. 

Szczęśliwie dla pasażerów, samolot mógł wystartować, zanim rozpadało się na dobre, co mogłoby uniemożliwić lot. Mimo całego zamieszania, Eliasz nie chciał, by Aggie coś się stało. W końcu kiedyś była częścią grupy, którą nagle postanowiła opuścić. Może potrzebowała innych przyjaciół. Na przykład dziewczyn. Zapewne czuła się przytłoczona towarzystwem samych mężczyzn. Eliasz nie zwrócił na to uwagi wcześniej, ale ten czynnik mógł być istotny. 

Oliver stanął przed posiadłością Evansów, gasząc silnik. Siedział przez chwilę w milczeniu. Po chwili Eliasz poczuł na sobie jego wzrok. 

– Eli, dobrze się czujesz? – zagaił Oliver. 

– Po prostu się przejąłem. 

– Rozumiem cię, dla mnie to też był szok. Ale... Nie martw się o Maksa, poradzi sobie – kontynuował Oliver. – Chociaż ma słabe ciało, posiada silny charakter. Całe szczęście, ponieważ jest on o wiele ważniejszy w relacjach międzyludzkich. 

– Tak, wiem… Mimo wszystko martwię się o niego. 

– Ha, faktycznie niezły z ciebie samarytanin. 


Eliasz westchnął ciężko, wpatrując się w pochmurny obraz Auditum. W końcu postanowił przerwać ciszę, ale Oliver go uprzedził. 

– Czasem ludzie się rozstają, a my nie możemy na to nic poradzić. 

Eliasz spojrzał na mężczyznę ze zdziwieniem. 

– Jedna osoba podejmuje decyzję, która ma wpływ na życia pozostałych. Tak samo było z Zimmermannami. Podobną decyzję podjęli twoi rodzice w związku z Józefiną... To się po prostu zdarza, Eli. 

Chłopak spojrzał na szybę pokrytą drobnymi kropelkami deszczu. 

– Zbyt często przebywam z ludźmi, by nie wiedzieć, co się z nimi dzieje – kontynuował. – Wiem, kiedy są nieszczęśliwi. Istota ludzka emanuje swoimi emocjami na wszystkie strony, nie wiedząc nawet, że ktoś może je przejąć. W ten sposób świat może stać się ponury, jeżeli nie zatrzyma się tej lawiny przykrości. Jedno słowo niszczy wiele obietnic, prawda? 

Oliver skinął głową, wpatrując się w kierownicę. 

– Ludzie różnie reagują pod wpływem silnego stresu. Kłamią, mówiąc, że znają siebie. Zadajesz im pytanie, co zrobiliby w konkretnej sytuacji, a oni odpowiadają zgodnie z aprobatą społeczną, tym, co chcesz usłyszeć. A później okazuje się, że nie mieli racji. Osoba, którą kochasz, wmawia sobie, że nie jest ciebie warta, przynosi ci pecha i że nie macie razem szans. 

Umilkł, wpatrując się w krople deszczu znów uderzające o szyby samochodu. 

– Nie jestem terapeutą, chociaż bardzo chciałbym nim zostać – powiedział Eliasz, przerywając nieznośną ciszę. – Ale widzisz... Chociaż straciliśmy nasze dary, jakaś cząstka z nich została w nas wszystkich. Nigdy nie przestałem wierzyć w swoje przeczucie. 

Oliver odwrócił się w jego stronę, wpatrując się w niego ze zdziwieniem. 

– Dzięki za podwózkę. Na razie – zakończył dziewiętnastolatek, zakładając czapkę. Otworzył drzwi samochodu. 

Wyszedł z auta, kierując się w stronę posiadłości. Widział jeszcze, jak Oliver odjeżdża spod jego posesji. 

Mówiąc o przeczuciu, myślał o tym, co się ostatnio działo z mężczyzną. Coś go wyraźnie trapiło, tylko że... Eliasz nie miał pojęcia, co.