Rozdział 96 (Eileen)
THE PUPPY SONG
Eileen stała w kuchni, przygotowując śniadanie. Rozłożyła na stole talerze, po czym zajęła się zaparzaniem herbaty i kawy. W kuchni dało się wyczuć zapach świeżych warzyw, które niedawno zostały umyte i skrojone do wiosennej sałatki.
Dziewczyna zaczęła się zastanawiać nad tym, co ostatnio usłyszała od Olivera. Wiedziała, że nie powinna się zbytnio interesować czyimś życiem uczuciowym, jednak reakcja mezczyzny bardzo ją zaskoczyła. Zupełnie tak, jakby Acris naprawdę uwolnił się od jakiegoś ciężaru.
Przypominając sobie to, co działo się podczas wesela Danileckich, Eileen przestała mieć wątpliwości, że mogła powierzchownie ocenić ten związek. Wydawało jej się, że Oliver jest szczęśliwy z Claire. Wyglądali na dość dogadaną parę, gdy się im przyglądała. Może poza faktem, że Teagan była bardzo wygadana i nie dopuszczała Olivera do słowa... Jednak Acris zawsze mówił, że wolał słuchać, niż być mówcą. Mimo wszystko, coś w jego zachowaniu nie dawało Eileen spokoju. Dopiero później wydał się jej przybity.
Dziewczyna odwróciła głowę, słysząc czyjeś kroki na korytarzu. Wyjrzała zza futryny, widząc Maksa, który sznurował swoje tenisówki.
– A śniadanie?
– Nie zostawiam go – uspokoił ją chłopak, podnosząc się z podłogi. Pocałował dziewczynę w czoło i wszedł do kuchni, nasypując sobie kawy do kubka. – Wcześnie wstałaś.
– Wcześnie się wczoraj położyłam – odparła Eileen, niewinnie wzruszając ramionami. – Klienci znów dali nam w kość.
– Ktoś się mnie ostatnio czepiał, że się przepracowuję. Hmm, kto mi to mówił – ciągnął Maks, kątem oka zerkając na swoją narzeczoną. – No nie mogę sobie przypomnieć.
– Doprawdy zabawne, Maksiu – obruszyła się Eileen, zakładając ręce na piersi. – Mam dziś dzień wolny, więc nie musisz się o mnie martwić.
– Dobrze, kochanie. – Kaiser zaśmiał się cicho, po czym usiadł do stołu, zerkając na rozświetlony ekran swojej komórki. Przeczytał wiadomość.
– Hugh pisze, że masz włączyć telefon, bo nie może się do ciebie dodzwonić.
– A niech to – szepnęła Eileen, biorąc w dłoń kubek z kawą. – Pewnie się rozładował. O co chodzi?
– Prosi, żebyś do niego oddzwoniła, jak będziesz mieć czas.
Dziewczyna skinęła głową, sięgając po miskę z sałatką i świeżo upieczone kawałki pieczywa, które właśnie wyskoczyły z tostera.
– Gdzie jest ta gazeta, którą ostatnio kupiłaś? – spytał Maks, smarując chleb masłem.
– Przecież ty nie czytasz gazet, wszystko masz w internecie, moja Wyszukiwarko.
– Chodzi mi o tę z opowiadaniem Joaquína, skarbie. Miałem je przeczytać.
– Och... Pożyczyłam ją Oliverowi – odparła Eileen, gryząc tosta. – Ostatnio pojawił się w Éclaircie. Wiesz, że on i Claire się rozstali?
– O, czyli jednak – prychnął chłopak z uśmiechem.
Eileen spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– No co? – spytał chłopak. – Dużo się działo na weselichu. Kiedy ty wyruszyłaś w tango z Joaquínem, ja wyszedłem na dwór, żeby złapać zasięg w telefonie i w międzyczasie słyszałem, co mieli sobie go powiedzenia. Chyba mnie nie widzieli, skoro Claire była tak głośna. A może to kwestia alkoholu? Nie wiem.
– Czemu wcześniej mi tego nie powiedziałeś?
– Wyleciało mi z głowy.
– Gadaj, o co tam poszło?
– O wiele rzeczy – wyjaśnił Maks. – Na przykład o dzieci. Oliver chyba przyzwyczaił się do samotności. Claire za bardzo na niego naciskała. Coś o pracy i braku czasu też padło. Ogólnie, nieciekawie się zrobiło. Evansowi też się oberwało.
Eileen wzgrygnęła się, słysząc to.
– O czym ty mówisz?
– Claire wytknęła Oliverowi, że częściej widuje się z Eliaszem, niż z nią. Acris strasznie się wtedy wkurzył, mówiąc, że wynika to ze specyfiki jego pracy i tego, że pomaga chłopakowi z materiałem ze studiów. A później stwierdził, że Claire zastępuje spotkania z nim pracą z dziećmi i wraca do niego tylko w jednym celu – zaśmiał się Maks, kończąc jeść kanapkę. – Ale z tym ostatnim argumentem to akurat ostro pojechał.
– Rany. Nie sądziłam, że było aż tak źle.
– Wiesz, późna noc, alkohol, niewyjaśnione sprawy, no i poszło. Zdaje się, że wszyscy byli już tak zmęczeni, że nawet tego nie zauważyli.
Eileen skinęła głową. Maks nie przepadał za alkoholem, więc raczej go nie tykał, również na weselu. Nie miał żadnych złych wspomnień związanych z używkami, ale uważał, że jeśli ktoś potrzebuje whisky, by się dobrze bawić, to znaczy, że na co dzień musi być naprawdę sztywnym człowiekiem. Dzięki temu był na tyle skupiony, by wiedzieć o rozmowie, a właściwie kłótni Olivera i Claire.
– Sądziłam, że ten związek przetrwa dłużej niż kilka miesięcy – westchnęła Eileen, podpierając brodę dłonią. – A tak z innej beczki, skoro o dzieciach mowa...
Maks uniósł głowę, wpatrując się w nią uważnie.
– Tylko mi nie mów, że...
– Nie, nie jestem w ciąży – zaprzeczyła dziewczyna, uspokajając go. – Ale wiesz, skoro planujemy ślub, to zaczęłam się zastanawiać... Jak ty się na to zapatrujesz.
– Jeśli mam być ojcem, to muszę mieć czas, nie mówiąc już o pieniądzach – powiedział Maks ze spokojem. – Poza tym, jeszcze nie chcę się z nikim dzielić, Leen. Znając ciebie, pewnie nie skończyłabyś na jednym.
Eileen zarumieniła się, słysząc to, po czym zaczęła się śmiać.
– Okay, na razie zostawiamy temat.
– Chłopak miałby na imię Waylon.
– Mnie podoba się Milo – powiedziała Eileen.
– Spoko, może być – uznał Maks, odkładając talerze do zlewu. – Może wykorzystamy oba.
– Od kiedy jesteś takim znawcą biologii?
– Statystyki – odparł chłopak, myjąc naczynia.
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem. Maks wytarł mokre ręce o spodnie, po czym wziął swój telefon i wyszedł na korytarz.
Eileen wyszła za nim, opierając się o ścianę.
– Pamiętaj, żeby oddzwonić do szwagra – powiedział, otwierając drzwi od mieszkania.
Eileen skinęła głową. Maks uśmiechnął się i pocałował ją, po czym wyszedł, zbiegając po schodach na dół.
Dziewczyna zrobiła porządek po śniadaniu i sięgnęła po telefon, dzwoniąc do Hugha.
Mężczyzna odebrał za drugim razem.
– Dobrze, że dzwonisz – ucieszył się. – Możesz rozmawiać?
– Jasne, nawijaj. O co chodzi, coś się stało?
– Zastanawiałem się, czy znasz kogoś, kto chciałby zaadoptować szczeniaka – wyjaśnił Hugh. – Mam w mieście znajomego, któremu oszczeniła się suczka. To golden retriever. Większość malców znalazła już domy, ale został mu jeden rodzynek, właściciel nie da rady się nim zajmować.
– Ojej! One są takie urocze! Ale... W tej chwili nie mam pojęcia, kto mógłby...
– Myślałaś o Danileckich?
Eileen zastanowiła się przez chwilę.
– Mają już owczarka niemieckiego, w dodatku dorosłego. Ale... Może mogłabym o tym pogadać z Jeremim Danileckim, dziadkiem Kamila.
– Świetny pomysł. Gdybyście chcieli malucha zobaczyć, wyślę wam adres.
– W porządku, przejdę się tam.
Hugh podziękował jej i się rozłączył. Eileen narzuciła na siebie letnią bluzę i założyła buty, po czym wyszła z mieszkania.
*
Brus Danilecki właśnie sięgał po klucze, by zamknąć sklep nieco wcześniej, gdy zauważył za szybą biegnącą Eileen. Mężczyzna uśmiechnął się i otworzył jej drzwi.
– Jeszcze pana zastałam – powiedziała dziewczyna, wchodząc po schodkach na górę. – Mam sprawę.
Mężczyzna skinął głową, słuchając jej. Eileen wytłumaczyła mu, o co chodzi.
– Zastanawiam się tylko, jak Raf to przyjmie – powiedział Brus, drapiac się po głowie. – Jest przyjazny i zazwyczaj się słucha, ale...
– Trochę o tym czytałam – wtrąciła Eileen, siadając przy stole w kuchni Danileckich. – Początkowo maluch musiałby przebywać w kojcu. Trzeba poświęcić mu przynajmniej dwie godziny dziennie, by mógł się wyszaleć na spacerze. Nie mówiąc już o czesaniu i pielęgnacji oraz specjalnym odżywianiu... Jeśli to za duży problem, spróbuję znaleźć kogoś innego, panie Danilecki.
– Żartujesz? Zważając na siedzącą pracę chłopaków, przydałoby im się trochę kontaktu z naturą, nie tylko z ekranem laptopa albo klientami.
– Nie lepiej byłoby spytać ich o zgodę?
– Myślałem, że chcesz im zrobić niespodziankę – powiedział Brus, puszczając do niej oczko. – Taki dodatek do prezentu ślubnego. Wracają do kraju za dwa dni, więc...
– Jest pan pewien?
– Uwierz mi, znam swojego wnuka. Kami przygarnąłby każdego możliwego psa, gdyby tylko mógł. A Jaszko? Przecież on kocha Rafa. Jestem pewien, że będzie zachwycony. Możemy tam pojechać nawet zaraz, tylko znajdę kluczyki do samochodu.
Eileen uśmiechnęła się do mężczyzny i skinęła głową.
*
Danilecki zaparkował samochód na parkingu przy wyjeździe z miasta, gdzie mieszkał znajomy Hugh. Właściciel ucieszył się, że szczeniak znajdzie dom. Przekazał Brusowi wszystkie niezbędne informacje o maluchu, pouczając go, jak często należy zajmować się młodym, kiedy wyprowadzać go na spacer i jakim rodzajem karmy go żywić. Powiedział też, że nie powinno być problemu z zaprzyjaźnieniem się Rafa i młodego, jeśli przez jakiś czas szczeniak będzie przebywał w kojcu, by Raf mógł przyzwyczaić się do jego obecności.
Eileen przyjrzała się dwumiesięcznemu maluchowi. Piesek podbiegł do siatki i wytknął za nią nosek, oczekując, że dziewczyna go pogłaska. Był naprawdę uroczy. Miał złotą sierść, a w jego ciemnych oczach dosłownie iskrzyło.
Właściciel przekazał psiaka Brusowi i dopełnił wszelkich formalności, przekazując mu książeczkę szczepień i dokumenty dotyczące golden retrievera.
Maluch skakał po tylnym siedzeniu obok Eileen, bawiąc się swoją zabawką w postaci związanej liny. Dziewczyna pogłaskała go za uchem, śmiejąc się.
*
Młody skakał po całym kojcu, merdając ogonem. W tym czasie Raf biegał wokół, obwąchując okolicę. Tak, jak przewidywał Brus, owczarek niemiecki ani razu nie zaszczekał, ani nie zawarczał. Wręcz przeciwnie – położył się blisko kojca, a młody golden wyciągał łapę, bawiąc się jego merdającym ogonem.
– Chyba się polubili – zauważyła Eileen, zakładając ręce na piersi.
– Też tak sądzę.
– Co z imieniem dla małego?
– Myślę, że zostawię to Joaquínowi – odparł z uśmiechem Brus. – Chłopak na pewno coś wymyśli, o ile nie myślał nad tym wcześniej.
Eileen skinęła głową, wpatrując się w dwa psy.
– Dziękuję za pomoc, panie Danilecki.
– Cała przyjemność po mojej stronie, Eileen. Zawieźć cię do domu?
– Nie, dziękuję, przejdę się. Muszę jeszcze zrobić zakupy na obiad.
Brus pożegnał ją przy wyjściu, machając do niej dłonią.
*
Maks wrócił do domu po południu, czując mnogość aromatów wydobywających się z kuchni. Wszedł do pomieszczenia, widząc, jak Eileen nakłada na talerze makaron z warzywami przyrządzony w azjatyckim stylu.
– Co dzisiaj robiłaś?
– A, nic takiego – odparła dziewczyna, wzruszając ramionami. – Poszłam na spacer.
Chłopak podszedł do niej. W pewnym momencie zauważył na rękawach jej sukienki coś, co przypominało sierść.
– Z psem?
Eileen roześmiała się.
– Hugh dzwonił, żeby spytać, czy znam kogoś, kto zadoptowałby goldena. No i znalazłam odpowiednie osoby.
– Niech zgadnę, nowożeńców?
– Zgadłeś – powiedziała Eileen, stawiając talerze na stole. – Smacznego.
Zastanawiała się, jak Kamil i Joaquín zareagują na tę adopcję. Miała nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.
Eileen stała w kuchni, przygotowując śniadanie. Rozłożyła na stole talerze, po czym zajęła się zaparzaniem herbaty i kawy. W kuchni dało się wyczuć zapach świeżych warzyw, które niedawno zostały umyte i skrojone do wiosennej sałatki.
Dziewczyna zaczęła się zastanawiać nad tym, co ostatnio usłyszała od Olivera. Wiedziała, że nie powinna się zbytnio interesować czyimś życiem uczuciowym, jednak reakcja mezczyzny bardzo ją zaskoczyła. Zupełnie tak, jakby Acris naprawdę uwolnił się od jakiegoś ciężaru.
Przypominając sobie to, co działo się podczas wesela Danileckich, Eileen przestała mieć wątpliwości, że mogła powierzchownie ocenić ten związek. Wydawało jej się, że Oliver jest szczęśliwy z Claire. Wyglądali na dość dogadaną parę, gdy się im przyglądała. Może poza faktem, że Teagan była bardzo wygadana i nie dopuszczała Olivera do słowa... Jednak Acris zawsze mówił, że wolał słuchać, niż być mówcą. Mimo wszystko, coś w jego zachowaniu nie dawało Eileen spokoju. Dopiero później wydał się jej przybity.
Dziewczyna odwróciła głowę, słysząc czyjeś kroki na korytarzu. Wyjrzała zza futryny, widząc Maksa, który sznurował swoje tenisówki.
– A śniadanie?
– Nie zostawiam go – uspokoił ją chłopak, podnosząc się z podłogi. Pocałował dziewczynę w czoło i wszedł do kuchni, nasypując sobie kawy do kubka. – Wcześnie wstałaś.
– Wcześnie się wczoraj położyłam – odparła Eileen, niewinnie wzruszając ramionami. – Klienci znów dali nam w kość.
– Ktoś się mnie ostatnio czepiał, że się przepracowuję. Hmm, kto mi to mówił – ciągnął Maks, kątem oka zerkając na swoją narzeczoną. – No nie mogę sobie przypomnieć.
– Doprawdy zabawne, Maksiu – obruszyła się Eileen, zakładając ręce na piersi. – Mam dziś dzień wolny, więc nie musisz się o mnie martwić.
– Dobrze, kochanie. – Kaiser zaśmiał się cicho, po czym usiadł do stołu, zerkając na rozświetlony ekran swojej komórki. Przeczytał wiadomość.
– Hugh pisze, że masz włączyć telefon, bo nie może się do ciebie dodzwonić.
– A niech to – szepnęła Eileen, biorąc w dłoń kubek z kawą. – Pewnie się rozładował. O co chodzi?
– Prosi, żebyś do niego oddzwoniła, jak będziesz mieć czas.
Dziewczyna skinęła głową, sięgając po miskę z sałatką i świeżo upieczone kawałki pieczywa, które właśnie wyskoczyły z tostera.
– Gdzie jest ta gazeta, którą ostatnio kupiłaś? – spytał Maks, smarując chleb masłem.
– Przecież ty nie czytasz gazet, wszystko masz w internecie, moja Wyszukiwarko.
– Chodzi mi o tę z opowiadaniem Joaquína, skarbie. Miałem je przeczytać.
– Och... Pożyczyłam ją Oliverowi – odparła Eileen, gryząc tosta. – Ostatnio pojawił się w Éclaircie. Wiesz, że on i Claire się rozstali?
– O, czyli jednak – prychnął chłopak z uśmiechem.
Eileen spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– No co? – spytał chłopak. – Dużo się działo na weselichu. Kiedy ty wyruszyłaś w tango z Joaquínem, ja wyszedłem na dwór, żeby złapać zasięg w telefonie i w międzyczasie słyszałem, co mieli sobie go powiedzenia. Chyba mnie nie widzieli, skoro Claire była tak głośna. A może to kwestia alkoholu? Nie wiem.
– Czemu wcześniej mi tego nie powiedziałeś?
– Wyleciało mi z głowy.
– Gadaj, o co tam poszło?
– O wiele rzeczy – wyjaśnił Maks. – Na przykład o dzieci. Oliver chyba przyzwyczaił się do samotności. Claire za bardzo na niego naciskała. Coś o pracy i braku czasu też padło. Ogólnie, nieciekawie się zrobiło. Evansowi też się oberwało.
Eileen wzgrygnęła się, słysząc to.
– O czym ty mówisz?
– Claire wytknęła Oliverowi, że częściej widuje się z Eliaszem, niż z nią. Acris strasznie się wtedy wkurzył, mówiąc, że wynika to ze specyfiki jego pracy i tego, że pomaga chłopakowi z materiałem ze studiów. A później stwierdził, że Claire zastępuje spotkania z nim pracą z dziećmi i wraca do niego tylko w jednym celu – zaśmiał się Maks, kończąc jeść kanapkę. – Ale z tym ostatnim argumentem to akurat ostro pojechał.
– Rany. Nie sądziłam, że było aż tak źle.
– Wiesz, późna noc, alkohol, niewyjaśnione sprawy, no i poszło. Zdaje się, że wszyscy byli już tak zmęczeni, że nawet tego nie zauważyli.
Eileen skinęła głową. Maks nie przepadał za alkoholem, więc raczej go nie tykał, również na weselu. Nie miał żadnych złych wspomnień związanych z używkami, ale uważał, że jeśli ktoś potrzebuje whisky, by się dobrze bawić, to znaczy, że na co dzień musi być naprawdę sztywnym człowiekiem. Dzięki temu był na tyle skupiony, by wiedzieć o rozmowie, a właściwie kłótni Olivera i Claire.
– Sądziłam, że ten związek przetrwa dłużej niż kilka miesięcy – westchnęła Eileen, podpierając brodę dłonią. – A tak z innej beczki, skoro o dzieciach mowa...
Maks uniósł głowę, wpatrując się w nią uważnie.
– Tylko mi nie mów, że...
– Nie, nie jestem w ciąży – zaprzeczyła dziewczyna, uspokajając go. – Ale wiesz, skoro planujemy ślub, to zaczęłam się zastanawiać... Jak ty się na to zapatrujesz.
– Jeśli mam być ojcem, to muszę mieć czas, nie mówiąc już o pieniądzach – powiedział Maks ze spokojem. – Poza tym, jeszcze nie chcę się z nikim dzielić, Leen. Znając ciebie, pewnie nie skończyłabyś na jednym.
Eileen zarumieniła się, słysząc to, po czym zaczęła się śmiać.
– Okay, na razie zostawiamy temat.
– Chłopak miałby na imię Waylon.
– Mnie podoba się Milo – powiedziała Eileen.
– Spoko, może być – uznał Maks, odkładając talerze do zlewu. – Może wykorzystamy oba.
– Od kiedy jesteś takim znawcą biologii?
– Statystyki – odparł chłopak, myjąc naczynia.
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem. Maks wytarł mokre ręce o spodnie, po czym wziął swój telefon i wyszedł na korytarz.
Eileen wyszła za nim, opierając się o ścianę.
– Pamiętaj, żeby oddzwonić do szwagra – powiedział, otwierając drzwi od mieszkania.
Eileen skinęła głową. Maks uśmiechnął się i pocałował ją, po czym wyszedł, zbiegając po schodach na dół.
Dziewczyna zrobiła porządek po śniadaniu i sięgnęła po telefon, dzwoniąc do Hugha.
Mężczyzna odebrał za drugim razem.
– Dobrze, że dzwonisz – ucieszył się. – Możesz rozmawiać?
– Jasne, nawijaj. O co chodzi, coś się stało?
– Zastanawiałem się, czy znasz kogoś, kto chciałby zaadoptować szczeniaka – wyjaśnił Hugh. – Mam w mieście znajomego, któremu oszczeniła się suczka. To golden retriever. Większość malców znalazła już domy, ale został mu jeden rodzynek, właściciel nie da rady się nim zajmować.
– Ojej! One są takie urocze! Ale... W tej chwili nie mam pojęcia, kto mógłby...
– Myślałaś o Danileckich?
Eileen zastanowiła się przez chwilę.
– Mają już owczarka niemieckiego, w dodatku dorosłego. Ale... Może mogłabym o tym pogadać z Jeremim Danileckim, dziadkiem Kamila.
– Świetny pomysł. Gdybyście chcieli malucha zobaczyć, wyślę wam adres.
– W porządku, przejdę się tam.
Hugh podziękował jej i się rozłączył. Eileen narzuciła na siebie letnią bluzę i założyła buty, po czym wyszła z mieszkania.
*
Brus Danilecki właśnie sięgał po klucze, by zamknąć sklep nieco wcześniej, gdy zauważył za szybą biegnącą Eileen. Mężczyzna uśmiechnął się i otworzył jej drzwi.
– Jeszcze pana zastałam – powiedziała dziewczyna, wchodząc po schodkach na górę. – Mam sprawę.
Mężczyzna skinął głową, słuchając jej. Eileen wytłumaczyła mu, o co chodzi.
– Zastanawiam się tylko, jak Raf to przyjmie – powiedział Brus, drapiac się po głowie. – Jest przyjazny i zazwyczaj się słucha, ale...
– Trochę o tym czytałam – wtrąciła Eileen, siadając przy stole w kuchni Danileckich. – Początkowo maluch musiałby przebywać w kojcu. Trzeba poświęcić mu przynajmniej dwie godziny dziennie, by mógł się wyszaleć na spacerze. Nie mówiąc już o czesaniu i pielęgnacji oraz specjalnym odżywianiu... Jeśli to za duży problem, spróbuję znaleźć kogoś innego, panie Danilecki.
– Żartujesz? Zważając na siedzącą pracę chłopaków, przydałoby im się trochę kontaktu z naturą, nie tylko z ekranem laptopa albo klientami.
– Nie lepiej byłoby spytać ich o zgodę?
– Myślałem, że chcesz im zrobić niespodziankę – powiedział Brus, puszczając do niej oczko. – Taki dodatek do prezentu ślubnego. Wracają do kraju za dwa dni, więc...
– Jest pan pewien?
– Uwierz mi, znam swojego wnuka. Kami przygarnąłby każdego możliwego psa, gdyby tylko mógł. A Jaszko? Przecież on kocha Rafa. Jestem pewien, że będzie zachwycony. Możemy tam pojechać nawet zaraz, tylko znajdę kluczyki do samochodu.
Eileen uśmiechnęła się do mężczyzny i skinęła głową.
*
Danilecki zaparkował samochód na parkingu przy wyjeździe z miasta, gdzie mieszkał znajomy Hugh. Właściciel ucieszył się, że szczeniak znajdzie dom. Przekazał Brusowi wszystkie niezbędne informacje o maluchu, pouczając go, jak często należy zajmować się młodym, kiedy wyprowadzać go na spacer i jakim rodzajem karmy go żywić. Powiedział też, że nie powinno być problemu z zaprzyjaźnieniem się Rafa i młodego, jeśli przez jakiś czas szczeniak będzie przebywał w kojcu, by Raf mógł przyzwyczaić się do jego obecności.
Eileen przyjrzała się dwumiesięcznemu maluchowi. Piesek podbiegł do siatki i wytknął za nią nosek, oczekując, że dziewczyna go pogłaska. Był naprawdę uroczy. Miał złotą sierść, a w jego ciemnych oczach dosłownie iskrzyło.
Właściciel przekazał psiaka Brusowi i dopełnił wszelkich formalności, przekazując mu książeczkę szczepień i dokumenty dotyczące golden retrievera.
Maluch skakał po tylnym siedzeniu obok Eileen, bawiąc się swoją zabawką w postaci związanej liny. Dziewczyna pogłaskała go za uchem, śmiejąc się.
*
Młody skakał po całym kojcu, merdając ogonem. W tym czasie Raf biegał wokół, obwąchując okolicę. Tak, jak przewidywał Brus, owczarek niemiecki ani razu nie zaszczekał, ani nie zawarczał. Wręcz przeciwnie – położył się blisko kojca, a młody golden wyciągał łapę, bawiąc się jego merdającym ogonem.
– Chyba się polubili – zauważyła Eileen, zakładając ręce na piersi.
– Też tak sądzę.
– Co z imieniem dla małego?
– Myślę, że zostawię to Joaquínowi – odparł z uśmiechem Brus. – Chłopak na pewno coś wymyśli, o ile nie myślał nad tym wcześniej.
Eileen skinęła głową, wpatrując się w dwa psy.
– Dziękuję za pomoc, panie Danilecki.
– Cała przyjemność po mojej stronie, Eileen. Zawieźć cię do domu?
– Nie, dziękuję, przejdę się. Muszę jeszcze zrobić zakupy na obiad.
Brus pożegnał ją przy wyjściu, machając do niej dłonią.
*
Maks wrócił do domu po południu, czując mnogość aromatów wydobywających się z kuchni. Wszedł do pomieszczenia, widząc, jak Eileen nakłada na talerze makaron z warzywami przyrządzony w azjatyckim stylu.
– Co dzisiaj robiłaś?
– A, nic takiego – odparła dziewczyna, wzruszając ramionami. – Poszłam na spacer.
Chłopak podszedł do niej. W pewnym momencie zauważył na rękawach jej sukienki coś, co przypominało sierść.
– Z psem?
Eileen roześmiała się.
– Hugh dzwonił, żeby spytać, czy znam kogoś, kto zadoptowałby goldena. No i znalazłam odpowiednie osoby.
– Niech zgadnę, nowożeńców?
– Zgadłeś – powiedziała Eileen, stawiając talerze na stole. – Smacznego.
Zastanawiała się, jak Kamil i Joaquín zareagują na tę adopcję. Miała nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.