EPILOG

THE OVERPASS

Kilka lat później

Rok 2021

Eileen obudziła się, słysząc tupot czyichś stóp na schodach. Lekko uniosła głowę, by chwilę później zobaczyć, jak do jej sypialni wpadają dwa urwisy.

Kilkuletnie bliźniaki o kasztanowych włosach i piwnych oczach wczołgały się na łóżko rodziców, siadając obok Eileen. Kobieta pocałowała każdego z nich w czoło i przeczesała swoje włosy, próbując się rozbudzić.

– Tak wcześnie wstaliście?

Starszy o kilka minut Waylon skinął głową.

– Tata już robi śniadanie i chciał, żeby cię zawołać.

– Mamo, kiedy spotkamy się z wujkiem?

Kobieta spojrzała na młodszego, bardziej filigranowego bliźniaka. Na jego czarnej koszulce znajdowało się zdjęcie z ilustrowanej powieści, która niedawno pojawiła się na rynku. Stając na podłodze, maluch buńczucznie podciągnął jasne jeansowe spodnie, podobne do tych, które miał jego starszy brat.

– Spokojnie, Milo, wszystko w swoim czasie – wyjaśniła Eileen, głaszcząc po głowie. – Idźcie do kuchni, mama zaraz zejdzie na dół.

Bliźniaki skinęły głową. Waylon wybiegł z pokoju, a Milo ruszył zaraz za nim, próbując dogonić brata.

Eileen wstała z łóżka, idąc w stronę łazienki. Przetarła oczy i spojrzała w lustro. Zerknęła na swoją obrączkę ślubną leżącą na półce i uśmiechnęła się do siebie, znów wsuwając ją na palec.

Od ślubu jej i Maksa minęły dwa lata. Eileen była teraz panią Kaiser, szczęśliwą żoną i mamą dwójki wspaniałych, pięcioletnich bliźniaków – Waylona i Milo. Ten pierwszy był niezłym rozrabiaką, zapatrzonym w działania ojca mechanikiem i wynalazcą, który rozkładał wszystko na czynniki pierwsze. Młodszy bliźniak, Milo, był oczkiem w głowie Eileen, razem z nią przebywał w kuchni, fascynował się kuchnią i sztuką. Poza tym, był ogromnym fanem ilustrowanych powieści Joaquína i nie mógł się rozstać z koszulką ze swoimi ulubionymi bohaterami, stworzonymi zresztą przez Danileckiego.

Kobieta wzięła szybki prysznic, jakiś czas później robiąc delikatny makijaż. Gdy była już gotowa, zeszła na dół do kuchni.

Maks stał przy kuchence, piekąc niewielkie naleśniki, ulubione danie bliźniaków. Polewał je sosem klonowym. Do tego zawsze przygotowywał chłopcom coś do picia – Waylonowi szklankę soku pomarańczowego, a Milo – herbatę z mlekiem. Mężczyzna uniósł wzrok znad patelni, zerkając na swoją żonę. Uśmiechnął się do niej, wskazując głową na kawę, która czekała na nią na stole obok talerza z sałatką warzywną.

– Dobrze spałaś?

– Dzięki tobie – powiedziała Eileen, całując go w usta.

– Ble – mruknął Waylon, zakrywając oczy swojemu młodszemu bratu. Milo ściągnął rękę brata z oczu, zerkając na niego z politowaniem.

Dorośli roześmiali się, widząc reakcję swoich dzieci.

Eileen usiadła przy bliźniakach, zabierając się za śniadanie. Na jej szczęście, Maks miał teraz pracę, którą organizował sobie sam. Wciąż wykonywał wiele projektów dla panny Miles, lecz pracował głównie jako freelancer, informatyk, którego wielkie korporacje zatrudniały do tego, by naprawiał ich komputery. Często doradzał też ludziom przy wyborze gadżetów i pracował nad zaporami komputerowymi, ponieważ jako były haker najlepiej wiedział, w jakie miejsca uderzać, wiedział też, jak je chronić.

Eileen spojrzała przez okno, widząc, jak promienie słońca okalały wszystkie sadzonki w ogrodzie. Będzie mieć kolejną inspirację do tworzenia dekoracji.

Dwa lata temu otworzyła własną cukiernię, w której zajmuje się głównie projektami wypieków i wymyślaniem nowych przepisów. Swoje wypieki sprzedaje również w Éclaircie, wciąż współpracując z Tashą.

Fintanowie przekazali małżeństwu działkę niedaleko miasta, gdzie zakochani mogli wspólnie zamieszkać. W przeciągu kilkunastu miesięcy powstał tam piękny jednorodzinny dom z placem zabaw dla dzieci, gdzie zawsze było głośno, szczególnie z powodu odwiedzin gości.



Dziś jednak Kaiserowie mieli zamiar spędzić dzień poza domem.

– No – powiedział Maks, siadając przy stole – smacznego.

– Pojedziemy dzisiaj na wybrzeże? – spytał Waylon, przeżuwając naleśnika. – Obiecałeś, że będę mógł polatać dronem!

– Pojedziemy – uśmiechnął się mężczyzna, zmierzwiając mu włosy.

– Ale najpierw spotkanie autorskie wujka Joquína – poprawił go Milo, wskazując na ojca łyżeczką od herbaty.

– Pewnie, szkrabie – powiedziała Eileen, upijając łyka kawy.

– Znając życie, wujek właśnie układa egzamplarze swoich książek w równych rządkach, pouczając ludzi, jak mają je ustawiać – dodał Maks, śmiejąc się pod nosem.

Eileen pokręciła głową z niedowierzaniem, chociaż nie mogła się z nim nie zgodzić.

Joaquin wydał trylogię, która okazała się sporym sukcesem na rodzimym rynku, głównie dzięki temu, że jego powieść ukazywała się w odcinkach przez kilka lat. Zaczął też rysować komiks na postawie powieści i nie znosił, jeśli coś nie zgadzało się z jego wyobrażeniami, chociaż doceniał starania fanów. Na szczęście Kamil nie pozwalał na to, by jego mąż zbytnio przejmował się opiniami czytelników (do czego ten miał tendencję). Przy okazji – kruczowłosy napisał muzykę do zwiastunów powieści swojego męża, przez co również stał się znany w muzycznym środowisku. Danileccy doskonale się uzupełniali.

Niebawem czwórka Kaiserów zebrała się do wyjścia. Waylon trzymał w dłoniach aparat ojca, a Milo swój notesik, w którym rysował bohaterów ulubionych komiksów. Eileen i Maks spojrzeli po sobie z uśmiechem, prowadząc chłopców do samochodu.

*

Joaquín stał w sali biblioteki, przyglądając się egzemplarzom swojej książki rozłożonym na stoliku. Usiadł przy biurku, biorąc do ręki jeden z woluminów i zastanawiał się, gdzie będzie umieszczać swój autograf, żeby zmieścić imienną dedykację. Z tego, co słyszał od organizatorów, na spotkaniu miało się pojawić około pięćdziesięciu osób. Joaquín nadal nie przepadał za tłumami, ale odkąd stał się znany w pisarskim środowisku, nie mógł ich uniknąć. Cieszył się, że tyle osób jest zainteresowanych jego książkami. Są to głównie fani fantastyki, którzy poznali jego twórczość poprzez gazetę, w której przez kilka lat wydawano epizody jego powieści. Właśnie ci ludzie zbierali się w tej sali, by zdobyć podpisane egzemplarze swojej ulubionej historii o zaświatach.

Kamil stanął obok niego, niosąc mu gorącą herbatę. Położył ją na stole, przy okazji całując męża w nos.

– Jak ci idzie? Spotkanie zaczyna się za kwadrans.

– Chyba jestem gotowy – odparł Joaquín, widząc ludzi zajmujących swoje miejsca. – Widziałeś gdzieś...

– Wujek Jojo!

Joaquin odwrócił się, słysząc znajomy głos. Uśmiechnął się, widząc biegnącego w jego stronę dzieciaka. Ukucnął, chwytając Milo w ramiona i unosząc go.

– Cześć, młody!

– Wujku, narysujesz coś dla mnie?

– Pewnie, że narysuję...

Kamil uśmiechnął się, widząc to. Przywitał się z Kaiserami. Waylon pomachał mu dłonią i usiadł w pierwszym rzędzie, majstrując coś przy swoim tablecie.

– Co u was słychać? Jedziecie z nami później na wybrzeże?

– Pewnie, że jedziemy – uśmiechnęła się Eileen. – Milo na pewno nie zmarnuje ani chwili, którą mógłby spędzić z Joaquínem. A właśnie, wiecie, czy Oliver i Eliasz się pojawią?

– O ile wcześniej skończą pracę, to tak – odpowiedział Kamil, zakładając ręce na piersi. – Wiem, że w tej chwili mają jeszcze jakichś młodych pacjentów, szczególnie Eliasz, a wiesz, że on nie lubi zostawiać niedokończonych spraw.

Eileen skinęła głową.

Oliver i Eliasz byli w szczęśliwym związku, który przetrwał najdłużej z tych, w których był Acris. Przedstawił chłopaka swoim rodzicom, będąc we Włoszech. Jakiś czas temu obaj wrócili z podróży do Japonii, w której Eliasz zbierał informacje do swoich artykułów naukowych. W końcu skończył studia i pracował teraz jako psycholog dziecięcy, wciąż zdobywając doświadczenie na rozmaitego rodzaju szkoleniach.

Kaiserowie zajęli miejsca w rzędzie, siadając obok swoich dzieci.

Spotkanie autorskie w końcu się rozpoczęło.

*

Oliver wyszedł z gabinetu, żegnając się ze swoją pajentką. Umówił się z nią na następny tydzień, życząc jej wszystkiego dobrego na weekend. Kobieta skinęła głową z uśmiechem i pożegnała się z psychologiem, schodząc na dół do recepcji.

Acris spojrzał na drzwi sąsiedniego gabinetu, zastanawiając się, czy Eliasz skończył już rozmowę ze swoim młodym pacjentem. Miał niezwykłe podejście, jeśli chodziło o dzieci, naprawdę nadawał się na pedagoga.

Obaj pracowali w tej samej poradni, przynajmniej po godzinach. Oliver nie zrezygnował z pracy w środowisku firm, a Eliasz wciąż się doszkalał, biegając między domem a uczelnią, więc mimo napiętych grafików mogli się widzieć w przerwach w tym samym budynku.

Czekając na następnego pacjenta, Oliver wyciągnął komórkę z kieszeni, przeglądając znajdujące się na niej zdjęcia. Znalazł jedno z tych, które stanowiło pamiątkę po wycieczce jego i Eliasza do Japonii. Uśmiechnął się. W kwietniu zeszłego roku on i Eliasz stali pod kwitnącym drzewem wiśniowym wśród rozświetlonych lampionów. To była naprawdę przyjemna wycieczka, która odbyła się zaraz po tym, jak on i Eliasz znaleźli się we Włoszech, by Oliver mógł oznajmić, z kim ostatecznie jest szczęśliwy. Wiedział, że wywoła w rodzinie szok, ale niewiele go to obchodziło. Jego związek z Elim trwał najdłużej ze wszystkich i trwa do tej pory, a minęło już pięć lat, odkąd byli razem.















Oliver uniósł głowę, słysząc, jak drzwi sąsiedniego gabinetu się otwierają. Ze środka wyszła matka z dzieckiem, dziękując Eliaszowi za kolejną rozmowę. Mężczyzna pochylił się nad dziewczynki i uśmiechnął się do niej. Ta, która była naburmuszona od pierwszego spotkania, wreszcie okazała nieco zainteresowania terapeucie. W końcu Eliasz wstał z przysiadu i pożegnał się z pacjentką, machając do niej. Matka wzięła córkę za rękę i wyprowadziła ją z poradni.

Eliasz podszedł do Olivera, zakładając ręce na piersi.

– I jak? – spytał Acris, zerkając na niego z ukosa. – Dajesz sobie radę?

– Chyba wiem, na czym polega problem. Ale przed małą jeszcze długa droga – wyjaśnił Eliasz. – Skończyłeś na dzisiaj?

– Czekałem na ciebie.

– Wezmę swoje rzeczy i możemy jechać.

Oliver skinął głową i ruszył w stronę swojego gabinetu, żeby zabrać marynarkę. Eliasz założył na ramię plecak i wyszedł zaraz za nim.



*

Joaquín skończył odpowiadać na pytania zgromadzonych na sali osób godzinę temu, ale do jego stolika ustawiła się tak długa kolejka, że nie wiedział, kiedy skończy podpisywać wszystkie egzemplarze. Gdy on skrobał markerem po plakatach i piórem po zeszytach i książkach, Kamil czekał z Kaiserami w sąsiedniej kawiarni.

Przypomniał sobie dzień, w którym Maks oznajmił jemu i Joaquínowi, że został ojcem. To była niesamowicie radosna wiadomość. Kamil był naprawdę szczęśliwy, że zna kogoś, kto naprawdę kocha swoje dzieci. Wspaniale było patrzeć na przyjaciela, który poświęca synom każdą wolną chwilę.

Kamil trzymał w dłoni kubek z kawą, przyglądając się Waylonowi, który przesuwał palcem po ekranie tableta. Każdy z chłopaków miał osobę, z którą lubił przebywać. Waylon niemal przywłaszczał sobie Rafa, miał też dobry kontakt z Kamilem. On i kruczowłosy przy każdej możliwej okazji zajmowali się jakimś majsterkowaniem, łącznie z Maksem. W tym czasie Eileen, Joaquín i Milo siedzą w kuchni albo w pracowni Joaquína, przyglądając się kolejnym szkicom do komiksów. Milo często spędzał czas z Gavim, ten psiak należał do jego ulubieńców.

Dzieciaki ożywiły się nagle, słysząc w oddali znajome głosy. Dorośli odwrócili głowy, widząc idących w ich stronę Olivera i Eliasza.

– Cześć! – zawołała Eileen, wstając z krzesła, by im pomachać.

Mężczyźni uśmiechnęli się do niej.

– Zdążyliście! Już mieliśmy jechać na wybrzeże bez was – powiedział Kamil, odstawiając kubek po kawie na stolik.

– Rocznica ślubu bez drugiej połówki? – zagaił Eliasz, zakładając ręce na piersi. – Z tego, co zauważyłem, prędko stamtąd nie wyjdzie.

– Już kończy – wtrącił Maks, podsuwając Waylonowi talerzyk na ciasto, by chłopak nie kruszył pod stołem. – Siadajcie z nami, chłopaki.

Oliver i Eliasz usiedli na kanapie naprzeciwko stolika.

W międzyczasie Joaquínowi udało się wyrwać z tłumu. Oblegany przez fanów pisarz przecisnął się między krzesłami w kawiarni i usiadł obok męża. Odetchnął z ulgą.

– Sława daje w kość, co? – zagaiła Eileen.

– Nic mi nie mów – westchnął Joaquín, sięgając po herbatę, którą kelnerka przyniosła do stołu. – Cieszę się, że tak się interesują moją trylogią, ale po spotkaniach autorskich jestem wypompowany.

– Skąd ja to znam... – odparła Eileen, podpierając podbródek dłonią. – Czasem, po całym dniu spędzonym w cukierni, też mam dość.

– Czy tylko ja i Kamil nie narzekamy na swoją pracę? – spytał Maks, dojadając ciastko.

– Może nie jest zbyt wymagająca – rzucił Oliver, niewinnie wzruszając ramionami.

Kamil i Maks obdarzyli go morderczym spojrzeniem, jednak po chwili obaj się zaśmiali.

– Tato, kiedy jedziemy? – niecierpliwił się Waylon, wymachując przed oczyma ojca swoim tabletem.

– Pozwólcie nam skończyć, skarbie – wtrąciła Eileen, ratując męża z opresji. – Niedługo będziecie się bawić do woli.

– Zrobiliście rezerwację? – spytał Eliasz, odwracając się w stronę Kamila i Joaquína.

– Pewnie, miejsca już na nas czekają. Jedyne, co musimy zrobić, to przyjechać na miejsce.

– Przed nami... – zaczął Maks, zerkając na mapę w swoim telefonie – trzy godziny jazdy.

– Damy radę. Po drodze zatrzymamy się w Baile Átha Cliath na coś do jedzenia. Może uda nam się jeszcze zobaczyć marsz z okazji Dnia Świętego Patryka. A jeśli nie, to przynajmniej zobaczymy, jak ustroili miasto – oznajmił Joaquín. – To co, jesteście gotowi?

Wszyscy skinęli głowami, po czym podnieśli się z krzeseł i ruszyli w stronę wyjścia.

Kaiserowie wpakowali dzieciaki do samochodu, po czym ruszyli w trasę za samochodem Danileckich. Oliver i Eliasz jechali zaraz za nimi.

*

Kilka godzin później wszyscy znaleźli się na wybrzeżu. Panowała tam naprawdę piękna pogoda. Ciepły, wiosenny wiatr muskał twarze przyjezdnych, którzy zbierali muszelki na plaży albo wylegiwali się na kocach. Milo i Waylon wypadli z samochodu, biegnąc w stronę morza, by odpalić drona. Maks ruszył za nimi, chcąc ich dopilnować, by ani im, ani sprzętowi nic się nie stało.

Eileen założyła ręce na piersi, wpatrując się w swoich ukochanych chłopców.

Dobrze to zaplanowała. Dzięki Milo i Waylonowi Maks nie wpadł w nadmierny pracoholizm, ponieważ chciał spędzać jak najwięcej czasu ze swoimi synami. Chłopcy byli promyczkami słońca w ich rodzinie i chociaż wydawało się, że ich wychowanie może być męczące, te radosne chwile wszystko wynagradzały.

– Hej, co powiecie na to, zanim zaczniemy się bawić? – zaproponował Kamil, sięgając po aparat.

– Myślałem, że napierw się rozpakujemy, ale... W sumie masz rację – zauważył Joaquin. – Poprosimy kogoś, żeby zrobił nam grupowe zdjęcie.

– Świetny pomysł!

Przyjaciele ruszyli w stronę Maksa i bliźniaków. Niedaleko spacerowało starsze małżeństwo. Eileen zagadała do kobiety, a ta zgodziła się zrobić całej grupie zdjęcie.

Wszyscy ustawili się do wspólnej fotografii.

Ich życia splotły się razem, czyniąc ich jedną, wielką rodziną.

Osiągnęli prawdziwą symbiozę.

– Uśmiech! – zawołała kobieta, trzymając w rękach aparat Danileckich.

Cała ósemka uśmiechnęła się, pozując do zdjęcia.



KONIEC