Rozdział 22 (Kamil)


Od kiedy Joaquin wrócił z Éclaircie, sposępniał. Jakby dowiedział się czegoś, co wywróciło jego życie do góry nogami. Zamknął się w pokoju i chciał, by na jakiś czas dano mu spokój. Chociaż Kamil próbował go przekonać, by zszedł do niego i Brusa na dół, on wcale nie słuchał. Nawet Raf był niezadowolony z tego faktu i skomlał pod drzwiami, jednak Joaquín pozostał nieugięty. W końcu Kamil oznajmił, że skoro chłopak ma zamiar tkwić w tym stanie, on nie będzie go zatrzymywał. Zaraz jednak się poprawił i dodał, że jeśli faktycznie będzie chciał porozmawiać, to niech wpuści go do pokoju. 

Kruczowłosy zszedł do kuchni, w której Brus przygotowywał jakąś paczkę. 

– Dokąd idziesz, dziadku? 

– Dzwoniła do mnie ciotka Mary i prosiła, żebym podał jej leki, które zamówiła w tutejszej aptece. Nie chcesz iść ze mną? I… gdzie jest Joaquín? 

Kamil nie chciał o tym mówić, bo wiedział, że dziadek również zacznie się martwić. Naprawdę polubił chłopaka i nie traktował tylko jak chłopca na posyłki, którym czasem Joaquín był. 

Kamil w głębi duszy chciał, by kiedyś Brus zaakceptował go także jako kogoś więcej, ale na razie sam musiał zadbać o to, by Joaquín powiedział mu, co się właściwie wydarzyło. 

– Intensywnie nad czymś myśli. Zajrzę do niego później – powiedział w końcu Kamil, uśmiechając się dla niepoznaki. – Chcesz, żeby cię zawieźć? Skoczę tylko po kluczyki. 

– Nie musisz, pojadę autobusem. Mgła zdecydowanie utrudnia widoczność. Jeśli będziecie głodni, lodówka jest wasza. 

Kamil skinął głową. Dobrze, że Joaquín nie usłyszał tych słów, bo wziąłby je na poważnie. Kruczowłosy zdołał się przekonać, że ten chłopak ma żołądek bez dna. Jeśli nie sięga po jedzenie, coś musi go wyjątkowo strofować. 

Brus owinął się szalikiem i narzucił na siebie płaszcz, po czym zerknął na Rafa, który czuwał przy drzwiach wyjściowych. 

– A ty co, już dyżur masz? – spytał. Pies zamerdał ogonem, jakby zgadzał się z przedmówcą. Brus pokręcił głową, uśmiechając się lekko. Pokazał Rafowi jego kojec. Zwierzak położył się na ziemi, wpatrując się w mężczyznę wielkimi oczyma, w których odbijało się światło żarówki. To jednak nie działało. W końcu Raf zrezygnował z prób przemówienia do serca swojego pana i zrezygnowany ruszył do kuchni, kładąc się na specjalnym posłaniu. 

– Wiesz, Kamilu – ten psiak naprawdę mi cię przypomina. 

– Niby w czym? – mruknął Kamil, zerkając na dziadka ze zdziwieniem. 

– Sam nie wiem. Po prostu… Cenię sobie lojalność i wytrwałość. Kto wie, może przejął te cechy od ciebie? Wielu ludziom ich brakuje. Dobrze, że mój wnuk i pies je posiadają. 

Kamil zerknął na Rafa, który właśnie strzygł uszami, nasłuchując. 

– Pora na mnie. Może ciotka ma coś smacznego dla ciebie, bałaganiarzu – oznajmił Brus, kierując swoje słowa do psa. Czworonóg odwrócił głowę w jego stronę, po czym szczeknął głośno, akceptując tę pozytywną informację. 

Kamil stał w progu, dopóki dziadek nie wsiadł w autobus, po czym zamknął drzwi i ruszył w stronę schodów. Może i będzie natrętny, ale nie odpuści. Przynajmniej przetestuje swoją wytrwałość. Będzie czekał lojalnie jak pies, dopóki ktoś nie postanowi wpuścić go do środka i powiedzieć, co się właściwie stało. 

– Joaquín, mówię serio – powtórzył już po raz kolejny, stając pod drzwiami. – Powiedz mi, co się stało. 

– Nie chcę. Ja… nie mogę. 

Kamil syknął coś pod nosem. Co to znaczy, że nie może? 

Powtórzył to pytanie na głos, długo nie uzyskując odpowiedzi. 

– Nie chcę, żeby ktoś udawał, że go to obchodzi. Idź sobie. 

Kruczowłosy opuścił ramiona w geście zrezygnowania. Czasem miał wrażenie, że chociaż Joaquín usilnie próbował udawać, że czegoś nie chce, wcale mu to nie wychodzi. Zupełnie tak, jakby nie myślał logicznie, a bardziej posługiwał się emocjami. Do tej pory Kamilowi wydawało się, że tylko płeć piękna zachowuje się w tej sposób. Jednak doszedł do wniosku, że nie zewnętrzna powłoka się liczyła, a osobowość danego człowieka. 

– Joaquín, pamiętasz, co ci powiedziałem, znajdując cię w piwnicy? – próbował dalej Kamil. – Jesteś inny. Nie trzymaj tego w sobie, bo to cię wyniszczy. Ludzie przez to umierają, ty też jesteś człowiekiem, zapomniałeś?


Cisza. Kamil nie usłyszał niczyich kroków, zatem Joaquín nadal nie ruszył się z miejsca. Kruczowłosy postanowił usiąść pod drzwiami i oprzeć o nie plecy, czekając. W przeciwieństwie do Joaquína, był cierpliwy. Nie miał zamiaru odpuszczać, czuł, że pomoc chłopakowi należy do jego obowiązków. Nie mógł przejść obojętnie obok śmiertelnika, który nie potrafił żyć. 

– Joaquín, proszę. Chcę cię zrozumieć. Wiem, że nigdy mi się to w pełni nie uda, ale daj mi spróbować – powiedział, wpatrując się w ziemię. – Nie chcę, żebyś dźwigał ten problem sam. Chcę ci pomóc. Naprawdę obchodzi mnie to, co się z tobą dzieje, nawet jeśli tego nie widzisz. 

Nadal niczego nie słyszał. Oparł głowę o drzwi i wpatrywał się w ciemny sufit. Nie miał pojęcia, co jeszcze zrobić. Nie będzie się tam włamywał, to byłoby złamanie zasady prywatności. Ostatnio i tak był zbyt blisko niego. Jakby zapomniał, że Joaquín tego nie lubi. Jednak widział maleńką szansę, że chłopak w końcu otworzy się na ludzi, a on będzie mógł się z tego cieszyć. To dziwne, jak wielką radość mogło mu sprawić szczęście kogoś innego.

Zupełnie tak, jakby życie Joaquína stało się częścią jego życia. 

W pewnym momencie poczuł, że leci do tyłu. Drzwi otworzyły się tak szybko, że nawet nie zauważył, kiedy Joaquín do nich podszedł. Kamil wpatrywał się w chłopaka, który stanął nad nim i zerknął na niego oczyma pozbawionymi jakichkolwiek emocji. Pozwolił mu wejść do środka.

Kruczowłosy wstał z podłogi i stanął przed Joaquínem. 

– Chcę to usłyszeć – oznajmił z przekonaniem w głosie. – Cokolwiek mi powiesz. 

Joaquín wciąż gapił się w podłogę, jakby nie do końca wiedział, czy podjął właściwą decyzję. Stał oparty o biurko, zaś na jego twarz padało nieznaczne światło miejskiej latarni. Kamil pomyślał wtedy, że to jeden z najbardziej niepokojących momentów, jakich doświadczył w swoim życiu. 

– Ja… Nie wiedziałem, dlaczego chciałeś, żebym tu zamieszkał – zaczął Joaquín. – Szczerze mówiąc, do tej pory się nad tym zastanawiam. Wziąłeś mnie tutaj nie mając pojęcia o tym, przez co przeszedłem ani kim jestem. I to jest naprawdę dziwne. Nie rozumiem tego. 

Kamil spojrzał na niego niepewnie. Czy on zaczął rozumieć to, co działo się wokół niego? Nikt tutaj nie chciał go skrzywdzić. 

– Przecież nie mogłeś mieszkać na ulicy. 

– Wielu ludzi tak mieszka. Dlaczego zdecydowałeś się pomóc właśnie mi? Czego ty ode mnie chcesz? 

– Co ty… – zaczął Kamil, jednak zamilkł po chwili. 

Do czego prowadziła ta rozmowa, jeśli nie do kłótni? 

– Szansy, by cię zrozumieć – powiedział, ostrożnie dobierając słowa. – Nigdy nie pytałem cię o przeszłość, bo ona jest częścią twojego życia. Ale teraz… Chcę, żeby była też częścią mojego. Chcę ci pomóc. 

– I co, pokręcić głową z politowaniem? Okazać obrzydzenie? Przecież wszyscy ludzie tak funkcjonują. 

– Nie jestem taki, jak wszyscy – oznajmił chłodno Kamil. – Wszyscy oddaliby cię w ręce strażników. Wszyscy mieliby cię gdzieś. Ja nie miałem. 

Joaquín prychnął pod nosem, zakładając ręce na piersi. 

– Jasne. A gdybym powiedział ci coś, co sprawi, że zaczniesz na mnie patrzeć inaczej? Nadal chrzaniłbyś, że chcesz to zrozumieć? Nigdy nie będziesz w stanie tego zrobić. Jak wszyscy ci, którzy tylko odsuwają się od takich jak ja, kiedy poznają prawdę. 

Kamil nie miał już siły. Wiedział jednak, że jeśli teraz się podda, nigdy nie usłyszy prawdy. Więc pomimo tych okropnych docinek i morderczych spojrzeń stał nieruchomo, chociaż bardzo go to bolało. 

– Naprawdę myślisz, że każda istota ludzka funkcjonuje w ten sam sposób, jakby nie posiadała własnego mózgu? Niektórzy nauczyli się myśleć o uczuciach innych ludzi i chcą ich zrozumieć. Co takiego skrywa twoja przeszłość, że tak uważasz? Wszyscy ludzie są tacy sami i nie umieją odróżnić zła od dobra? Zachowują się jak zwierzęta i myślą tylko o jednym?

Joaquín zerknął na niego gniewnie. 

– Dlatego nigdy nie chciałem być człowiekiem. Ludzie to bestie gorsze od demonów, traktują cię jak szmatę, którą mogą podetrzeć swoją dupę – powiedział. – Ludzie są źli. Zawsze byli! 

– Ludzie nie są źli, to ty robisz z nich potworów! 

– Oni mnie zgwałcili, Kamil‼! – krzyknął Joaquín. 

W pokoju zapadła cisza. Kamil poczuł się tak, jakby przygniótł go jakiś ciężki głaz, który zablokował wszystkie jego funkcje życiowe. Zapomniał, jak się poruszać. Zapomniał, jak się oddycha. Jakby cały świat wokół zniknął, a on nagle umarł. Nie mógł nawet otworzyć ust. 


– Czy to jest prawda, którą chciałeś usłyszeć?! – Joaquín wciąż mówił podniesionym głosem, z trudem powstrzymując łzy gniewu. – Wziąłeś do swojego domu kogoś, kto babrał się w narkotykach, spotykał się z byle jakimi śmieciarzami i handlował tym gównem, żeby jakoś żyć! Byłem w domu dziecka, widziałem jak na moich oczach zabijają zwierzęta i byłem zbyt tchórzliwy, by zaprotestować. Kiedy się odważyłem, chciałem ich zabić, za to wsadzono mnie do poprawczaka. Stamtąd przenieśli mnie do psychiatryka, bo słyszałem głosy. Straciłem swoich przyjaciół. Straciłem człowieka, którego kochałem i ostatecznie... Wymieniłem godność za wolność. 

Chłopak przełknął łzy, wpatrując się w ścianę przed sobą. Jego oczy nawet nie chciały się spotkać z oczami Kamila, unikał ich jak ognia.
– Lata wcześniej kochałem kogoś, kogo odebrano mi tak samo, jak rodziców. Miał na imię Dexter i był nie tylko moim przyjacielem, był... Kimś więcej. Sądziłem, że możemy być szczęśliwi, ale... ordynator Shanahan miał wobec mnie inne plany. Teraz już wiem, komu służył, ale wtedy byłem zbyt głupi, by to dostrzec... Doktorek faszerował pacjentów lekami. Uwziął się na mnie i moich przyjaciół, bo nie chcieliśmy tego pożerać. Właśnie za to dostawaliśmy baty. Postanowiłem im pomóc, zawiązałem z Shanananem umowę. Jednak to wymknęło się spod kontroli. Musieliśmy uciekać, ale on i tak nas odnalazł. Zabił ich... Zabił moich przyjaciół, Dextera i Lauren, a mnie... Zamknął się ze mną w swoim gabinecie i siłą zerwał ze mnie ciuchy. Rzucił mnie na biurko i... – 

Joaquin pociągnął nosem, przerywając tę historię, jakby chciał oszczędzić sobie i Kamilowi szczegółów. 

– Pamiętam jego obrzydliwe, pełne żądzy spojrzenie, które odbijało się w lustrze pod oknem. Uczucie, które towarzyszyło mi przez cały ten czas, też było żądzą. Żądzą mordu. Wtedy wiedziałem, że muszę uciekać dalej. 

Kamil stał w bezruchu, wpatrując się w Joaquína, którego wyraz twarzy nagle się zmienił. 

– Zabiłem go – oznajmił chłopak obojętnym tonem. – Patrzyłem, jak ten jebany skurwysyn umiera w agonii, będąc ofiarą szkła w szyi, które tam wbiłem. 

Joaquín spojrzał na Kamila obojętnym wzrokiem. Mówił o tym tak, jakby czytał listę zakupów. Wkrótce w jego oczach nie było widać nic prócz awersji. 

– To jest moja przeszłość. Jestem inny i na zawsze taki pozostanę. Wiesz już, kogo ściągnąłeś do domu? Oszukiwałem cię od początku. Ale... To nie ma znaczenia, przecież nie mówimy o uczuciach, bo mnie nikt nie może kochać, jedynie nienawidzić. Mnie można tylko zabić. 

Kamil nie mógł z siebie wydusić ani słowa. Czuł ucisk w klatce piersiowej, naprawdę nie mógł oddychać. Każdy oddech sprawiał mu ból. Odsunął się od Joaquína, powoli się wycofując. Nie wiedział, dokąd teraz zmierza jego ciało. Widział tylko dezorientację na twarzy Joaquína, który powoli opuścił dłonie, wpatrując się w niego podejrzliwie. 

– Kamil? Co ty… 

Kruczowłosy nie usłyszał już nic więcej. Wyszedł z pokoju chłopaka, schodząc na dół po schodach. Minął Rafa i otworzył drzwi swojego pokoju. Zamknął je i oparł się o framugę, powoli zjeżdżając na posadzkę. Stracił wszystkie siły. Nie miał ochoty się podnosić. Siedział w ciemności, a słone niczym morska woda łzy zaczęły wypływać z jego oczu mimowolnie, powoli skapując na ubrania chłopaka.

Nie możesz ocalić ludzi. Możesz ich tylko kochać.

Przepowiednia... Ona naprawdę się sprawdzała. Sprawdzała się na jego oczach, a Kamil nie mógł z tym nic zrobić. Było już za późno, by odwrócić bieg wydarzeń, jednak emocje związane z tamtymi wydarzeniami zaczęły mu towarzyszyć tak, jakby on sam stał się ofiarą. Jakby część jego daru wciąż w nim istniała, wiążąc go emocjonalnie z myślami Joaquína. 

Lecz nie wiązałaby go, gdyby Kamil sam tego nie chciał. 

cdn...