Rozdział 71 (Maks)


Maks wyjrzał za okno, zerkając na gałązki drzew. Zieleń znów została zastąpiona przez szarość, chociaż pierwsze dni listopada wciąż były w miarę ciepłe. Niemniej jednak mieszkańcy nie mogli się już obejść bez cieplejszych kurtek. 

Przypomniał sobie ostatnie dni spędzone u Fintanów. Ci ludzie byli dla niego jak własna rodzina. Nic dziwnego, skoro poznawał ich przez rok i mógł co nieco powiedzieć o każdej z osób. 

Maks musiał jednak przyznać, że wizja posiadania takiej dużej rodziny wcale go nie przerażała. Wręcz przeciwnie – właśnie dzięki dzieciom w domu było tak wesoło. W swoich młodszych latach nigdy tego nie doświadczał, ba, nie miał nawet do czynienia z ludźmi w takim stopniu jak teraz. Siedział tylko przed ekranem, zaś przed jego oczami przetaczały się miliony kodów. Teraz przed jego oczami znajdują się ważni dla niego ludzie. 

Skończył pisać sprawozdanie dla panny Miles i wydrukował dokument, chowając go do odpowiedniej teczki. Zamknął ją w szufladzie i wyszedł z pomieszczenia, idąc w stronę gabinetu szefowej. Zapukał i wszedł do środka. 

Panna Miles rozmawiała przez telefon, jak zwykle w tych godzinach. Tym razem jednak nie załatwiała spraw biznesowych, Maks miał wrażenie, że rozmawia z kimś dla siebie ważnym, ponieważ jej ton głosu zmieniał się co jakiś czas, zupełnie jakby kobieta ekscytowała się czymś. Okazało się, że to wymiana zdań ze starą przyjaciółką. 

Odłożyła telefon i zerknęła na Maksa. 

–  Chciałem tylko powiedzieć, że skończyłem. 

–  Świetnie! W takim razie masz wolne – oznajmiła z uśmiechem. – Do zobaczenia po weekendzie, Maks. 

Chłopak skinął głową, wychodząc z pokoju. 

Opuścił budynek, niosąc w dłoniach dokumenty potrzebne do napisania pracy na zaliczenie przedmiotu. Panna Miles pozwoliła mu drukować różne materiały w biurze, by nie musiał tego robić na uczelni. Maks odliczał już dni do zakończenia tej gonitwy, ponieważ przeprowadzane zajęcia wcale nie wykraczały poza jego kompetencje. W rzeczywistości uczelnia sprawiała, że nieco się stresował, ponieważ wykładowcy przyzwyczaili się do jego umiejętności. Czasem musiał odpowiadać za połowę klasy. Cieszyło go, że nie przyjął roli starosty roku, ponieważ zdecydowanie nie miałby ochoty tego robić. Nie był tak bardzo uspołeczniony jak Eliasz. 

Szedł chodnikami miasta, które pokryły teraz kolorowe liście. Wiatr rozwiewał je po ścieżkach sprawiając, ze wyglądały one jak połacie wielobarwnego dywanu. 

Stanął przed drzwiami Éclaircie, zaglądając do środka przez szybę. To miejsce jak zwykle pękało w szwach. Jednak mimo wszystko Tasha nie narzekała, w końcu nie bez powodu zajęła się rozbudową. Drugie piętro było jeszcze bardziej oblegane niż pierwsze. 

Chłopak wszedł do środka, szukając Eileen. Dziewczyna uwijała się pomiędzy stolikami. Maks wypatrywał jej współpracownicy, Kirsty, ona również była obłożona zamówieniami. 

–  Witaj, Maks – powiedziała Tasha, wychodząc z kuchni. – Przyszedłeś po Eileen? 

–  Tak, ale... Widzę, że nici z tego pomysłu – westchnął, wskazując głową na tłumy siedzące w kawiarni. 

Tasha spojrzała na niego z uśmiechem na ustach. Skinęła głową, po czym zawołała Eileen, gestem wskazując jej, by przyszła do lady. 

–  Zaraz to załatwimy – wyjaśniła kobieta, kładąc dłoń na ramieniu Maksa. 

Eileen podeszła do nich, kładąc tacę na ladzie. 

–  Coś się stało? – spytała. 

–  Prosiłaś, żebym nauczył cię jeździć na łyżworolkach, kiedy będę miał więcej czasu – uśmiechnął się. 

–  Tak, ale... Mam jeszcze sporo pracy. Nie mogę zostawić Tashy i... 

–  Poradzimy sobie z Kirsty. Idźcie, Eileen. Taka okazja nie trafia się codziennie. Dziś jest naprawdę piękny dzień. 

Eileen poszła zostawić swój fartuch na zapleczu i wyszła razem z Maksem. 

Dwie godziny później byli już w parku, idąc w stronę specjalnie zaprojektowanej ścieżki dla początkujących łyżworolkarzy i rowerzystów. Fontanna wciąż tryskała wodą, a dzieci biegały po placu zabaw, pilnowane przez rodziców rozmawiających ze sobą. Słońce zaglądało do parku, oświetlając twarze mieszkańców. 

Maks pomógł Eileen założyć łyżworolki. Widać było, że czuje się bardzo spięta. Naprawdę rzadko prosiła o pomoc, lubiła robić wszystko sama, jednak tym razem nie miała wyjścia. 

–  W porządku, teraz ostrożnie stawiaj kolejne kroki, póki nie znajdziesz się na ścieżce. 

–  Dobrze, dobrze. Powoli... i... ostrożnie. Okay, mam to! – zawołała z radością dziewczyna, puszczając dłoń Maksa. W ostatniej chwili odwróciła się jednak, lądując w jego ramionach. 

–  No, jednak nie masz – zaśmiał się, pomagając jej stanąć z powrotem. – Spójrz. Jedna noga, druga noga. Zygzak. I tak na zmianę. A żeby hamować, używasz tego. Tak, przy prawej. 


Gdy stanęła o własnych siłach, Maks ruszył naprzód, pokazując jej, co powinna zrobić. Skinęła głową i ruszyła naprzód. Jechała powoli, próbując utrzymać stałą pozycję. Chłopak wpatrywał się w nią, widząc jej starania. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie lepszy w jeździe na rolkach. Do tej pory zawsze prześcigała go Aggie. Teraz jednak jej nie było, on zaś miał ważniejsze rzeczy do roboty. 

W końcu Eileen jechała obok Maksa, uważnie przyglądając się jego poczynaniom, więc chłopak uznał, że na tym jego nauka się kończy. Teraz dziewczyna musi nabrać pewności. 

Późnym popołudniem Eileen jechała przed Maksem, pokonując kolejny kilometr trasy. Nadal we własnym tempie, jednak chłopak nie miał zamiaru jej wyprzedzać. W razie czego, był w pogotowiu. 

Zatrzymali się nad rzeką, siadając na ławce. Widzieli odbicie słońca na tafli wody, jego promienie muskały twarze przechodniów, sprawiając, że niemal każdy się uśmiechał. Maks zerknął na Eileen, która właśnie wpatrywała się w swoje łyżworolki. 

–  Jesteś zadowolona? 

–  A nie widać? – odezwała się, obracając w jego stronę z zawadiackim uśmiechem na ustach. – Było wspaniale! Musimy to kiedyś powtórzyć! 

Skinął głową, z powrotem patrząc na rzekę. 

–  Wracasz do gospodarstwa na weekend? 

–  Nie miałabym tam co robić – zaczęła, zerkając na niego niepewnie. – Zostanę z tobą. 

Jeśli miał do wyboru napisanie pracy a przebywanie z dziewczyną bez towarzystwa dzieciaków, bez towarzystwa absolutnie nikogo, zdecydowanie wolał drugą opcję. 

–  W porządku – odparł, wstając powoli. Podał jej dłoń. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Oboje ruszyli po ścieżce z powrotem w stronę parku. 

W domu pojawili się pod wieczór. Eileen weszła do domu pierwsza, idąc z zakupami w stronę kuchni. Maks wszedł za nią, rozglądając się. W jego mieszkaniu panowała kompletna cisza, żaden dzieciak nie biegał wokół i nie rozrzucał swoich zabawek po podłodze. Chłopak musiał przyznać, że atmosfera była przez to dość specyficzna. Niezwykle spokojna. 

Eileen już znalazła się w jadalni, przeglądając szafki w poszukiwaniu odpowiednich przyrządów. Maks wszedł do pomieszczenia, zerkając na nią. W kuchni nie miała sobie równych. Gdyby ktoś ją zdenerwował, wiedziałaby, gdzie rzucić nożem. Uwielbiał ją za to. 

Po takiej jeździe najlepszy będzie jakiś koktajl energetyczny – oznajmiła, obracając się w jego stronę. – Pomożesz mi obierać owoce? 

Skinął głową, obracając się na pięcie. Eileen zgłośniła radio, w którym właśnie nadawano Summer Calvina Harrisa. Obojgu przypomniał się wakacyjny wypad do chatki w środku lasu. 

Wieczorem usiedli razem w salonie. Maks spodziewał się, że będą oglądać jakiś film, ale Eileen totalnie go zaskoczyła, wyciągając z szafy pady do gry. Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem, kiedy podłączyła je do konsoli. 

 – Czy to jest... – zaczął, widząc jak na ekranie pojawia się znajoma mu postać. – Rayman

 – Obiecałam ci rewanż po Assassin's Creed

Parsknął śmiechem. 

 – Ale wiesz, że to nie jest gra najwyższych lotów, prawda? 

Eileen obróciła głowę w jego stronę z oburzeniem, jej warkosz zafalował w powietrzu. 

 – Czy ty właśnie obraziłeś... Odwołaj to albo będziesz miał do czynienia ze mną! 

Maks uśmiechnął się zawadiacko, biorąc do ręki pada. 

 – Ha! Grałem w to w przedszkolu. 

Może nie dosłownie, ale mniej więcej na takim poziomie były niektóre rozgrywki. Mógłby postarać się bardziej, gdyby nie to, że zawzięcie Eileen bardzo mu się podobało. Sposób, w jaki dziewczyna traktowała wyzwania, również. 

 – Prawy, prawy teraz! 

 – Spróbuj za mną nadążyć! 

 – Ha! Mówiłem! 

 – Hej, to nie było fair! 

Spojrzeli po sobie, śmiejąc się, gdy dobiegli do końca poziomu. Koniec końców, nikt nikogo nie przegonił, bo rozgrywka wymagania ukończenia jej przez obu graczy. 

Eileen wyłączyła grę, po czym wyszła na balkon, wpatrując się w niebo powoli pokrywające się płaszczem z gwiazd. 

Maks spojrzał przed siebie, przypominając sobie jeden zimowy wieczór. 

 – Hej, co cię tak rozbawiło? – spytała Eileen, widząc uśmiech na jego twarzy. 

– Pamiętasz zeszłoroczną wigilię? Już wtedy miałem cię pocałować, ale mi przerwano – zaśmiał się. – Twoja rodzina ma niezłe wyczucie czasu. 

Spojrzał na Eileen, która zarumieniła się nagle. 

 – Ale teraz ich tu nie ma, więc... – szepnęła. 

Błysk, jaki pojawił się wtedy w jej oczach, nie pozwolił mu odmówić, gdy uśmiechnęła się tajemniczo, prowadząc go do sypialni.