Rozdział 73 (Eliasz)


Liście zdążyły już niemal całkowicie pospadać z drzew, chociaż tegoroczny listopad i tak był obiecujący, jeśli chodziło o pogodę. Eliasz z radością wracał z uczelni, przemierzając miasto na swojej deskorolce. W międzyczasie obserwował ludzi spacerujących po chodnikach i przypatrujących się wystawom sklepowym. Jak zawsze, już w połowie miesiąca pojawiły się na nich świąteczne rekwizyty. Nie było to wcale dziwne, w marketingu wszystko działo się o wiele wcześniej. Było jednak coś wyjątkowego w tej niezwykłej atmosferze, jaką sklepy wprowadzały do życia mieszkańców. 

Eliasz zatrzymał się przed Éclaircie, widząc jak Tasha rozmawia z klientami. Ona, Eileen i Kirsty jak zwykle miały pełne ręce roboty, a mimo wszystko radziły sobie doskonale. Chłopak postanowił wejść do środka i zamówić swoją ulubioną kawę. 

– Cześć, Eli! – zawołała od progu Eileen, niosąc w dłoniach tacę z ciastem. – Co słychać? 

– Wszystko w normie – odparł chłopak z uśmiechem. 

– A jak miewa się doktor psychologii? Ostatnio tutaj nie wpadał. Masz z nim kontakt?

– Jasne, czasem wpadam do niego po materiały. A co?


– Ostatni raz widziałam go w Éclaircie jakiś miesiąc temu, więc zastanawiałam się, co robi. Ale pewnie jest zbyt zajęty, żeby tu wpadać, w końcu tytuł zobowiązuje... – uśmiechnęła się dziewczyna. – Pogadałabym dłużej, Eli, ale klienci czekają. 

– Jasne, nie przeszkadzaj sobie, do zobaczenia później – powiedział, żegnając ją. 

Pomachała mu wolną ręką i ruszyła w stronę stolików znajdujących się w górnej części kawiarni.

– Cześć, Eli. Latte macchiato na wynos, jak zwykle? – spytała Tasha, gdy podszedł do lady. 

Skinął głową. W międzyczasie do kawiarni weszła szczupła blondynka razem z dziewczynką, która bawiła się kostką Rubika. Nie, bawiła to złe słowo. Ona naprawdę ją układała. Kilkanaście sekund później niemal wszystkie kolory znalazły się we właściwych miejscach. Eliasz spojrzał na małą z niedowierzaniem. Niewiarygodne. 

Kobieta odebrała zamówione wcześniej ciasto na wynos z jagodami oraz kilka muffinek, po czym wyszła z kawiarni, odciągając dziewczynkę od książek, jakie znajdowały się na półkach i tłumacząc jej, że nie mają już miejsc na półkach. 

Eliasz uśmiechnął się, słysząc ich rozmowę, gdy wychodziły. Gdyby było więcej takich inteligentnych dzieci, świat z pewnością zmierzałby w dobrym kierunku. Swoją drogą, nie wszystko stracone. 

Latte macchiato, raz! – zawołała Tasha, podając mu kawę. 

– Dzięki, Tasha – odparł chłopak, zostawiając jej pieniądze na ladzie. Wyszedł z kafejki i wskoczył na deskę, kierując się w stronę domu. 

Zastanawiał się, czym zajmował się Oliver, poza wykładaniem swoich nauk innym ludziom i wypełnianiem papierów. Czy tak właśnie miała wyglądać ta praca? Być może mężczyźnie pasowało takie życie. Eliasz miał tylko nadzieję, że jego przyjaciel się nie przepracowuje. 

Powinien zainwestować też we własne życie prywatne, nie tylko ingerować w życie innych ludzi jako psycholog. Czasem zachowywał się tak, jakby on sam nie istniał, co bardzo Evansa martwiła. Liczył na to, że ktoś kiedyś wypełni tę pustkę w życiu Olivera. A może Acris po prostu potrzebował czasu? Gdyby chciał coś zmienić, pewnie już dawno by to zrobił. Z drugiej strony, praca mogła wciągnąć go tak bardzo, że zapominał o tej pustce. Eliasz dobrze znał ten mechanizm. To samo działo się, gdy Oliver rozstał się z Emmą. 

Blondyn pokręcił głową. Może on też za wiele myślał o bliskich? Nie wątpił w ich umiejętności. Po tym wszystkim, co razem przeżyli, jakoś sobie poradzą. Nic jednak nie mógł poradzić na to, że chciał, by przyjaciele byli szczęśliwi. Zasługiwali na to, począwszy od Joaquína, przez Kamila, Maksa – aż do Olivera. 

Zmiany w każdym z nich już się rozpoczęły. Eliasz naprawdę wierzył w to, że teraz wszystko pójdzie w dobrym kierunku.

Tymczasem on szykował się na wyjazd w góry razem z rodzicami. To będą jedne z pierwszych świąt, które spędzą razem poza domem w lepszej atmosferze, niż dotychczas.