Rozdział 64 (Eliasz)


Chłopak zwycięsko wyszedł z sali, pewnym krokiem idąc przed siebie. Zaliczył ten rok studiów z powodzeniem, więc mógł w spokoju odpocząć. Wiele zawdzięczał temu, że Oliver zabrał go na konferencję psychologów w Rzymie, ponieważ dzięki tej wiedzy był w stanie skończyć swój raport i oddać go w terminie. 

Eliasz wrócił do domu, rzucając torbę pod biurko. Przebrał rzeczy i chwycił za deskę, zbiegając po schodach na dół. W przejściu natknął się na matkę, która właśnie wchodziła do salonu, niosąc w dłoni kieliszek z winem. 

– Eli, dokąd tak pędzisz? 

– Do parku! Obiecałem dzieciakom, że nauczę je jeździć na desce. 

Mówił prawdę. Podczas zajęć z panną April dowiedział się, że jest pewna organizacja, która gromadzi młodych studentów chcących zdobyć doświadczenie w pracy. Postanowił przejść się do biura i porozmawiać z jej założycielami. Niedawno zwolniło się miejsce, więc mógł zająć się praktyką. Raz na jakiś czas spotykał się z dzieciakami, które potrzebowały albo pomocy a nauce, albo chciały poznać realia inne niż te panujące na codzień w ich życiu. Eliasz, który miał już pewne doświadczenie w tej kwestii, wcześniej spotykając się w Domu Sióstr Opiekunek, od razu przystał na te warunki. 

Robyn uśmiechnęła się do niego i skinęła głową. 

Eliasz zrozumiał, że rodzice wreszcie zaczęli go wspierać w tym, co robi. Z uśmiechem na ustach wyszedł z mieszkania, kierując się w stronę parku.

*

Dzieciaki były już gotowe. W grupie znajdowało się kilkoro nastolatków, którzy mieli już pewne doświadczenie. Eliasz wraz z nimi tłumaczył najmłodszym, jak najlepiej zacząć. 

Widząc uśmiechy na twarzach innych ludzi, czuł się niezwykle. Babcia byłaby z niego dumna.
Nie sądził, że na miejscu spotka Olivera, który biegał po ścieżkach usypanych z drobnych kamieni. Psycholog zatrzymał się przy rampie, widząc Eliasza, który właśnie wykonywał jeden ze swoich zjazdów, stając się obiektem zainteresowania wszystkich wokół. 

Acris uśmiechnął się pod nosem. Gdy Evans znalazł się na ziemi, w końcu przyszedł się przywitać. 

– Jak to się dzieje, że ciągle na siebie wpadamy? – rzucił Oliver, zakładając ręce na piersi. 

– Przeznaczenie? – zaśmiał się Eliasz. – Biegasz? Od kiedy? 

– Kiedy tylko mam chwilę wolnego. Widziałem się ostatnio z April, mówiła, że świetnie sobie poradziłeś na praktykach. 

Evans wzruszył ramionami z uśmiechem. To chyba nie było nic dziwnego, Oliver nie miał wątpliwości, że w Eliaszu drzemie wielki potencjał. 

– Hej – rzucił nagle Eli, pokazując mu deskorolkę. – Chcesz spróbować? 

Acris spojrzał na niego z ukosa, po czym przeniósł swój wzrok na deskę. 

– Raczej podziękuję. Wolę stąpać po nieruchomym gruncie. 

– No weź, nic ci nie będzie – nalegał chłopak. – Tutejsze dzieciaki umieją więcej od ciebie. 


– Dobra, dawaj to – zakończył buńczucznie Oliver, wyrywając mu deskę z dłoni. Postawił ją na ziemi i poprawił okulary, przez moment zastanawiając się, od czego zacząć. 

– Najpierw zdecyduj, którą stopą będziesz się odpychać – powiedział Eliasz. – Podejdź do deski, postaw na niej nogę i odepchnij się. 

– Darmowy tutorial – zaśmiał się Acris, zerkając na niego zza okularów. 

Eliasz pokręcił głową z uśmiechem i podbiegł do deski, po czym wskoczył na nią i wyminął Olivera. Pojechał kilka metrów w przód, po czym zakręcił i wrócił, z powrotem zatrzymując się przy Acrisie. 

– Widzisz? Teraz ty spróbuj. 

– Nie miałeś przypadkiem uczyć tych dzieciaków? – spytał Oliver, wskazując głową na rampę. 

– Długo jeszcze będziesz tchórzył? – odparł Eliasz, wyciągając język. 

Acris poprawił okulary i cofnął się, by podbiec do deskorolki. Udało mu się na nią wskoczyć i przejechać kilka metrów, odpychając się prawą nogą. 

– Super! – krzyknął za nim Eliasz. – Ale teraz hamuj! Hamuj! 

Chociaż psycholog dokładnie zastosował się do instrukcji, na jego drodze pojawiła się kobieta, która jechała na łyżworolkach. Wpadła na Olivera, przez co obaj wylądowali na asfaltowej ścieżce. Eliasz, widząc to, uderzył się dłonią w czoło. 

Byłby to świetny wstęp do stereotypowej komedii romantycznej – gdyby nie to, że Oliverowi nieźle się oberwało, chociaż znalazł się na ziemi nie ze swojej winy. Dobrze, że jako psycholog rozumiał innych ludzi i potrafił zachować zimną krew nawet w najgorszych sytuacjach. 

Eliasz nie mógł wytrzymać ze śmiechu, gdy mężczyzna oddał mu deskorolkę, zarzekając się, że już więcej na nią nie wejdzie. 

– Oj, daj spokój, przecież to dopiero pierwszy raz... 

– Widocznie to nie dla mnie – odparł Oliver. – Nie wszyscy są tak utalentowali jak ty, Eli. 

Evans spojrzał na niego. Było coś wyjątkowego w tych słowach, chociaż wydawały się zwyczajne. 

– Wracam do biegania – powiedział w końcu Acris, zacieśniając sznurowadła swoich adidasów. – Trzymaj się. 

Eliasz widział jeszcze, jak psycholog znika za drzewami, po czym wrócił na rampę, przyglądając się dzieciakom. 

Każdy robił postępy w swoim czasie. On sam... również.