Rozdział 90 (Joaquin & Kamil)

SEE YOU IN MY DREAMS



Oficjalnie Kamil mógł uznać się za najszczęśliwszą osobę na weselu. Co tam na weselu – na świecie! Nie potrafił wyrazić swojej radości ludzkimi słowami, więc po prostu tego nie komentował. Wszyscy mogli ujrzeć to szczęście na jego twarzy. Obserwował gości, którzy bawili się w rytm muzyki, kiedy on i Joaquín mogli nieco odpocząć, rozmawiając z bliskimi.

Joaquín wspominał przygotowania do dzisiejszego dnia. Wszystko zaczęło się, gdy on i Lili rozesłali ludziom zaproszenia. Już wtedy ciążyła na nim ogromna odpowiedzialność, zapowiedź jego szczęścia.

Najbardziej przejął się dzisiejszymi przygotowaniami. Eliasz pomagał Kamilowi w doborze garnituru razem z kilkoma innymi przyjaciółkami. Dzięki temu chłopak był pewien, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Mógłby poradzić sobie sam, ale Eli, jego świadek, znał się na panujących obecnie trendach lepiej niż on. Kamil nigdy nie przykładał zbytniej wagi do ubioru, chociaż i tak wiele osób się mu przyglądało mówiąc, że ma dobry gust. Zastanawiał się, od czego to zależało. Nie każdy mógł ubrać się w to, co lubi i dobrze wyglądać. On miał szczęście.

Kamil od kilku dni przebywał na mieście z Mirandą i Alvaro, zajmując się wieloma sprawami dotyczącego wynajmu zameczku na tę szczególną okazję. Dlatego też Joaquín miał czas, by przemyśleć kilka spraw. Wrócił wspomnieniami do dnia, w którym oświadczył się Kamilowi. Nie sądził, że usłyszy odpowiedź, jakiej oczekiwał. Wiedział, że potrafi podejmować słuszne decyzje, że jest niezwykle inteligentnym człowiekiem. Jednak aż do ostatniej chwili Joaquín nie mógł wiedzieć, jaka będzie odpowiedź Kamila. Na szczęście widział wtedy ten błysk w jego oczach – błysk, który obiecał mu to, co miało wydarzyć się w niedalekiej przyszłości. 

Kamil rzadko kiedy przejmował się tym, co mieli do powiedzenia ludzie. Tak, szanował ich zdanie, jednak nie miało ono wpływu na podjęte przez niego decyzje. Przypomniał sobie o ojcu, którego konserwatyzm nie pozwolił im go zaakceptować takim, jakim jest. Chociaż wiele razy tłumaczył, że to nie jego wina. Różnił się od większości ludzi. Jednak dopiero poznając Joaquína, był z tego najbardziej dumny.

Uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie. Chociaż wcześniej miał już przebłyski jego obecności, ostatecznie spotkali się w piwnicy jego domu. Kiepskie miejsce jak na poznanie wartościowych ludzi albo swojego przyszłego chłopaka. Kamil, jeszcze wtedy posiadający swój dar, bał się, że jakimś cudem zmanipulował myśli Joaquina i przez to chłopak się w nim zakochał po tych wszystkich perypetiach. Ale o czym by to świadczyło? O tym, że Kamil faktycznie zwrócił na niego uwagę. To nie ulegało wątpliwości. W rzeczywistości Jojo okazał się człowiekiem takim, o jakim Kamil zawsze rozmyślał.

Od ich wyznania miłości wszystko zmieniło się diametralnie. Joaquín nareszcie zrozumiał, że ma miejsce, do którego należy. Kamil mógł powiedzieć to samo. Wcześniej się tak nie czuł. Od dziecka cierpiał, zarówno on, jak i Joaquin nie mieli łatwej przeszłości. Ludzie potrafią tak okrutnie wykorzystywać słabszych, będąc pod naciskiem grupy lub autorytetów. Kamil próbował się temu przeciwstawić, jednak jako dziecko nie mógł absolutnie nic zrobić. Według niego każdy miał możliwość zmiany swojego życia, jeśli tylko tego chciał i był świadomy swoich pragnień.

Z początku Auditum kojarzyło mu się tylko z nieciekawymi wypadkami, martwymi ulicami i starszymi ludźmi. Gdy zaczął się zagłębiać w jego historię, odkrył, że ma tu wiele do zbadania. Później natrafił na Joaquína. Poznając go, dowiedział się, że prawda nie zawsze jest taką, jaką ją ukazują. Każdy ma własną wersję wydarzeń. Wybijała się ta, która była najbardziej logiczna. Jednak nie zawsze to, co logiczne, jest prawdziwe. Czasem opowieść szalona jest realna.

Mógł przetestować swoją wizję rzeczywistości i odkryć prawdę, jakiej poszukiwał. Można powiedzieć, że dokonał niemożliwego, angażując się we wspólną misję. Każdy z nich miał jakiś wkład w tę historię. I właśnie dzięki temu Joaquin był dziś obecny wśród nich.

Poznanie go nie jest łatwe. Chronił swoich tajemnic jak nikt inny. Dopuszczał do siebie niewiele osób. Kamil, poprzednio godząc się z Eliaszem, zmusił Aggie i Maksa do współpracy. Jednak z Joaquinem nie poszło mu już tak łatwo. Naznaczeni nie mogli niczego odnaleźć, ponieważ ten nie chciał z nimi współpracować. Uważał, że poradzi sobie ze wszystkim sam. Tymczasem żaden człowiek nie jest samowystarczalny.

Kamil wrócił myślami do przysięgi, jaką dzisiaj usłyszał. Nie mógł uwierzyć w to, że Joaquín napisał ją zupełnie sam. Odnalazł swoje szczęście. I to szczęście obiecało mu przy wszystkich, że zostanie z nim na zawsze. Szczęście nosiło teraz jego nazwisko. Czego mógłby chcieć więcej?

Korzystał z materiałów, jakie przekazał mu Oliver, by uporać się z depresją. Odłożył leki na bok, zajął się czymś zupełnie innym. Wrócił do swojej pasji, skrzypiec. Zmieniał się na lepsze. Trudno było wygrać z neurotyczną potrzebą sprawowania władzy, u Kamila widać to było niemal na każdym kroku. Jednak starał się, to dla Olivera była najważniejsze. Martwił się o przyjaciół nie tylko jako przyjaciel, ale także jako psycholog. Tylko tak mógł wytłumaczyć, dlaczego tyle o nich myślał.

Joaquín zerknął na Maksa i Eileen, którzy siedzieli kilka stołów dalej, śmiejąc się razem z kilkoma innymi gośćmi. Znał Maksa na tyle, by powiedzieć, że dopóki nie pojawiła się Eileen, chłopak był stłamszony przez Aggie. Wreszcie się uwolnił.

Został wyrwany z zamyślenia przez Kamila. Chłopak obrócił się w jego stronę z uśmiechem, splatając ich dłonie razem.

– Dokąd odpłynąłeś teraz?

– Trudno tego nie robić, jeśli wszyscy wokół są tak niesamowicie pozywtyni – odparł Joaquín, wpatrując się w niego.

Kamil skinął głową.

– Teraz będę rozgłaszał wszystkim, że mam artystę w domu. Widziałem, jak testowałeś swój nowy podpis. Chciałeś się przyzwyczaić do nazwiska, co?

– Niech cię szlag! – zaśmiał się chłopak, wtulając się czołem w jego ramię. – Nie wierzę.

– Ja też nie wierzę, Jojo. Z kim ty się związałeś? – zażartował Kamil.

Joaquín uniósł głowę i poprawił okulary, wpatrując się w niego.

– Z najlepszą osobą pod słońcem, Lili. Chodź, wracamy do pozostałych.

Kamil przytaknął, podążając za nim na środek sali, gdzie goście wrócili do tańca. Ten wolny kawałek sprawił, że wszyscy mogli się zatracić w chwili spędzonej z osobą, którą kochali. Kamil wiedział, że od tego momentu nikt mu już Joaquína nie odbierze.

Odnaleźli siebie... Tak, jak obiecała przepowiednia.


KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ KSIĘGI SYMBIOZY