Rozdział 11 (Oliver)


Acris błagał Naczelnika, by dostać dzień wolny. Długo się przed nim płaszczył, w końcu udało mu się zrobić coś, by pójść do pracy na późniejszą zmianę. Miał umówioną wizytę u okulisty, nie chciał jej ponownie przekładać. Po tym, co stało się podczas rytuału, gdy jeden z demonicznych podnóżków Perduella roztrzaskał jego najlepsze jak dotąd okulary, Oliver nie mógł znaleźć dla siebie niczego odpowiedniego. Może powinien zamienić okulary na soczewki kontaktowe? Nie lubił ich za bardzo, ale wtedy nikomu nie przyszłoby do głowy, by zrzucać mu szkła z nosa, a szczególnie więźniom, którzy uwielbiali drwić sobie z przełożonych. 

Mężczyzna wszedł do budynku, w którym przywitały go uśmiechnięte kobiety. Od razu powiedział, po co przyszedł. Jedna z nich poprosiła go do gabinetu. Zbadano mu wzrok tak jak zawsze. Na szczęście wada nie pogłębiła się. Po badaniu wskazano mu kanapę w poczekalni przy oknie, skąd mógł obserwować całe miasto. Usiadł naprzeciwko okna, wpatrując się w ludzi spacerujących po Głównym Rynku Auditum. 

W pewnym momencie potarł oczy. Miał nadzieję, że to nie były żadne omamy. Zobaczył bowiem Kamila, który przemierzał chodnik pewnym krokiem. Chyba z kimś rozmawiał. W pewnym momencie skończył rozmowę, po czym pobiegł przed siebie. Nie było go przez dłuższą chwilę. Oliver już miał się głowić, co się dzieje, kiedy Kamil przyciągnął kogoś za rękaw. To był Joaquín. 

Acris chwycił za najbliższą gazetę, jaka znajdowała się w jego otoczeniu i ukrył się za nią dla niepoznaki, gdy chłopcy weszli do pomieszczenia. 

– Okulary do odbioru? – zapytała kobieta, biorąc do ręki dokument. Joaquín skinął głową, wpatrując się w podłogę. 

Oliver odchylił czasopismo, by przyjrzeć się całej tej sytuacji. Zdaje się, że zupełnie zapomniał o problemach Joaquína ze wzrokiem. Dowiedział się przecież, że chłopak stracił dar telestezji, a po przeżyciach na zamku i torturach, przez jakie przeszedł – pogorszył mu się nie tylko wzrok, ale też kondycja. 

Acris powiedziałby, że Joaquín jest tak zraniony, że bardziej pogubionym można być chyba tylko w mitycznym labiryncie Minotaura. Jego sytuacja była zakręcona jak świński ogon. Im dłużej Oliver go obserwował, tym bardziej był przekonany o swojej racji. Chciałby mu jakoś pomóc. Jednak etyka psychologa nie pozwalała mu na to – trzeba się zgodzić na zmianę życia. 

Postanowił, że nie będzie się dłużej ukrywał za gazetą i po prostu podejdzie do chłopców. I tak pewnie zdążyli go już zauważyć. 

– Cześć chłopaki – rzucił, stając za nimi. Odwrócili się w jego stronę. Joaquín wcale się nie odezwał. Kamil zabrał głos za ich dwóch. 

– Co tutaj robisz? 

– To samo, co wy. Przyszedłem po okulary – odparł Acris. – I co, jest bardzo źle? 

Miał na myśli stan oczu Joaquína, chociaż równie dobrze mógłby spytać o jego życie. 

– Nie, przynajmniej nie muszę ludzi oglądać – oznajmił Joaquín, zerkając na niego z uśmiechem na ustach. 


Żart mu się wyostrzył? Oliver stwierdził, że nawet mu się to spodobało. 

Ich krótką wymianę zdań przerwała kobieta, która przyniosła chłopakowi jego okulary. 

– Proszę przymierzyć – oznajmiła, podając mu pudełko. Joaquín wziął je do ręki, po czym wyciągnął zawartość na wierzch i założył ją na nos. Stanął przed lustrem, wpatrując się w swoje oblicze.

– Jest okay – rzucił Kamil. 

Oliverowi nie umknęło, że po tym komentarzu na twarzy Joaquina pojawiło się zakłopotanie. Wiedział, że chłopak miał pewien problem z ukrywaniem swoich emocji, co było widać na jego twarzy. Cóż, uczucia potrafiły wyniszczać. Szczególnie, jeśli były mieszanką wybuchową – negatywów i pozytywów. A najgorszy przypadek widział właśnie przed sobą. 

– Miałeś być w sklepie godzinę temu – westchnął Kamil, zerkając na Joaquína z góry. – Mamy nowe instrumenty, musimy to ogarnąć. 

– To idę – odparł Joaquín, zmierzając w stronę drzwi. 

Kruczowłosy pożegnał się z Acrisem. Pobiegł za Joaquínem, który zaczął przyglądać się światu zza szkieł swoich okularów. 

W końcu kobieta przyszła do Olivera i podała mu jego szklany dobytek. 

Jeszcze długo myślał nad tym, co zobaczył. Joaquín mógł wydawać się niedostępny, ale jeśli uzna, że może komuś ufać, na pewno się otworzy. Jemu nie wystarczą same słowa, jemu są potrzebne czyny. Jeśli czegoś nie doświadczy, nie będzie o tym wiedział. 

Oliver miał wrażenie, że prawda niedługo wyjdzie na jaw.