Rozdział 88 (Eliasz)

HALL OF FAME

Chłopak wyszedł z gabietu pani April, zerkając na zegarek. Przez ten tydzień czas leciał naprzód niemiłosiernie, zastanawiał się, czy to z powodu zajęć, jakie na siebie nałożył, czy z powodu oczekiwania na uroczystość Joaquina i Kamila. Eliasz, jako osoba, która poznała Kamila w chwili, gdy ten jeszcze wątpił w swoje uczucia, starał się być dla niego wsparciem. Z początku ich relacja wiązała się tylko z misją, jaką mieli do wypełnienia. Obaj nie pałali do siebie sympatią. Eliasz uważał, że Kamil jest zamkniętym w sobie, niedojrzałym emocjonalnie człowiekiem, który oceniał innych ze względu na ich status społeczny, będąc jednocześnie niezłym hipokrytą. Tymczasem Kamil uważał, że Eliasz jest zarozumiałym bucem... Obaj mieli rację.

Jednak ich relacje się zmieniły. Gdy Kamil poszukiwał Joaquína, Eliasz zdążył się domyślić jego uczuć. Pewnych rzeczy nie dało się ukryć, nieważne, jak bardzo kruczowłosy próbował to zrobić. Eliasz miał jeden, sprawdzony sposób dotarcia do czyjegoś umysłu – poprzez metafory. Józefina robiła to samo. Jeśli człowiek nie chce czegoś usłyszeć wprost, należy mu to przekazać podprogowo. Ten sposób naprawdę podziałał. Wkrótce Kamil przestał się tego wypierać.

Dla Eliasza zastanawiający był fakt, że losy Joaquína i Kamila były ze sobą splecione... niemal od samego początku. Nie znał wszystkich szczegółów ich historii, ale mógł się domyślić, że decyzja o ich spotkaniu zapadła na długo przed tym, zanim się poznali. Było to coś, czym pokierowała siła wyższa, tak mówiła Eileen. Eliasz uważał, że historia Naznaczonych sama w sobie była niezwykła. A fakt, że odnalazły się dwie samotne dusze, które już teraz stanowiły jedność, dodawał temu pewnej ponadczasowości.

Evans cieszył się też, że ci, którzy byli w pewien sposób powiązani z historią Naznaczonych – a przynajmniej ci, którzy na to zasłużyli – w końcu odnaleźli spokój. Owszem, nie obyło się bez ofiar i poświęcenia. Wystarczyło spojrzeć na historię Zimmermannów. Postawili wszystko na jedną kartę, by ocalić syna. Nie było większej miłości od tej, gdy Aniela oddała swoje życie, by ocalić Joaquína. Jej ofiara sprawiła, że chłopak w końcu mógł być szczęśliwy. Dla Eliasza ta skromna malarka zawsze będzie stanowić wzór cnót. Była najlepszą przyjaciółką jego babci. To musiało coś znaczyć.

Joaquín spotkał się z Reuterem. Okazało się, że chłopak pamięta wiele rzeczy, ale wspomnienia związane z samym Perduellem i przejęciem władzy przez demona chciwości były dla niego zatarte. Eliasz mógł być spokojny – tajemnice Naznaczonych były ściśle strzeżone.

Wydawało się, że teraz przyjaciele znaleźli się na ostatniej prostej.

Eliasz wszedł do domu, kierując się w stronę swojego pokoju. Jego rodzice siedzieli w salonie, przeglądając prasę.

– Eli, twój garnitur właśnie wrócił z pralni. Możesz go przymierzyć – powiedziała Robyn, uśmiechając się do niego.

– Dzięki, mamo.

Nigdy nie sądził, że to powie, ale był naprawdę szczęśliwy, że może być świadkiem Kamila. Eliasz miał nadzieję, że kruczowłosy wiedział, na co się pisze. Eliasz nie miał zamiaru być jego strażnikiem, ale obiecał, że jeżeli Kamil kiedykolwiek zrobi coś głupiego, Evans zjawi się u niego, by przypomnieć mu, jaki był jego cel.

Eliasz wszedł do pokoju i zdjął garnitur z wieszaka, narzucając go na siebie. Leżał idealnie.

Robyn podeszła do niego, uśmiechając się, gdy patrzył w lustro.



– Jak się czujesz? – spytała, układając kołnierz jego koszuli.

– Trochę się denerwuję. Wiem, co chcesz powiedzieć... Nie ma czym, prawda?

Skinęła głową. Przecież... To nie on będzie stał na kobiercu, recytując słowa przysięgi.

Corey również wszedł do jego pokoju, przytulając do siebie Robyn.

– Hej, synu... Chcę ci tylko powiedzieć, że jestem z ciebie dumny. Oboje z mamą jesteśmy.

Eliasz obrócił się w ich stronę ze zdziwieniem.

– Wspierasz swojego przyjaciela najlepiej, jak się da. Nigdy się nie poddawałeś, nawet jeśli chodziło o nas – wyjaśnił Corey. – Cieszę się, że znowu możemy normalnie rozmawiać.

– Jesteśmy rodziną. I to się nigdy nie zmieni – dodała Robyn.

Eliasz zacisnął usta, czując że zbierają się w nim wszystkie emocje, jakie do tej pory były ukrywane przed rodzicami. Podszedł bliżej, przytując się do nich.

– Też was kocham.

Evansowie objęli go, uważając jednocześnie, by nie pognieść garnituru, który niedawno został wyprasowany. Jednak Eliasz wcale o to nie dbał.

Szczęście było naprawdę nieprzewidywalne.