Rozdział 72 (Oliver)


Oliver wysiadł z auta. Udało mu się zaparkować pod własnym blokiem, chociaż po południu wszystkie miejsca były już zajęte. Zamknął drzwi toyoty i ruszył przed siebie, obchodząc zmiecione na chodniku kupki liści. Na szczęście nie było wiatru. Mężczyzna otworzył drzwi wejściowe i ruszył po schodach do własnego mieszkania. 

Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi, rzucając teczkę na szafkę. Wstawił czajnik na gaz, by zaparzyć sobie melisy. 

Dopadało go zmęczenie. Przez ostatnie kilka tygodni miał wiele na głowie, łącznie z uzupełnianiem dokumentów i prowadzeniem wykładów. Teraz marzył tylko o tym, by w spokoju odpocząć, przynajmniej w ten weekend. 

Woda zaczęła wrzeć, więc zalał saszetkę i zostawił napar na blacie, otwierając laptopa. Sprawdził skrzynkę pocztową w poszukiwaniu jakichś wiadomości. Oprócz reklam nie było tam nic istotnego. Zamknął klapę laptopa i przez moment wpatrywał się w sufit. 

Kilka chwil później usłyszał jakiś trzask dochodzący z góry. Czyżby coś stało się piętro wyżej? 

W tym samym momencie przyszło mu do głowy, że na górze mieszkała dotychczas rodzina Alexisa. Lokum przez długi czas stało puste. Ktoś się tam wprowadził? 

Wstał z kanapy i wyszedł z mieszkania. Wszedł po schodach po cichu, ostrożnie stając przed drzwiami pustego wcześniej lokum. Były uchylone. Oliver pchnął je lekko, by zajrzeć do środka. W korytarzu panował mrok, jednak zdecydowanie nie był on pusty. W rogu znajdowała się szafka na buty, wydawało się, że ponad powieszono haczyki na kurtki. 

– Halo? Jest tu ktoś? – zawołał mężczyzna, rozglądając się dokoła. 

Usłyszał jakiś stukot i już miał się odwrócić, kiedy sąsiednie drzwi uderzyły go z mocą amerykańskiego huraganu przenoszącego auta od stanu do stanu. Zanim zdążył się zorientować, został przypchnięty do ściany, a ktoś, kto posiadał latarkę, właśnie wycelował nią w jego twarz. 

– Kim jesteś? Czego tu chcesz? – usłyszał damski głos. 

– Sąsiadem z dołu, spokojnie. Możesz mi zabrać tę latarkę z twarzy? I puścić mnie? 

Poczuł, że uścisk się zwalnia. Kobieta wskazała mu wyjście i ruszyła razem z nim w stronę korytarza. 

Kiedy stanęli w przejściu na klatce schodowej, wreszcie mógł zobaczyć jej twarz. Była dość wątłą osóbką o ciemnych blond włosach, ale miała sporo krzepy. Na oko mogła mieć ponad dwadzieścia lat, chociaż wyglądała tak młodo, że Olivera ogarnęły wątpliwości. Miał dziwne wrażenie, że gdzieś już ją widział, ale nie miał pojęcia, gdzie.


– Przepraszam, ale jeśli chodzi o obcych, jestem nadzwyczaj ostrożna – wyjaśniła, uśmiechając się niezręcznie. – Claire. Niedawno się tu wprowadziłam. 

– Oliver. Zabawne, zupełnie nie zauważyłem, żeby ktoś przemieszczał się tu z meblami. 

– Och, to skomplikowana historia. A teraz nawet nie ma światła, żebym mogła zrobić cokolwiek. Żarówka w łazience się przepaliła i padły korki. Muszę iść do sklepu po zapasową. 

– Może ja jakąś mam – rzucił mężczyzna. – Pamiętasz, jaki ma gwint? 

– Właśnie to próbowałam sprawdzić, ale wydaje mi się, że standardowy. Hej, nie rób sobie kłopotu, sklep jest przecznicę stąd, mogę się przejść. 

– To nie kłopot. Daj mi chwilę, zaraz wracam. – Mówiąc to, Oliver ruszył do mieszkania. Ściągnął z półki w korytarzu karton, w którym zbierał zużyte żarówki, ale czasem wkładał też zakupione nowe, gdyby w razie wypadku jakaś się przepaliła. 

– Widzisz? Mówiłem, że mam – oznajmił, wracając do mieszkania Claire. – Podaj mi latarkę, wymienię ją. 

– Dzięki, sama sobie poradzę – odparła kobieta, biorąc pudełko w dłoń. Weszła do łazienki, po czym stanęła na taborecie i wykręciła zużytą żarówkę, wkręcając tam nową. Chwilę później wyszła na korytarz i zajrzała do skrzyneczki, w której znajdowały się bezpieczniki. 

Światło w mieszkaniu znów zabłysło. Claire z zadowoleniem otrzepała dłonie z kurzu, po czym wyłączyła latarkę. 

– Dzięki za żarówkę – powiedziała w końcu, odwracając się do Olivera. – Zaprosiłabym cię na kawę, ale... 

– Claire! Z kim ty gadasz, miałyśmy montować tę szafkę! 

Na korytarzu znalazła się dziewczynka trzymająca w dłoni młotek. Miała ciemne włosy związane w kucyki, ubrana była w rybaczki, jakby chciała wejść w rolę młodego robotnika, a wyglądała na zwyczajną nastolatkę.

– Już idę, Ashling. Możesz dalej przeglądać instrukcję z Ikei. 

– A ty kim jesteś? – rzuciła dziewczyna, patrząc na Olivera podejrzliwie. 

– To Oliver, mieszka piętro niżej – wyjaśniła Claire. 

– Cześć – przywitał się mężczyzna, unosząc dłoń w geście powitania. 

– Jesteś tym psychologiem? 

Acris wzdrygnął się. Zanim zdążył spytać, skąd Ashling to wie, dziewczyna sama odpowiedziała mu na to pytanie.


– Słyszałam od pani Ratzky, że mieszka tu taki jeden kawaler. Po jej opisie wnoszę, że to ty. 

– No dobrze, Ash, wystarczy już tego czytania ludzi – powiedziała Claire, zakładając ręce na piersi. – Wracamy do składania mebli. 

– Oliver, pomożesz? Pewnie i tak nie masz co robić, a weekend się zaczął, więc... 

A niech to. Ta mała jest naprawdę szczera. 

– Młoda, to niemiłe... – zaczęła Claire. 

– Nie, dlaczego? W mieszkaniu czeka na mnie tylko melisa, mogę się wam na coś przydać – odpowiedział mężczyzna, zerkając na dziewczynę. 

– No i super! W takim razie wskakuj na okręt, Oliver – zakończyła Ashling, wołając go w stronę kuchni skinięciem dłoni. 

W kuchni – poza kuchenką, piekarnikiem, lodówką, stołem i krzesłami – znajdowało się już trochę mebli, a przynajmniej ich części. Ashling podeszła bliżej parapetu, zgłaśniając radio, które tam stało. Chwilę później chwyciła za specjalny kołek zgięty pod kątem 45 stopni. Wzięła do ręki instrukcję i zaczęła skręcać mniejsze elementy. Oliver zauważył, że całkiem nieźle jej to szło. Zajęła się już szufladami, wszystkie były gotowe. Śrubki miała ułożone w pudełeczkach, by niczego nie pomylić. Zachowywała się jak fachowiec. 

– Jak się tego nauczyłaś? – zapytał Oliver, widząc jak Ashling wkłada szuflady do niemal ukończonych już szafek. 

– Symulator – wyjaśniła, trzymając w dłoni śrubokręt. – Coś jak symulator farmy albo ciężarówki. Był też taki do składania mebli z Ikei. 

Oliver siedział z nimi do późnego wieczora, składając meble w towarzystwie muzyki dobiegającej z radia. Podczas rozmowy okazało się, że Claire jest nauczycielką geografii, ale raz na jakiś czas zajmuje się też oprowadzaniem turystów po mieście, wyjaśniając im zawiłości jego historii. 

W tym momencie Olivera olśniło. To ona oprowadzała dzieciaki po parku, kiedy on, razem z przyjaciółmi, świętował swój doktorat i urodziny! Dlatego sądził, że skądś ją pamięta. Nie mylił się. Jako psycholog powinien być bardziej spostrzegawczy. Pewnie meble też znalazły się w mieszkaniu podczas jego nieobecności, dlatego nie miał pojęcia o zmianach, jakie tu zaszły. Nic dziwnego, skoro przez większość czasu nie było go w domu, ponieważ wracał późnym wieczorem. 

Około północy szafki były gotowe do zawieszenia ich nad blatem. Acris zrobił to z pomocą Claire. Kobieta zmusiła Ashling, by ta szła już spać, ponieważ następnego dnia spóźniłaby się na swojej dodatkowe zajęcia, gdyby zaspała. Dziewczyna niechętnie posłuchała kobiety, jednak – po wielu ponawianych prośbach – w końcu znalazła się w łóżku i zasnęła. 

Claire usiadła przy stole, opierając się łokciami o blat. Oliver stanął w przejściu, poprawiając okulary. 

– Bardzo dziękuję za pomoc, Oliver – powiedziała kobieta, ukrywając fakt, że zaczęła ziewać. – Przepraszam, jestem koszmarnie zmęczona. Pewnie ty również. Niepotrzebnie wciągnęłam cię w tę zabawę, ale Ashling jest strasznie uparta. 

– Masz... Bardzo inteligentną córkę – oznajmił z uśmiechem. 

Claire spojrzała na niego. Dostrzegł zakłopotanie na jej twarzy. 

– Ashling... Nie jest moją córką – powiedziała w końcu, zaciskając knykcie. 

Oliver miał wrażenie, że się przesłyszał. Przecież... Dziewczyna była do niej niesamowicie podobna. 

– Wiesz, to długa historia, a jest już późno – dodała Claire, przeczesując włosy. 

– Mam czas – oznajmił mężczyzna, siadając naprzeciwko niej. – Chcesz o tym porozmawiać? 

Claire zaśmiała się cicho. 

– Młoda miała rację, na pierwszy rzut oka widać, że jesteś psychologiem. 

Acris poprawił okulary, czekając na jej opowieść. Claire upewniła się, że drzwi pokoju Ashling są zamknięte, po czym przymknęła też drzwi od kuchni i usiadła naprzeciwko Olivera. 

– Ashling jest córką mojej zmarłej przed trzema laty siostry. Mieli jechać razem na ferie zimowe, ale... Na autostradzie doszło do wypadku. Szwagier nie zdążył wyhamować, gdy jakiś furiat zjechał na przeciwległy pas – wyjaśniła Claire. – Rodzice Ash zginęli na miejscu. Małej nic się nie stało, ale... Przeżycie kosztowało ją lata terapii. Dlatego wie, jak zachowują się psycholodzy. Może ma tylko jedenaście lat, ale jest bardzo inteligentna. 

Oliver słuchał Claire z niedowierzaniem. Jedenaście lat? Ashling była w wieku Alexisa, a bardziej inteligentna i bystrzejsza niż niejeden dorosły człowiek. 

– Byłam jej jedyną rodziną. Musiałam się nią zająć. Nie chciałam, żeby wylądowała w domu dziecka – kontynuowała kobieta, wpatrując się w okno, za którym już od kilku godzin świeciły miejskie latarnie. 

Nawet jeśli Claire nie była prawdziwą matką Ashling, nieźle sprawdzała się w tej roli. W końcu spędziły razem trochę czasu... Nastolatka naprawdę ją szanowała, chociaż miała własne zdanie i nie bała się go wypowiadać. 

– Okay, wystarczy tych rzewnych opowieści – oznajmiła w końcu Claire. – Jeszcze raz wielkie dzięki za pomoc, Oliver. Wpadniesz do nas w niedzielę? Będę po raz pierwszy uruchamiać piekarnik, żeby sprawdzić, czy działa. Może upiekę jakieś ciasto. 

– Jasne... Wpadnę z chęcią – powiedział, uśmiechając się do niej. 

Kobieta odwzajemniła uśmiech. Odprowadziła go do drzwi i pożegnała na klatce. 

Oliver wrócił do mieszkania. Usiadł na kanapie, wpatrując się w kubek z zimną już melisą. 

Czasami przypadki splatają ze sobą różnych ludzi. Podobnie było z nim i Naznaczonymi. Los naprawdę potrafił płatać figle.