Rozdział 63 (Maks)

WILDFIRE

Chłopak pakował do samochodu torbę z rzeczami swoimi i Eileen. Dziewczyna rozmawiała jeszcze z rodzicami, mówiąc im o tym, jakie ma plany. Maks zamknął bagażnik i upewnił się, że o niczym nie zapomniał. Był pewien, że tankował dzień wcześniej, więc paliwa nie powinno im zabraknąć. Z prowiantem też dali sobie radę. Uśmiechnął się do siebie i oparł o maskę, czekając na dziewczynę. 

Udało im się ustalić, że wyrwą się z miasta na jakiś czas. Panna Miles oznajmiła, że Maks powinien wykorzystać swój urlop, natomiast Tasha namówiliła Eileen, by zrobiła sobie wolne od pracy. Kiedyś Maksowi wydawało się, że Eileen zachowuje się jak pracoholik, ale ona po prostu kocha to, co robi. 

– Gotowa? – spytał chłopak, kiedy dziewczyna pomachała rodzicom na pożegnanie, idąc w stronę auta. Miała na sobie uszytą własnoręcznie sukienkę i słomiany kapelusz. 

– Możemy jechać – odparła, uśmiechając się do niego. Skinął głową, siadając na fotelu kierowcy. Odpalił silnik i wyjechał z gospodarstwa, obserwując w tylnym lusterku machających im Fintanów. 

Eileen włączyła radio, chcąc posłuchać płyty Owl City. Maks nie miał nic przeciwko. Nie rozmawiał z nikim podczas jazdy, żeby się nie rozpraszać. Założył się z Kamilem, że nie dostanie ani jednego mandatu i zastanawiał się, czy uda mu się to zrealizować. Kruczowłosy, w przeciwieństwie do niego, miał na koncie kilka wpadek – głównie z powodu przekroczenia dozwolonej prędkości. Dlatego też Maks, posiadający już prawko nie-wirtualne, postanowił przyjąć wyzwanie. Cóż, nigdy nie należał go gangu motocyklowego. Całe szczęście. 

Maks zerknął na Eileen, która przyglądała się drzewom mijanym po drodze. Lipiec był naprawdę pięknym miesiącem, co podkreślała na każdym kroku. Wokół gospodarstwa Fintanów znajdowały się malwy, zawilce japońskie, astry, słoneczniczki szorstkie, ich niezwykłe kolory ożywiały okolice, więc dziewczyna była przyzwyczajona do tych niezwykłych nazw, barw i zapachów. Fintanowie zajmowali się też zbieraniem kwiatów lipy, z których przygotowywano rozgrzewającą herbatę. Wjeżdżając na posesję, goście mijali tulipanowce amerykańskie, przypominające nierozłożone, zielone parasolki. Jednym słowem – wszystko żyło pięknią lata. 


Maks uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie pewien czerwcowy dzień, w którym Eileen pokazała mu niezwykły różowy kwiat przypominający gwiazdę. Powiedziała, że należy do niego. Maks przez jakiś czas zastanawiał się, o co jej chodzi, po czym Eileen postanowiła wyjawić mu, że to powojnik 'Kaiser'. Kwiat, który nosił jego nazwisko. A może było na odwrót? 

– Tutaj jest naprawdę pięknie... A my nawet nie jesteśmy jeszcze na miejscu – westchnęła nagle Eileen, obracając się w stronę chłopaka. 

– Czeka nas godzina drogi. Jeśli chcesz, możesz się zdrzemnąć. Wiem, że wczoraj siedziałaś do późna, szykując prowiant... 

Dziewczyna zarumieniła się lekko, zdając sobie sprawę, że chłopak o tym wiedział. Maks pokręcił głową.

– Nie przestajesz mnie zadziwiać, 'Leen. 

– Staram się – odparła z uśmiechem. – O rany, sarenki! Widziałeś? 

– Przykro mi, muszę patrzeć na drogę – oznajmił, wyprzedzając samochód. 

– Racja, racja. W końcu chcemy dojechać nad jezioro w jednym kawałku. 

Maks skinął głową. Będzie mógł poobserwować naturę nieco później. 

On i Eileen zadecydowali, że ponownie wybiorą się nad jezioro, tym razem jednak – tylko we dwójkę. Znaleźli miejsce, w którym można było wynająć chatki, by urządzić sobie niezwykłe wakacje. Maks musiał odstawić wszelkie urządzenia elektroniczne na jakiś czas, jeśli nie chciał mieć żadnych wad wzroku. I tak powiedziano mu, że powinien nosić okulary ochronne, jednak widząc Joaquina i Olivera, Maks uznał, że nie mogłby się przywyczaić. 

Dotarli na miejsce w godzinach popołudniowych. Odstawili auto na wyznaczone miejsce parkingowe i ruszyli w stronę chatek. Nie byli tutaj sami, bowiem jezioro cieszyło się niezwykłą popularnością. Jego okolice porastała imperata cylindryczna, której ozdobne listki przypominały wysoką zielono-czerwoną trawę. Okoliczne krzewy i drzewa wzbudzały zachwyt przybyłych turystów, którzy rozkładali już namioty lub stawiali campingi. Ktoś przywiózł ze sobą radio, ponieważ w oddali dało się słyszeć Little Lies zespołu Fleetwood Mac. Maks pamiętał okładkę tej płyty – Tango In The Night – ponieważ Fintanowie lubowali się w muzyce lat 80., a poza tym – przypominała ona widoki, jakie teraz ujrzał. Rośliny niemal skrzyły się w słońcu, zaś jego promienie przemykały po tafli jeziora. Chłopak wciągnął powietrze w płuca. Różniło się od miejskiego. Tego mu było trzeba. 

Eileen pociągnęła go za sobą, wskazując na chatkę, którą wynajęli na weekend. Maks wziął torbę i ruszył za dziewczyną. 

Chata odznaczała się na tle lasu. Była ukryta pośród drzew iglastych, położona na tyle wysoko, by prowadziły do niej schody. Maks szedł za Eileen, zerkając na okolicę. Mogli stąd zobaczyć cały camping, łącznie z namiotami pozostałych turystów. Dziewczyna stanęła przed drzwiami i wyciągnęła klucze z kieszeni torby, przekręcając wytruch w zamku. 

Wnętrze prezentowało się niesamowicie. Drewno pachniało świeżością lasu. W oknach zawieszone były firanki, na łóżku zostawiono czystą pościel. W rogu stała szafa, do której można było wpakować torby i ubrania. Eileen klasnęła w dłonie i podskoczyła lekko, nie ukrywając swojej radości. 

– Cudownie! Właśnie tak ją sobie wyobrażałam! 

Maks uśmiechnął się do niej i położył torbę na podłodze, przeciągając się lekko. 

– Chcesz się przejść? Zobaczymy, co dzieje się w okolicy – zaproponował Maks, wskazując dłonią za siebie. 

Dziewczyna skinęła głową i po chwili oboje wyszli z chatki, zamykając za sobą drzwi. Chłopak włożył klucz do kieszeni i zbiegł po schodach za Eileen. 

Turyści przyglądali się słońcu, które powoli ukrywało się za lasem. Zdaje się, że niektórzy przygotowywali miejsce na ognisko. Eileen wyprzedziła Maksa i podbiegła do jakiejś dziewczyny, która właśnie wyciągała z przenośnej lodówki kiełbaski do pieczenia nad ogniem. 

– No nie wierzę, ty też tutaj? – zawołała, uśmiechając się do niej. 

– Eileen? Od kiedy to jeździsz na biwaki? 

Chłopak podszedł do nich, zerkając na Eileen ze zdziwieniem. Dziewczyna wzięła go pod ramię i pokazała mu swoją towarzyszkę. 

– Maks, to jest Grace. Miałyśmy razem zajęcia z gastronomii. 

Kaiser uniósł dłoń w geście powitania. Grace odgarnęła swoje ciemne włosy z twarzy i uśmiechnęła się. 

– Hej, chcecie się przyłączyć do mnie i Howarda? Wciągniemy was do naszej grupy, będziemy opowiadać sobie straszne historie przy ognisku. 

– Jasne – oznajmiła Eileen. – Zaraz, Howarda? 

Grace skinęła głową, wskazując palcem na chłopaka, który właśnie zmierzał w ich stronę. Miał ciemną karnację, a w jego kręconych włosach były ukryte okulary przeciwsłoneczne. Podszedł do trójki i przywitał się ze wszystkimi. 

- No to jesteśmy w komplecie – uśmiechnęła się Grace, przedstawiając pozostałym swojego chłopaka. 

Gdy nadszedł wieczór, ekipa usadowiła się na krzesełkach wokół ogniska. Wokół rozniósł się zapach chleba i pieczonych kiełbasek. Maks i Eileen poznali jeszcze kilka osób, wsłuchując się w opowiadane przez nie historie. 

Maks wpatrywał się w tańczący płomień. Czasem przypominał sobie o tym, co wydarzyło się na zamku, kiedy Naznaczeni znaleźli Perduella. Tamten ogień nie mógł im nic zrobić, ale ten był rzeczywisty. Chłopak cieszył się, że nie jest inaczej. Dobrze, że żył w realnym świecie. 

Zerknął na Eileen, która wsłuchiwała się w historie opowiadane przez znajomych Grace i Howarda. Co jakiś czas przytulała się do niego, jakby chciała uciec przed czymś, o czym dowiedziała się z opowieści. Chłopak uśmiechnął się pod nosem. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie mógł stać się czyjąś tarczą, ale bardzo mu się to podobało. 

Gdy zbliżała się północ a ognisko powoli gasło, większość turystów szykowała się już do snu. Eileen pomogła Grace i pozostałym dziewczynom pozbierać plastikowe naczynia do worka. Maks został zaciągnięty przez chłopaków na piwo. Wszyscy stanęli nad jeziorem, wpatrując się w księżyc, którego obraz odbijał się w błyszczącej tafli. Maks dowiedział się, że takie grupowe wyjazdy odbywają się niemal co roku, zmienia się tylko ekipa w nich uczestnicząca. Potarł oczy, zerkając w stronę obozowiska. Eileen zawołała go gestem dłoni. 

– Już? – zapytał, wrzucając pustą butelkę do kosza stojącego przy jednej z ławek. 

Skinęła głową, pocierając ramiona. Powiedziała, że zrobiło się chłodniej. Maks przyznał jej rację. Pożegnali pozostałych i ruszyli w stronę chatki. 


Noc w lesie była naprawdę niesamowita. Wokół dało się słyszeć tylko dźwięki lasu lub ciche rozmowy obozowiczów. Maks widział, jak Eileen wyciąga z torby coś, co przypominało lornetkę. Narzucił na siebie koszulę i podszedł do niej. 

– Skąd to masz? 

– Pożyczyłam od Kamila. Zachwyciło mnie, jak on i jego dziadek potrafią mówić o kosmosie – oznajmiła, otwierając okno. – Świat jest naprawdę piękny. 

Gwiazdy błyszczały na ciemnym już nieboskłonie. Dziewczyna przyglądała się mu, co jakiś czas pokazujac Maksowi, gdzie znajduje się konkretny układ. Chłopak uśmiechnął się do niej. A więc miała inne hobby poza siedzeniem w cukierni. 

Gdy chłodne powietrze wpadło do pokoju, Eileen postanowiła zamknąć okno. Odłożyła lornetkę na stolik nocny i usiadła na łóżku, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Maks usiadł obok niej. 

– O czym myślisz? 

– Wiesz, przypomniały mi się oświadczyny chłopaków. Czasem zazdroszczę ci, że poznałeś ich wcześniej. Są niezwykłymi ludźmi. 

Maks skinął głową. Nigdy nie opowiedział jej historii Naznaczonych. To było coś, co wszyscy musieli zachować w tajemnicy. Jedyny sekret, którym nie może podzielić się z Eileen.

– Nie spieszyli się – oznajmił, nawiązując do wspomnianych oświadczyn. – Naprawdę potrzebowali czasu... Ale cieszę się, że nareszcie są razem, nawet jeśli dla niektórych to może wydawać się za wcześnie – dodał z uśmiechem. 

– Na miłość nigdy nie jest za wcześnie – odparła, zerkając na niego z ukosa. 

Maks spojrzał na nią, gdy pochyliła się, by go pocałować. 

Na miłość nigdy nie jest za wcześnie.