Rozdział 16 (Oliver)
Acris nie miał bladego pojęcia, co się dzieje, kiedy Eliasz nagle wyszedł z kawiarni, pytając, gdzie znajduje się auto. Przyspieszył kroku, niemal biegnąc w stronę srebrnej toyoty. Oliver ledwo zdążył nacisnąć na przycisk otwierający drzwi, a Eliasz wskoczył na miejsce pasażera. Wyciągnął komórkę z kieszeni i zaczął coś wystukiwać, dzwoniąc do kogoś. Acris usiadł za kierownicą, czekając na dalszy rozwój wydarzeń, jednak Evans odwrócił się w jego stronę.
– Musimy jechać, żeby przebić się przez korek – oznajmił, zapinając pasy. – Zdaje się, że Aggie ma coś w planach.
– Co takiego?
– Oliver, błagam. Zaufaj mi, wszystko wyjaśni się na miejscu.
Mężczyzna nie odpowiedział. Zacisnął tylko usta i włożył kluczyki do stacyjki, spuszczając ręczny hamulec. Po chwili wrzucił pierwszy bieg i ruszył z miejsca, kierując się na główną drogę prowadzącą na lotnisko.
Niezbyt dobrze znał Naznaczonych, skoro nie mógł się nawet domyślić, o co chodzi Eliaszowi. Chłopak nigdy się tak nie zachowywał, a skoro stracił swój dar na rzecz ocalenia Zagubionych, to wszystko powinno wrócić do normalności. Tymczasem ta wyprawa wcale nie wyglądała na normalną. W ogóle nie przypominała niczego racjonalnego.
Oliver musiał przyznać, że zachowanie Eliasza od jakiegoś czasu odbiegało od normy. Wydawał się bardziej zamyślony, jakby zastanawiał się nad sensem życia, tylko nie bardzo wiedział, czym ów sens jest.
Zatrzymał się na światłach i zerknął na dziewiętnastolatka. Chłopak siedział cicho, nic nie mówiąc. Wpatrywał się w pakunek od pracowników kafejki w kompletnym bezruchu.
– Co było w tej wiadomości? – spytał Oliver, bowiem chciał nieco rozluźnić atmosferę.
– Aggie planuje coś wielkiego.
– To po to wieziesz to ciasto? Jeśli to urodziny niespodzianka, to nie rozumiem, po co się tak spieszymy.
– Wiem, że nie rozumiesz. Ale uwierz mi, cała nasza czwórka wie, że Aggie potrafi być nieprzewidywalna. Zupełnie tak, jak jej matka.
– Wiesz coś o jej matce?
– Nazywa się Dempsey. Jest hostessą. Miała romans z ojcem Maksa. Ja i Kamil dowiedzieliśmy się tego, poznając ich i włączając do Naznaczonych, gdy uciekli od rodziców.
– Więc to wy szukaliście ludzi z darami? – ciągnął Oliver.
– Tak, ale teraz to nie ma znaczenia. Musimy dowiedzieć się, co się dzieje.
Oliver westchnął, po czym skinął głową na swój telefon.
– Zadzwoń pod czternasty z kolei numer. Ktoś zajrzy do systemu. Powinien powiedzieć ci, kto dzisiaj ucieka najbliższym lotem. Podaj nazwisko, znajdzie je w bazie.
Eliasz zerknął na niego ze zdziwieniem.
– Co? Nie tylko ty masz kumpla hakera – odparł beznamiętnie Oliver, dociskając gazu.
Chłopak rozmawiał przez chwilę z jego dobrym przyjacielem, Kylem. Po kilku minutach wiedział już, że na nazwisko Dempsey zostały zarezerwowane dwa bilety brytyjskich linii lotniczych.
– Nie wierzę! – rzucił Eliasz. – Ona ma zamiar powiedzieć o tym Maksowi tuż przed wylotem? To najgłupsza decyzja, jaką mogła podjąć!
– A jeśli to jedyna decyzja, jaka ją ratuje?
Evans spojrzał na niego sceptycznie. Oliver patrzył przed siebie, uważając na drogę.
– Eli, jeśli ludzie czują się niepewnie, polegają na innych – kontynuował. – Jeśli Aggie zaufała swojej matce i nie chce, by cokolwiek zepsuło jej plany, to nie mogła ci powiedzieć wcześniej. I tak ma do ciebie spore zaufanie, ponieważ jej nie wydasz. Zakładam, że ma również nadzieję, iż uszanujesz jej decyzję. Nawet, jeśli nie do końca ją rozumiesz.
– Oliver, ta decyzja jest niemożliwie idiotyczna.
– Może i tak. Ale to jej decyzja. Jeśli dobrze pamiętam, dowodził wami Kamil, tak? Jeśli wy trzej, zanim dołączył do was Joaquín, umieliście myśleć za siebie, Aggie musiała czuć się koszmarnie. Zakładam, że nie miała zbyt silnej osobowości. Mam jednak wrażenie, ze po tej masakrze z Perduellem dziewczyna odzyskuje wiarę w siebie i zaczyna żyć tak, jak chce. To może być jej pierwsza decyzja.
– Matka ją namówiła. Jak to może być jej decyzja?
– Ponieważ decyzja nie polega na szukaniu niemożliwej do spełnienia opcji trzeciej, gdy do wyboru są tylko dwie. Pierwszą, czyli zostanie tutaj, dziewczyna odrzuciła. Nie wiesz, co dzieje się wewnątrz niej, nie wiesz, co myśli. Nawet jeśli działa pod wpływem impulsu, ta kobieta nadal jest jej matką. Powiedziałeś mi, że Aggie i Maks uciekli od rodziców. Być może pani Dempsey chce naprawić swój błąd i pogodzić się z córką? Może coś stało się między nią a ojcem Maksa? Kto wie, co siedzi w jej głowie. Jedno jest pewne – żaden psycholog nie zajrzy do środka człowieka, próbując go zrozumieć.
Eliasz wpatrywał się w Olivera w milczeniu. Trwali tak przez dłuższą chwilę. W końcu Acris skręcił na parking, zostawiając auto na jednym z wolnych miejsc. Zgasił silnik i odwrócił głowę w stronę chłopaka.
– Masz rację… – powiedział nagle Eliasz. – Powinniśmy pozwolić jej odejść. Maks również.
– O dylematach moralnych porozmawiamy później – odparł Oliver, wychodząc z auta. Właśnie dostrzegł motocykl zatrzymujący się tuż obok jego toyoty. Zsiedli z niej dwaj osobnicy, których rozpoznał natychmiast.
Kamil i Joaquín również dołączyli do tej farsy.
– Co jest grane? – mruknął kruczowłosy, zdejmując kask z głowy. Odebrał kask od Joaquína i włożył oba do bagażnika swojego Kawasaki.
– Aggie ma zamiar się z nami pożegnać – oznajmił Eliasz, stając naprzeciwko chłopaków ze świeżo zapakowanym prezentem.
– Że jak?! – zareagowali jednocześnie.
– Słuchajcie, jeśli chcecie ją jeszcze zobaczyć, to musicie się ruszyć – wtrącił Oliver, zerkając na zegarek. – Niedługo będą przepuszczać przez bramki.
Chłopcy spojrzeli po sobie, ruszając w stronę lotniska bez zbędnych pytań.
Oliver jeszcze nie widział ich tak przejętych. Nie spodziewał się takiej reakcji po żadnym z nich, ale jednak… Aggie była częścią grupy. Jednak grupy miały to do siebie, że gdy osiągnęły cel, mogły – i najczęściej – się rozpadały, jeśli nie znalazły innych wspólnych celów. Widocznie celem dziewczyny było zupełnie coś innego, niż życie w tym mieście.
Na terenie lotniska roiło się od ludzi czekających na odlot swojego samolotu. Czwórka osobników przeciskała się przez tłum. Oliver zerknął na Kamila i Joaquína, którzy jeszcze nigdy nie trzymali się tak blisko siebie. Gdy Acris poznał młodego Zimmermanna, wcale nie podobało mu się przebywanie blisko innych ludzi. Jednak przy kruczowłosym na nikogo się nie rzucał, był dziwnie spokojny. Danilecki miał na niego jakiś zbawienny wpływ.
Tam, gdzie znajdowały się bramki, tłumu ludzi jeszcze nie było. Odnaleźli tam Aggie i Maksa. Stali naprzeciwko siebie w milczeniu. Oliver zastanawiał się, czy dziewczyna już oznajmiła chłopakowi o wszystkim. Jego pytanie uprzedził Kamil, który nie omieszkał stanąć przy nich tak, jak kiedyś. Tym razem jednak nie jako przywódca, ale jako przyjaciel.
– Dzięki, że przyszliście – powiedziała Aggie, zerkając za siebie. Zdaje się, że jej matka przeszła już przez bramki. – Nie mam zbyt wiele czasu.
– Więc… Co się dzieje? – zapytał Joaquín, stając naprzeciwko Aggie i Maksa.
– Ja sam do końca nie wiem – oznajmił Maks, spoglądając na dziewczynę. – Chciałaś pożegnać się z matką, tak?
– Nie, Maks. Chciałam pożegnać się z wami. Lecę razem z nią. Nie wiem, kiedy się zobaczymy. Nie wiem, czy to kiedykolwiek jeszcze nastąpi, więc ja…
Oliver widział, że Maksa zatkało. Wyglądał tak, jakby właśnie dowiedział się, że zostało mu kilka godzin życia.
– Aggie, żartujesz, prawda? – jęknął, zaś jego głos się załamał.
Dziewczyna spojrzała na niego z troską.
– Nasza grupa wykonała już swoje zadanie. Potrzebuję oddechu po tych wszystkich oszustwach i nieszczerych akcjach. Chcę wreszcie być wolna, rozumiesz? Wolna od tego, co trzymało mnie w Auditum. Wolna od wszystkich demonów, od przeszłości i tego, co nie pozwala mi odejść. Chcę podejmować własne decyzje, nauczyć się odpowiedzialności. Przez mój lęk nigdy nie mogłam tego zrobić.
– Ale przecież na mnie zawsze możesz polegać. Przecież cię kocham, zapomniałaś o tym? – Maks próbował ją przekonać, ale dziewczyna nie dawała za wygraną.
– Twoje uczucie nie jest moim uczuciem. Ono mnie przytłacza. Nigdy nie potrafiłeś mi powiedzieć, że coś ci się nie podoba i zgadzałeś się na wszystko. Ta aprobata powoli zaczęła mnie dobijać. Nie chcę żyć z kimś, kto nie ma własnego zdania i nie potrafi powiedzieć nie, jeśli poprosi się go o najgłupszą rzecz na świecie.
Aggie odetchnęła lekko, chcąc się skupić.
– Słuchajcie. Nie wiem, o czym teraz myślicie, ale moja misja w Auditum już się skończyła. Zebrałam was tutaj, by przeprosić za wszystkie głupstwa i poprosić, byście zaakceptowali moją decyzję.
Zerknęła na Joaquína i Kamila, jakby tę wypowiedź kierowała bezpośrednio do nich.
– Jeśli nie pogodzimy się z przeszłością, ona będzie się za nami ciągnąć jak sznur, na którym możemy zawisnąć przez nieuwagę. Ja postanowiłam ją zaakceptować. Pożegnać się z tymi, którzy stanowią jej część i... Ruszyć naprzód. Zacząć żyć na nowo.
Joaquín zerknął na dziewczynę. Oliver zastanawiał się, jakie emocje kumulowały się w nim, skoro w jego oczach widać było zdziwienie i szok zarazem. Spuścił głowę, wpatrując się w podłogę.
Czyżby Aggie domyślała się, co Joaquín ukrywa? Przecież ledwo go znała... Jakim cudem ją zrozumiał?
Oliver spojrzał na Kamila, którego również coś trafiło. Psycholog nie miał pojęcia, o czym wiedziała Aggie, ale zdaje się, że ona i kruczowłosy odbyli kiedyś dość ciekawą rozmowę...
Oliver spojrzał na Kamila, którego również coś trafiło. Psycholog nie miał pojęcia, o czym wiedziała Aggie, ale zdaje się, że ona i kruczowłosy odbyli kiedyś dość ciekawą rozmowę...
– Więc naprawdę chcesz iść tą samą drogą, co matka? – warknął nagle Maks, rozpraszając wszystkich. – Masz pojęcie, w co ta kobieta może cię wciągnąć? Kto wpadł na pomysł, by od niej uciec? Jak przekonała cię, byś wróciła, co? A może niedługo dostanę telefon od ojca i dowiem się, że nasi rodzice rozstali się po kilku latach, bo twoja matka znowu ma jakąś paranoję?
Aggie uniosła dłoń tak, jakby chciała go uderzyć, jednak nie mogła tego zrobić, gdyż w tej samej chwili Joaquín wskoczył pomiędzy nich i został przez nią przypadkowo spoliczkowany. Złapał się za twarz i pomasował, kręcąc głową. Poprawił okulary, które spadły mu z nosa.
– Naprawdę chcecie rozstać się w taki sposób? – zapytał, kierując swe pytania do obojga. – Ogarnijcie się. Aggie… Wiem, co czuje człowiek, który całe życie nie mógł podjąć żadnej decyzji sam. Zupełnie tak, jakby coś nim rządziło, jakby nie był sobą. Ja... Kiedy wreszcie udało mi się z tego wyrwać, poczułem się naprawdę wolny. Nie zrobiłbym tego bez was.
Oliver wpatrywał się w chłopaka w milczeniu, podobnie jak pozostali członkowie grupy. Nie spodziewał się, że Joaquín będzie w stanie nadstawić przysłowiowy drugi policzek. On naprawdę się zmieniał. Dojrzewał wtedy, gdy mógł ratować ludzi. Może to było jego prawdziwe powołanie.
– Próbuję wam tylko powiedzieć, że… Nie widzę sensu w marnowaniu życia, skoro nigdy nie wiecie, jak długo będzie trwało. Nie wiecie nawet, czy się jutro obudzicie. Przez te wszystkie lata poznawaliście się, tak? Jeśli było źle, po co to kontynuować? A jeśli było dobrze, dlaczego psuć to teraz jakąś idiotyczną kłótnią o ludzi, których przeszłość nie powinna mieć wpływu na waszą przyszłość? Jeśli faktycznie chcecie się pożegnać z tym, co wam ciąży, nie róbcie tego w ten sposób.
Joaquín zerknął na Maksa, który nie wydawał się zadowolony, słysząc te słowa.
– Nie staję po żadnej stronie – kontynuował spokojnie. – Też podjąłem masę dziwnych decyzji. Niektóre były moje, inne niekoniecznie. Ale musiałem odpowiadać za wszystkie. I wiecie co? Jestem z tego dumny. Tylko doświadczenie nauczyło mnie życia. Więc Maks, jeśli to, co mówisz, jest prawdą – daj Aggie podjąć jej decyzję. Tylko w tej sposób zdejmiesz z niej ciężar, którego sam nie widzisz.
Maks nie odezwał się ani słowem, pomimo tego, że reszta wyraziła się jasno – ten wybór należał do Aggie. W końcu chłopak spuścił głowę, jakby chciał wyciągnąć coś z kieszeni. Po chwili jednak zrezygnowany odpuścił, ukrywając małe czerwone pudełko. Oliverowi przypomniały się opakowania, w które pakowano biżuterię u jubilera.
W tle rozległo się ogłoszenie – pasażerów po raz kolejny zapraszano do okazania biletów i kierowania się w stronę bramek, za którymi wpuszczano już na pokład samolotu.
– Jeśli tego właśnie chcesz… – powiedział w końcu Maks, przerywając milczenie. – Tak będzie najlepiej dla nas wszystkich.
Dziewczyna posłała mu nikły uśmiech, jednak chłopak wcale go nie odwzajemnił.
Oliver rzucił okiem na Eliasza, który wyciągnął zza pleców to, co zdobył w kafejce i podał dziewczynie, każąc jej rozpakować ten skromny prezent.
– Nie mieliśmy czasu na nic innego, więc... Wszystkiego najlepszego.
Aggie otworzyła prezent, zerkając do środka. Oliver widział uśmiech na jej twarzy, gdy zobaczyła mały tort z napisem „Powodzenia w nowym życiu”, nakreślonym tuż przed spotkaniem.
Kamil wyciągnął z kieszeni pudełko zapałek i zapalił jedną z nich, wkładając ją w mały tort.
– Tradycja jest tradycją… Pomyśl życzenie.
Dziewczyna potarła oczy i zastanowiła się przez chwilę, po czym zdmuchnęła prowizoryczną świeczkę. W tym czasie Oliver zdążył wyciągnąć telefon i zrobić im wszystkim ostatnie, pożegnalne zdjęcie.
Chłopcy widzieli jeszcze, jak dziewczyna znika za bramką. Potem Joaquín pierwszy pobiegł w stronę schodów, z których widać było odlatujące samoloty. Za nim poszli pozostali, stając przed szklaną ścianą, zza której mogli ujrzeć całe lotnisko. Maks zjawił się tam ostatni.
Chwilę później samolot wzbił się w powietrze, zaś na niebie pojawiały się kolejne białe smugi.
Oliver zastanawiał się, jak Maks to przeżyje. Wszystko zależało od tego, jak silne było jego uczucie – jeśli w ogóle było prawdziwe, bowiem w świecie Naznaczonych wszystko mogło okazać się iluzją. Jednak to, co zobaczył dzisiaj, było częścią prawdziwego życia. Nie mógł temu zaprzeczyć. Jeśli teraz każdy pójdzie własną drogą, jeśli uda im się dokonać tego, co dotychczas było niemożliwe, również zostawią przeszłość za sobą, otwierając w życiu nowy rozdział.
Jednak oby to zrobić, najpierw musieli tę przeszłość zaakceptować. Acris dobrze wiedział, kto musi odbyć rozmowę, która może zmienić życie. To życie potrzebowało symbiozy, zaakceptowania złej przeszłości i przyjęcia tajemniczej, lecz miał nadzieję, że dobrej, przyszłości.
W teraźniejszości stworzonej przez nich samych.