Rozdział 65 (Joaquin)


Letni wiatr rozwiewał włosy przechodniów, gdy chłopak jechał na hulajnodze w stronę centrum. Właśnie skończył pracę w redakcji i musiał nieco odpocząć od pisania i rysowania. Na dłoniach wciąż miał ślady tuszu, których nie mógł domyć. Uśmiechnął się na ten widok. Od jakiegoś czasu tak właśnie wyglądał. Nie był pokryty błotem ulicy, ale tuszem pochodzącym z drogich markerów. Jego życie zmieniło się diametralnie. Nigdy by tego nie podejrzewał. Wygląda na to, że czasem zmiany przychodzą tak... po prostu. 

Przejeżdżając przez Główny Rynek, chłopak przyglądał się ludziom stojącym w kolejce po lody czy zimny koktail. Pokręcił głową, widząc długie kolejki wychodzące czasem za róg ulicy. Nie miałby aż tyle cierpliwości. 

Wrócił do kamienicy. Wszedł do kuchni, zerkając na stolik. Brus zostawił wiadomość, że Kamil pojechał zawieść jego i ciotkę Mary na wizytę u kardiologa. 

Joaquín wziął w dłoń butelkę z wodą, po czym usiadł na parapecie, zerkając na przechodzących przez miasto ludzi. Po chwili postanowił, że nie będzie siedział bezczynnie i ruszył w stronę zaplecza, by znaleźć się w sklepie. 

Jako że on sam musiał się uczyć, Danileccy ogłosili ostatnio, że szukają kogoś do pracy wakacyjnej. Zgłosiło się kilka osób, spośród których Kamil wybrał dziewczynę znającą się na tym biznesie wystarczająco dobrze, by móc doradzić klientom. Sarah, bo tak miała na imię, była ciemnowłosą dziewczyną, której zwinność nie raz uratowała niezdarnego klienta, gdy niechcący wszedł w talerze perkusji albo trącił stojące w rogu gitary. Nie było w tym nic dziwnego, skoro chodziła do szkoły tanecznej. 

Joaquín zerknął do sklepu, widząc jak dziewczyna porządkuje pudełko ze strunami. 

– Cześć, Sarah. Kończysz już? 

– Hejka! – zawołała dziewczyna, zeskakując z lady. – Tak, zrywam się. Mój chłopak i ja szykujemy się do wyjazdu, musimy odebrać kogoś z lotniska. Zamkniecie sklep w tym czasie? 

Joaquín skinął głową. On, Kamil i Brus też potrzebują nieco odpoczynku. W tym roku i tak pracowali bardzo długo. 

– Jeśli się spieszysz, to leć. Ja zamknę. 

– Super, wielkie dzięki – uśmiechnęła się Sarah, biorąc z zaplecza swoją torbę. – Na razie! 

Joaquín skinął głową, żegnając ją przy wyjściu. Była od niego młodsza, jednak nigdy nie podejrzwał, że się dogadają. Żyli w nieco innych światach, on patrzył na świat obiektywnie, ona zaś miała własne fantazje. Na szczęście Joaquín starał się rozumieć ludzi i ich zwyczaje, to mógł być jeden z powodów, dla których to on rozmawiał z Sarah, a nie Kamil, który za nic w świecie nie potrafił zrozumieć jej – jak sam to określał – wygłupów. 

Chłopak schował pudełko do szuflady i sięgnął po miotłę, zmiatając podłogę. 

W pewnym momencie usłyszał dźwięk dzwonka. Odwrócił głowę sądząc, że to Sarah czegoś zapomniała, jednak osoba, którą zobaczył w drzwiach, w ogóle jej nie przypominała. 

W progu stanęła wysoka kobieta o czarnych włosach. Miała na sobie luźną bluzkę i ciemne spodnie oraz buty na koturnach, które pasowały do całości stroju. W normalnych warunkach Joaquín nie zwróciłby na to uwagi, jednak coś sprawiło, że musiał. Stanął w bezruchu, przyglądając się gościowi. 

Bonsoir. Où se trouve...? – zaczęła kobieta. – Pardon, ciągle zapominam, że w Auditum nie wszyscy znają francuski. Szukam... 

Spojrzała na Joaquína z takim samym zdziwieniem, z jakim on spoglądał na nią. W jednej chwili chłopakowi przeleciało przed oczyma pewne zdjęcie, które widział jakiś czas temu. Odstawił miotłę i powoli podszedł do kobiety, przyglądając się jej. To, z kim miał do czynienia, uderzyło go nagle. 


Excusez moi, czy trafiłam do sklepu Danileckich? – kontynuowała, większość słów wypowiadając już po angielsku. 

Joaquín skinął głową, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, kogo widzi. 

– Pani jest... – wydukał, poprawiając okulary. Kobieta uśmiechnęła się. 

Je suis Miranda. 

Miranda Delaunay. Matka Kamila. 

* * * 

Joaquín wpuścił Mirandę do mieszkania, zaparzając jej kawy. W międzyczasie zdążył jej tylko powiedzieć, że pracuje u Danileckich od kilku miesięcy. 

Nie miał pojęcia, czy to ona powinna zacząć się tłumaczyć, dlaczego zostawiła Kamila i wyjechała z Marcelem, nie dając znaku życia, czy też on powinien zacząć, wyjaśniając, kim jest i co tu robi. Jak miał jej powiedzieć, że on i Kamil są razem, a co więcej – są zaręczeni? 

Znał jej historię. Miranda była kobietą, która całe swoje życie poświęciła Marcelowi, ponieważ – rzekomo – zakochała się w nim. Kamil pojawił się na świecie nieplanowany, jednak kobieta nie pozbyła się go, do czego namawiał ją Marcel. Posłuchała Brusa i przez niemal dziewięć miesięcy musiała wysłuchiwać narzekań Marcela. Mężczyzna odpuścił, gdy Kamil pojawił się na świecie, jednak nadal był do niego sceptycznie nastawiony. Nie umiał się nim zajmować jak ojciec. Był zajęty rozmyślaniem nad tym, gdzie udać się w następne miejsce, ponieważ jako fotografa zatrudniono go do tworzenia katalogów dla turystów. Miał podróżować, zajmować się piękną stroną świata, nie zaś "przewijać jakiegoś zasmarkanego niemowlaka". 

Kamil nie miał pojęcia, gdzie są jego rodzice, od kilkunastu nie utrzymywali ze sobą stałego kontaktu. Był zbyt dumny, by dopraszać się alimentów od ojca, więc od dzieciaka zajmował się pracą, nawet jeśli nie miał wygórowanych wymagań. Zrezygnował z kontunuacji nauki po ukończeniu szkoły zawodowej, chociaż miał szansę na zdobycie stypendium na jednej z wyższych uczelni. Chciał jednak pomóc dziadkowi, ponieważ był on jedyną osobą, która wspierała go całkowicie. Podobno Miranda co jakiś czas wysyłała synowi pieniądze i jakieś prezenty z okazji urodzin czy na święta, ale poza tym ich kontakt był niezwykle ograniczony, żeby nie powiedzieć – żaden. 

A teraz, po kilkunastu latach, Miranda nagle pojawia się w sklepie Danileckich. Czego ona oczekiwała, przebaczenia? W Joaquínie skumulowała się masa przeciwstawnych emocji. A jeśli on się tak czuł, co miałby myśleć Kamil? 

On i Miranda siedzieli w salonie w kompletnej ciszy przez kilka minut, póki oboje nie usłyszeli głosu dochodzącego z korytarza. 

Do pomieszczenia wbiegł Raf. Zatrzymał się, widząc nieznajomą osobę. Nagle zaczął warczeć. Joaquín przywołał go cicho, po czym uspokoił Mirandę. Raf nie był agresywny. Obwąchał okolicę i prychnął, kierując się w stronę siedziska, po czym wskoczył na nie, cały czas podejrzliwie wpatrując się w gościa. 

– Raf, od kiedy to rezygnujesz... 

Kamil stanął w progu, zdejmując bluzę. Spojrzał na Joaquína. Po chwili jego wzrok skierował się na kobietę stojącą przy chłopaku. Kruczowłosy ścisnął bluzę w dłoni. Długo się nie odzywał. 

Joaquín nie miał pojęcia, dlaczego te kilkanaście sekund było tak męczących. Wolałby już znać odpowiedź. Przez to napięcie nawet Raf przestał się poruszać i wpatrywał się w swoich ludzi. 

– Jojo – odezwał się nagle Kamil, zerkając na Joaquína. – Rozmawiałeś z nią? 

Chłopak pokręcił głową, zaprzeczając. Wiedział, że Miranda niewiele rozumie, ponieważ kruczowłosy mówił do niego po polsku, a w tej kamienicy tylko oni oraz Brus znali ten język. 

– Zostaw nas samych. 

– Lili, proszę cię. To nadal jest twoja matka. Nie mów nic, czego mógłbyś żałować. 

Kamil westchnął ciężko, po czym spojrzał na niego. W tym wzroku było ukryte wszystko, co chciał mu powiedzieć. Joaquín posmutniał, jednak nie miał zamiaru się sprzeciwiać. To była sprawa pomiędzy kruczowłosym a jego matką. 

Wziął Rafa ze sobą, po czym wyszedł z salonu, kierując się do kuchni. 

– Camille, mon fils, je1... 

– Mon fils?! Depuis quand? Est-ce que tu et ton père savent ce que vous m'avez fait? Pendant des années, j'essais devenir la personne, dont vous avez revé. J'ai fait des efforts pour être comme toi, j'ai eu le comportement comme le père. Pour quelle raison? C'était pour avoir des ennuis, avoir des idées suicidaires, une dépression? Est-ce que tu penses que la dépression n'est pas de maladie? Tu ne sais pas ce que cous m'avez fait. Cotre décisions ont l'influence sur ma vie, même si vous n'avez pas été ici!2

Joaquín jeszcze nie słyszał takiej kłótni, dodatkowo w języku, który był mu zupełnie obcy. Kamil wiele razy mówił, że nienawidzi francuskiego, a jednak znał go na poziomie komunikatywnym. Nic dziwnego, skoro jego matka pochodziła z Saint – Émilion. Nawet jeśli jego rodzice mówili po angielsku, a dziadek rozmawiał z nim po polsku, to jednak część tego francuskiego dziedzictwa w nim pozostała.

Joaquín mógł jedynie domyślić się, co Kamil wyrzuca Mirandzie. Wśród słów, jakie padły podczas tej ostrej wymiany zdań, a właściwie monologu kruczowłosego, zrozumiał tylko "samobójcze myśli" i "depresja". Dobrze wiedział, że przez odejście rodziców chłopak wiele razy wyrzucał sobie, że nie jest idealny. Podobno zanim się poznali, był strasznym pesymistą. 

Joaquín podniósł się, cicho podchodząc do drzwi salonu. Były lekko uchylone, więc mógł dostrzec, co działo się wewnątrz, chociaż nadal mało co, a właściwie nic nie rozumiał. 


– Je n'ai pas été une bonne mère, c'est vrai. Je ne peux pas te rendre tout le temps perdu, mais3... 

– Donc, n'essaie pas. Je ne veux pas rien entendre, ce que tu penses4 – dało się słyszeć głos Kamila, który założył ręce na piersi, wpatrując się w ścianę przed sobą. Na jego twarzy wciąz widniał gniew, ale jednocześnie żal. 

Przez lata próbował być taki, jak rodzice. Wiązał się z nimi poprzez swój wygląd i zachowania. Próbował upodobnić się do matki, zachowywać się jak ojciec. I po jaką cholerę? Po to, by wpaść w kłopoty? Po to, by odciąć się od świata? Po to, by łykać antydepresanty? Czy Miranda myśli, że to takie proste, że depresja nie jest chorobą? Otóż jest, dość poważną, i to ona, wraz z Marcelem, do niej doprowadzili. Joaquín nie mógł uwierzyć, że dorośli ludzie potrafią być tak nieodpowiedzialni. Naprawdę myśleli, że ich decyzje nie mają wpływu na jego życie, skoro nie ma ich obok? 

Czasem prawdziwą drogę życia odnajduje się dopiero po latach. Może ich czas nadszedł właśnie teraz, gdy wszyscy dorośli do tej decyzji? 

Jusqu'ici, le grand-père a eu la garde sur moi. Et vous... vous n'étiez pas ici5 – kontynuował Kamil, a jego głos załamywał się coraz bardziej. 

Je sais, Camille. C'est Jerome, qui t'a sauvé6 – odparła Miranda, stając przed kruczowłosym. Była od niego nieco niższa, ale nadal wyższa, niż Joaquín. 

Joaquín wiedział, że Kamil się nad czymś zastanawia, ponieważ znów zapanowała cisza. Musiał walczyć z tym, co w nim siedziało przez wszystkie lata. Jednak Joaquín w niego wierzył, jak i w to, że ich długie rozmowy czegoś go nauczyły. 

Wszystkie problemy ludzi biorą się właśnie z braku rozmów i zatajania prawdy. 

– Ma mère, écoute. Est-ce que tu te souviens quand le père a dit que notre vie est une grosse farce?7

Miranda skinęła głową, tym samym odpowiadając na pytanie Kamila. 

Sans grand-père et Joaquín, je ne serais pas ici. La dépression me consumerais comme trou noir. Et toi, tu n'as rien qui t'attend8 – kontynuował chłopak. – Il y a longtemps je vous aurais traité d'une autre façon. Je vous ignorerais la même chose que vous m'a ignoré. Mais pendant ces années j'apprends que la injustice revient deux fois plus férocement9

Tu avais... une petite amie. Et maintenant?10... – zaczęła Miranda.

W tym momencie Joaquín zauważył, że na twarzy Kamila pojawia się uśmiech.

Et maintenant... Je trouve la raison pourquoi je souris. Je ne ris pas de la vie, mais je vis avec un sourire11. 

W końcu Joaquín mógł przestać ukrywać się za drzwiami, ponieważ Kamil zawołał go do salonu. Chłopak wszedł do środka nieco zmieszany, stając przy kruczowłosym. Poprawił okulary i spojrzał na Mirandę. W jej oczach były widoczne łzy. 

C'est mon fiancé, Joaquín – kontynuował Kamil, łapiąc Joaquína za rękę. – Et ma vie!12

Te ostatnie słowa Joaquín zrozumiał w pełni: Kamil postanowił powiedzieć Mirandzie prawdę o ich relacji. 

Joaquín spojrzał na nią, oczekując jej reakcji. Spodziewał się, że zacznie histeryzować, wyjdzie z mieszkania, trzaśnie drzwiami i już nigdy nie wróci. 

Ona jednak pociągnęła nosem, po czym ukryła twarz w dłoniach. W końcu potarła oczy i uśmiechnęła się przez łzy. Skinęła głową. 

Je suis désolée pour tout13 – powiedziała, podchodząc do Kamila. 

– Je te pardonne, mais... Tu me pardonnes aussi14

Chłopak wyciągnął ręce i przytulił ją do siebie, nic nie mówiąc. Kobieta rozpłakała się, wtulając się w niego. 

Joaquín przyglądał się temu obrazkowi, opierając się o sofę. Nie spodziewał się takiej reakcji chłopaka. Kiedyś Kamil rzuciłby się na tych, którzy go skrzywdzili, z pięściami. Byłby do tego zdolny. Teraz jednak leczył swoje rany. Wiedział, że przebaczenie pomaga nie komuś, a jemu. Nie można było bowiem pić trucizny całe życie i spodziewać się, że ktoś od tego umrze. 

Kamil w końcu wypuścił Mirandę z objęć. 

Mon chéri, masz naprawdę niezwykłego narzeczonego – powiedziała kobieta, zerkając na Joaquína. Chłopak poczuł, że się rumieni, słysząc słowa, które wreszcie w pełni rozumie, ponieważ Miranda znów zaczęła mówić po angielsku. 

– Wiem – odparł Kamil z dumą, również w tym języku. 

Kobieta stanęła przed Joaquínem tak, jakby zastanawiała się, czy na pewno może go przytulić. Chłopak uśmiechnął się do niej. Miranda objęła go mocno. 

– Jeśli Kamil cię kocha... To ja również – powiedziała cicho. 

Joaquín spojrzał na kruczowłosego. Obaj uśmiechnęli się do siebie. 

* * * 

Wkrótce cała trójka siedziała przy stole, kosztując tego, co kobieta przywiozła ze sobą z rodzinnego kraju. Chłopcy dowiedzieli się, że Miranda rozstała się z Marcelem ponad rok temu i chociaż nadal utrzymują ze sobą kontakt, nie patrzyła mu na ręce. Wróciła do Saint – Émilion, gdzie jej rodzina od dawien dawna pracowała na plantacji winogron. Przez pewien czas była sama, później zaczęła się z kimś spotykać – jest z nim aż do teraz. W tym roku postanowiła wybrać się do Auditum, ponieważ niedawno przebywała w jednym z pobliskich miast. 

Joaquín rozmyślał o wszystkim, co powiedziała kobieta. Ponad rok temu... Gdy sprawa Naznaczonych była powoli rozwiązywana. Czy było to dzieło przypadku? Niezależnie od tego, w jaki sposób o tym myślał, Miranda siedziała teraz w kuchni Danileckich, opowiadając o swoim życiu. 

Gdy skończyła, kruczowłosy odetchnął z ulgą. Wstał z krzesła i wziął do ręki kluczyki od auta. 

– Muszę jechać po dziadka. Odwiozę cię do hotelu, chyba że chcesz się z nim zobaczyć. 

– Oczywiście, że tak – odpowiedział Joaquìn zamiast Mirandy. – Znaczy, nie chcę się wtrącać, ale uważam, że to dobry pomysł, Kami. Nie sądzisz? 

Miranda skinęła głową. Kruczowłosy uśmiechnął się do obojga i gestem dłoni zawołał ich za sobą. 

Joaquín jechał na przednim siedzeniu obok Kamila, zastanawiając się nad tym, jakim cudem to wszystko przebiegło tak... gładko. Kamil naprawdę się zmieniał. Nie był zaborczy i agresywny, lecz pogodny i opanowany. Zupełnie tak, jakby nie był sobą, jakby ktoś wyciął z niego całą agresję i zastąpił ją spokojem. Być może kruczowłosy miał już dość bólu, jaki nosił w sobie przez tyle lat. Joaquín zastanawiał się, czy chłopak uśpił dumę gdzieś głęboko w swoim sercu i nie pozwolił jej wyjść na wierzch. To była oznaka dorosłości, jakiej Joaquín oczekiwał. Tym razem to on był dumny. 

Gdy cała trójka znalazła się pod kliniką, Brus stał już na schodach. Na początku z samochodu wyszli Joaquín i Kamil, by przygotować go do tego, co miał zaraz zobaczyć. Mężczyzna ujrzał w końcu Mirandę, która podeszła do niego niepewnym krokiem. Nie ukrywał łez wzruszenia, ona zresztą też nie. W końcu wydarzenia przeszłości połączyły ich jakimś nierozerwalnym węzłem, który nigdy nie zniknął, nieważne dokąd Miranda by się wybrała. 


Brus i Miranda długo stali wtuleni w siebie, z oczu obojga wydostały się łzy. 

Joaquín złapał Kamila za rękę. Chłopak uścisnął ją delikatnie. 

Było już późno, więc kobieta zdecydowała się wrócić do hotelu. Wszyscy zgodnie postanowili, że zobaczą się następnego dnia, ponieważ Miranda miała zostać w Auditum przez tydzień. Zanim ruszyła w stronę swojego pokoju, odwróciła się w stronę Kamila i Joaquína, którzy odprowadzili ją do wejścia. 

– Wierzę, że jestecie szczęśliwi, Camille. Nawet jeśli obaj jesteście inni i nie potrzebujecie tego, co większość ludzi świata, jesteście sobą, a to liczy się najbardziej. 

Kamil spojrzał na Mirandę z błyskiem w oczach. Joaquín uznał, że chłopak naprawdę chciał usłyszeć te słowa. Akceptacja. To było coś, czego brakowało mu od samego początku, dlatego stał się taki nieczuły. Teraz mógł to naprawić. 

Chłopcy wrócili do samochodu, w którym czekał na nich Brus. 

– Kto by pomyślał, że jeszcze ją zobaczysz... 

– Lepiej późno niż wcale, dziadku. 

– Jestem z ciebie dumny – oznajmił Brus, klepiąc chłopaka po ramieniu. – Zachowałeś się jak prawdziwie dorosły człowiek. Prawda, Joaquínie? 

– W stu procentach – podsumował Joaquín, uśmiechając się do niego. 

Kamil włożył kluczyki do stacyjki i włączył silnik. 

* * * 

Joaquín siedział na łóżku, wycierając mokre włosy ręcznikiem. Wciąż zastanawiał się nad tym, co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Spotkanie z Mirandą w niczym nie przypominało książkowych lub filmowych kwestii w stylu "nigdy ci nie wybaczę" lub "wybaczę, ale nie zapomnę". 

Tymczasem... Gniew i żal najbardziej szkodzą temu, kto je przejawia.

Chłopak odwrócił głowę, słysząc jak Kamil wchodzi do jego pokoju. Zamknął za sobą drzwi i ruszył w stronę łóżka, po czym położył się obok Joaquína, wpatrując się w sufit. 

– Jojo... To naprawdę się wydarzyło? Naprawdę widziałem dzisiaj własną matkę? 

Joaquín uśmiechnął się, patrząc na niego z ukosa. Po chwili położył mu dłoń na czole. 

– Przykro mi, nie masz gorączki. 

Kamil ściągnął jego dłoń ze swojego czoła i przyciągnął go do siebie. 

– Nie chciałem chować urazy, to nie miało sensu. Zobacz, co nadmierne rozmyślanie ze mną zrobiło. Zbyt długo miałem z tym do czynienia. Duma w niczym by mi nie pomogła, nawet jeśli większość świata uważa inaczej. 

Joaquín wtulił się w nieco, zamykając oczy.


– No tak – zaśmiał się po chwili. – Zawsze musieliśmy robić wszystko inaczej niż pozostali ludzie. 

– Od samego początku, co? – skwitował Kamil, obejmując go. – Musimy być naprawdę dziwni. 

– Nigdy nie płynąłem z prądem. 

– Bo ty w ogóle nie pływasz, nie umiesz. Jak sobie o tym przypominam, to zastanawiam się, jakim cudem zdołałeś uratować Francisa, skacząc z mostu. Co ci strzeliło do głowy? 

– Nie byłem sobą, dobrze o tym wiesz – żachnął się Joaquín, zerkając na niego spode łba. 

– Czyżby? To jak mam ci ufać, że teraz jesteś? – spytał Kamil z uśmiechem na ustach. Przez jakiś czas wpatrywał się w chłopaka, oczekując odpowiedzi. 

Joaquín przewrócił oczyma, po czym dał mu pstryczka w nos.  

– Jak sądzisz... Gdzie jest teraz twój ojciec? 

– Nie wiem i mam to gdzieś – uciął Kamil. – Nie chcesz go widzieć, Jojo, a ja tym bardziej. Na pewno nie zareagowałby na nas tak, jak Miranda. 

Joaquín westchnął. O ile potrafił rozróżniać reakcje ludzi, ona naprawdę nie wydała się zaskoczona faktem, że jej syn jest inny niż pozostali. Matki muszą wiedzieć takie rzeczy. Nawet jeśli czasem próbują to wyprzeć.

– Miranda wiedziała o tobie, prawda? – szepnął. – Wspomniała, że kiedyś miałeś dziewczynę.

Kamil skinął głową. Joaquín pamiętał tę historię. Kiedyś, gdy siedzieli razem na dachu, kruczowłosemu zebrało się na wspomnienia. Wtedy Jojo był oburzony postępowaniem chłopaka, oszukiwaniem, udawaniem, by ocalić swój tyłek, ale z drugiej strony... Rozumiał go. Ciężko jest zaakceptować siebie, jeśli inni nas nie akceptują. Kamil musiał dojrzeć do tego, kim naprawdę jest i... co czuł*.

– Mimo wszystko zrezygnowałeś z tamtego życia.

– Musiałem kogoś odnaleźć. Kogoś, kto sprawiał, że nie mogłem normalnie myśleć... – odparł Kamil, wpatrując się w jego oczy. – Słyszałem cię, Jojo. Nikt inny nie wywołał we mnie takich emocji, jak ty. Męczyłem się, ale nie miałem odwagi tego powiedzieć, bo myślałem...

– Lili... – przerwał mu Joaquín, obejmując jego twarz. – Za dużo myślisz.

Spojrzał w jego przeszklone oczy, po czym uśmiechnął się i pocałował go. Nie musiał długo czekać na odpowiedź.

_________________________________________
Tłumaczenie dialogów:

1Kamil, synu, ja... 
2Mój synu!? Od kiedy? Czy ty i ojciec w ogóle macie pojęcie, co mi zrobiliście? Przez lata próbowałem stać się tym, czego chcieliście. Upodabniałem się do ciebie, zachowywałem się jak ojciec. Po jaką cholerę? Po to, by wpaść w kłopoty, mieć samobójcze myśli, depresję? Myślisz, że depresja nie jest chorobą? Nie masz pojęcia, co mi zrobiliście. Wasze decyzje miały wpływ na moje życie, nawet jeśli was nie było!
3Nie byłam dobrą matką, to prawda. Nie uda mi się zwrócić ci tych wszystkich straconych lat, ale...
4Więc nawet nie próbuj. Nie chcę nawet słyszeć o tym, co sobie myślisz.
5Do tej pory zajmował się mną tylko dziadek. A was... Was nie było.
6Wiem, Kamilu. To Jeremiasz cię ocalił.
7Mamo, posłuchaj. Pamiętasz, jak ojciec powiedział, że nasze życie jest jednym, wielkim żartem?
8Gdyby nie dziadek i Joaquin, nie byłoby mnie tutaj. Depresja wciągnęłaby mnie jak czarna dziura. A ty nie miałabyś do czego wracać.
9Kiedyś potraktowałbym was inaczej. Olałbym was tak, jak wy mnie. Ale te wszystkie lata nauczyły mnie jednego – krzywda zawsze się podwaja i nieważne, komu byś ją zadał, wraca do ciebie.
10Kiedyś miałeś dziewczynę. A teraz?
11A teraz... Znalazłem powód swojego uśmiechu. Zamiast śmiać się z życia, lepiej żyć, śmiejąc się.
12To mój narzeczony, Joaquin. I moje życie! 

13Przepraszam za wszystko.
14Wybaczam ci, ale... Ty wybacz też mi.

* Wy poznacie tę historię w "Signum Sanguinem. Naznaczeni", drugiej części prequela serii. Teraz oszczędzę wam spoilerów ;)