Rozdział 85 (Joaquin & Kamil)

RATHER BE

Joaquín stanął przy samochodzie, obracając się w stronę kamienicy. Brus zamykał drzwi, po chwili wkładając klucze do kieszeni. Raf już nie mógł się doczekać spaceru, nawet jeśli wiązał się on z wizytą u weterynarza. Dziadek obiecał, że się tym zajmie, podczas gdy Kamil i Joaquín będą na mieście.

Minęło sporo czasu, odkąd Alison i Joaquín założyli się o wygraną w paintballu. Nadszedł dzień, w którym każde z czworga znajomych miało czas, by wreszcie się spotkać – na mniej niż miesiąc przed uroczystością, na której znowu się zobaczą, tym razem jednak w bardziej oficjalnych strojach.

– Dziadku, zawieźć cię do centrum? – spytał Kamil, zbiegając po schodach za mężczyzną.

– Nie, Kamilu. Przejdziemy się. Dzisiaj jest piękna pogoda, Prawda? – Mówiąc to, Danilecki spojrzał na psa. Zwierzak szczeknął kilka razy i pomerdał ogonem, zgadzając się z przedmówcą. – Aha, żebym nie zapomniał, wejdę później do Stefana, także najprawdopodobniej wrócę wieczorem.

– W porządku. Jakby co, jestem pod telefonem – uśmiechnął się Kamil. Pomachał dziadkowi i ruszył w stronę samochodu, o który stał oparty Joaquín.

– Jesteś gotowy?

– Sam nie wiem – roześmiał się chłopak, drapiąc się z tyłu głowy. – Trochę mnie to stresuje.

– Stresuje? Sam wybrałeś Alison na świadka na własnym ślubie! A Lisa będzie jej osobą towarzyszącą...

– No przecież wiem – żachnął się Joaquín, zakładając ręce na piersi. – Chodzi mi o to, że jeszcze nigdy nie brałem udziału w czymś takim jak dzisiaj. A wiesz, jak reaguję na nowe rzeczy i osoby.

– Jojo... – westchnął Kamil, łapiąc go za rękę. – Jedziesz ze mną, a nie sam. Zobaczysz, zapomnisz o tym stresie, jak tylko się spotkacie. I, żeby nie było, nie ja zakładałem się z Alison o to, kto wygra.

Joaquín spojrzał na niego z niepewnością. Po chwili jednak skinął głową z uśmiechem.

Obaj wsiedli do auta. Kamil włożył kluczyki do stacyjki, odpalając silnik. Chwilę później włączył się do ruchu, jadąc w stronę centrum.

W normalnych warunkach on i Jojo poruszaliby się na motocyklu, ale dzisiejszego dnia mieli zabrać Alison i jej dziewczynę w podróż. Kilkanaście kilometrów za Auditum znajdowała się bardzo fajna mieścinka z wieloma atrakcjami, w tym z paintballem. Kamil nigdy nie brał udziału w takiej walce – jeśli już, była to realna bijatyka – ale nie miał zamiaru o tym mówić przy dziewczynach. On i Jojo musieli ustalić pewną wspólną wersję wydarzeń, jeśli chodziło o skrawki przeszłości, ponieważ istniały rzeczy, które nie mogły wyjść na jaw.

Kamil zaparkował przed blokiem, w którym mieszkały dziewczyny. Alison wyjrzała z okna, machając do nich. Chwilę później ona i Lisa zeszły na dół.

Kruczowłosy nie miał wcześniej do czynienia ani z Alison, ani z jej dziewczyną, więc dziwił się, że to Jojo stresuje się bardziej niż on. Zrozumiałby to zakłopotanie, gdyby byli stereotypowymi ludźmi i gdyby przyjechali po własne dziewczyny, tymczasem... Odbiegali od typowych mieszkańców Auditum. Dzisiejszego dnia będą wyglądali niczym dwie mieszane pary na podwójnej randce, tymczasem prawdę znali tylko oni oraz ich najbliżsi.

– Siema, stary! – zawołała Alison, witając się z Joaquinem.

– Widzieliśmy się zaledwie wczoraj... – stęknął chłopak, chcąc oswobodzić się z jej uścisku.

Dziewczyna roześmiała się, łapiąc za dłoń osobę, która stała tuż za nią. Miała ciemniejszą niż oni karnację i włosy sięgające za ramiona.

– Lisa, to przyszli panowie młodzi, Joaquín i Kamil – oznajmiła Alison.

– Prosiłem, żebyś tak nie mówiła – odparł Jojo, czerwieniąc się.

Niezręczną chwilę ciszy przerwała Lisa.

– Cieszę się, że wreszcie mogę was poznać – powiedziała, uśmiechając się do nich.

Wyglądała na najmilszą istotę na całej planecie, przez co chłopcy nie mogli zrobić nic poza tym, jak tylko odpowiedzieć jej uśmiechem.

– Hej, zróbmy sobie zdjęcie, zanim wyjedziemy, co?

Mówiąc to, Lisa wyciągnęła z torby aparat.

Cała czwórka stanęła blisko siebie, pozując do fotografii.


*

Zatrzymali się na parkingu przed terenem festiwalu. Pogoda zdecydowanie im dopisywała, mimo tego, że dopiero niedawno zaczęło się robić cieplej, ludzie już potrzebowali okularów przeciwsłonecznych. Przyjaciele rozejrzeli się wokół. Odwiedzający teren festiwalu mieszkańcy chodzili parami lub grupkami, przyglądając się poszczególnym atrakcjom.

Wszyscy zgodnie zaplanowali, że najpierw wybiorą się na obiad, a później dopiero na pojedynek. Dlatego też chwilę później znaleźli się w okolicznej knajpie, zajmując zarazerwowany wcześniej stolik.

Podczas rozmowy okazało się, że Lisa naprawdę ma na imię Elisabetta i jest florystką. Ona i Alison poznały się, gdy dziewczyna poszukiwała jakiegoś bukietu dla swojej matki. Początkowo Lisa uważała Alison za bardzo narwaną – Joaquín wtrącił, że się pod tym podpisuje – ponieważ wszystko robiła szybko, wszędzie było jej pełno. Tymczasem Lisa była bardziej opanowana i zrównoważona, potrzebowała ciszy i spokoju.

– No ja nie wiem – westchnęła Alison, zerkając na dziewczynę. – Podaj mi chociaż jeden przykład.

– Zaglądanie w nieswoje rzeczy?

– Ha, skąd ja to znam – zaśmiał się Joaquín.

– Ludzie, dajcie Lisie kontynuować – wtrącił Kamil, uciszając ich.

Lisa uśmiechnęła się promiennie, jakby chciała mu podziękować za tę drobną interwencję, po czym kontynuowała swoją opowieść.

Dziwnym trafem, odkąd Alison zobaczyła Lisę w kwiaciarni, wracała tam z byle powodu, przynajmniej raz w tygodniu. Dzięki temu udało jej się ustalić, że Lisa nikogo nie ma. Od tego czasu zaczęła robić wszystko, by jakoś zwrócić na siebie jej uwagę.

– Nie było dnia, w którymś jakimś cudem nie trafiłybyśmy na siebie – powiedziała Lisa, odrzucając swoje długie włosy. – W końcu Alison zrobia coś bardzo dziwnego. Wyobraźcie sobie, że cały czas zbierała o mnie informacje i któregoś dnia poprosiła, bym przygotowała bukiet z moich ulubionych kwiatów, białych róż.

– Domyślała się, o co chodzi, ale nie chciała mi odbierać prawa do wykonania tego bojowego zadania – wtrąciła Alison.

Kamil, słysząc to, uśmiechnął się pod nosem. Z nim i Joaquínem było dokładnie to samo, przynajmniej do czasu, gdy chłopak przyszedł do niego któregoś wieczoru, przyznając się do swoich uczuć i opowiadając historię swojej przeszłości.

– No i? Co było dalej? – niecierpliwił się Joaquín.

– Bukiet został przygotowany – wyjaśniła Lisa, zerkając na swoją dziewczynę. – Ali wyszła z kwiaciarni i zapewne kręciła się za rogiem, ponieważ gdy klienci opuścili budynek, wróciła z powrotem i wreszcie zdobyła się na odwagę, by zaprosić mnie na kolację.

– Nie wierzę! A taki z ciebie heros! – zawołał Joaquín, niemal śmiejąc się do łez.

– I kto to mówi! Sam miałeś problem ze sobą! Ile czasu minęło, zanim cię pocałował? – spytała Alison, odwracając się do Kamila.


Kruczowłosy zastanowił się przez chwilę, ostentacyjnie wyliczając coś na palcach.

– Jakieś... Cztery miesiące?

– CO?! – Lisa i Alison wykrzyknęły to niemal chórem, wpatrując się w chłopaków z niedowierzaniem.

Joaquín i Kamil spojrzeli po sobie, gdy Alison zaczęła się śmiać. W normalnych warunkach skomentowaliby to, ale... Mieli na uwadze, że ani Alison, ani Lisa nie miały pojęcia o ich nieciekawej przeszłości.

– Rany, wy faktycznie różnicie się od ludzi – powiedziała w końcu Alison, uspokajając się.

– A ja... Zupełnie to rozumiem – dodała nagle Lisa po dłuższej chwili milczenia. – Nie wszyscy są tak otwarci, czasem potrzeba przeskoczyć pewne bariery.

Joaquín skinął głową. Chociaż dziewczyna nie znała jego historii, wydawało się, że ma w sobie wystarczająco dużo empatii, by rozumieć, że ludzie, nawet tacy jak oni, różnią się między sobą i nie wszyscy potrzebują tego samego, tej samej intymności, w tych samych dawkach.

Związek jego i Kamila opierał się na intymności, ale nie takiej w rozumieniu dzisiejszych ludzi. Owszem, byli ze sobą bardzo blisko, ale podstawą ich relacji było zaufanie. Problemów nie rozwiązywało się pod pościelą, lecz rozmawiało się o nich, chcąc zrozumieć drugą osobę.

Właśnie dlatego Joaquín uważał, że byli na swój sposób wyjątkowi. Zresztą, nie tylko on tak twierdził, mówili tak wszyscy ci, którzy znali jego i Kamila.

Jakiś czas później czwórka przyjaciół zawołała kelnera, prosząc o rachunek.

– Okay! W takim razie pora na nasz zakład, Quin. Szykuj się na obicie dupy.

– Chciałabyś! – zawołał chłopak, wstając od stołu, gdy kelner powoli wydawał im resztę pieniędzy.

– Jojo, okaże się, jak znajdziesz się na polu walki – uspokoił go Kamil, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Mimo wszystko cieszył się, że Joaquín zapomniał o niepokoju, jaki towarzyszył mu przed spotkaniem i zdążył się wyluzować.

*

Przyjaciele wypożyczyli wszystkie potrzebne rzeczy, jakiś czas później znajdując się na specjalnej polanie. Pokrywały ją rozmaite drzewa, płoty i przeszkody, za którymi można było się ukryć. Joaquín posiadał okulary, więc upadł się, że nie będzie potrzebował żadnych gogli. Wyglądał zabawnie w stroju, który był dla niego odrobinę za duży.

Chwilę później dwójki rozdzieliły się. Kamil i Jojo ukryli się za specjalnym ogrodzeniem, zaś Alison i Lisa uciekły za drzewa.

Instynkt łowiecki Joaquína wrócił. Kamil dobrze pamiętał, że chłopak był niezłym strzelcem, a wszystko to przez trening, jaki kiedyś mu zafundowano. Chociaż jego przeszłość pozostawiała wiele do życzenia, ciągnęła za sobą zbiór przystosowawczych umiejętności, które teraz przydawały się na polu walki.

Lisa również miała niezłego cela, zaś Alison była bardzo zwinna, więc udało jej się umknąć przed większością kolorowych kul, jakimi celował w nią Joaquín.

W końcu chłopak zdecydował, że wykorzysta swój niski wzrost, by objąć ostateczną przewagę nad przeciwnikiem, ponieważ wynik obu drużyn się wyrównał.

Joaquín przebiegł pomiędzy barierkami i wskoczył na specjalny murek, po czym wybił się na skoczni i przeleciał ponad płotem zbitym z desek, celując w Alison ukrywającą się tuż za nim.

Wylądował przed nią, przetaczając się po ziemi. Uniósł wzrok. Dziewczyna była pokryta tęczowym wzorem.

– Wygrałem! – wykrzyknął, podskakując jak małe dziecko.

Gdy to powiedział, zza krzaków wyłonili się Lisa oraz Kamil. Joaquín spojrzał na Kamila z wyrzutem, jakby chciał spytać, dlaczego jemu nie udało się uciec przez nalotem kolowej farby. Chłopak niewinnie wzruszył ramionami.

– Kamil jest zbyt wysoki, by go nie widzieć – wyjaśniła Lisa, uśmiechając się. – Ale ty ocalałeś!

– Dziewczyno, gdyby była wojna i Kamil by poległ... – zaczęła Alison, zerkając na chłopaka z ukosa. – ... Quin rozstrzelałby pół wojska. A potem siebie.

Kamil spojrzał na Joaquína, który ukrył swoją twarz za strzelbą. Uśmiechnął się, kręcąc głową z niedowierzaniem.

– Chyba pora wrócić do domu, żeby się porządnie umyć, co? – spytała Lisa, opierając się o ramię swojej dziewczyny.

Joaquín i Kamil skinęli głowami, idąc za nimi.

*

Wieczorem cała czwórka znów znalazła się w mieście. Chłopcy ostawili dziewczyny pod blok, żegnając się z nimi.

– Miło było was poznać – oznajmiła Lisa, przytulając ich do siebie. – Zobaczymy się już niedługo.

– No, na ślubie – wtrąciła Alison z uśmiechem. – Swoją drogą, jak idą przygotowania? Domyślam się, że to Quin się wszystkim zajmuje?

– Nieprawda – rzucił Joaquín. – Kami też pomaga.

– Dokładnie, na przykład: nie wtrącam się.

Pozostali roześmiali się, a Joaquín prychnął z uśmiechem.

– Widzimy się w pracy, Quin. Trzymajcie się – zakończyła Alison, machając im na dowidzenia. Ona i Lisa ruszyły w stronę bloku, trzymając się za ręce.

– Pasują do siebie – powiedział Kamil, gdy on i Joaquín znaleźli się w samochodzie.

– Jak żółty ser do dżemu truskawkowego.

– Wiesz, że u mojej mamy się tak je, prawda?

– Wiem. Dlatego użyłem tego porównania – uśmiechnął się Joaquín, obracając się w jego stronę.

– A ja myślałem, że to dlatego, że znów jesteś głodny...

Joaquín roześmiał się.

– To też!

Kamil skinął głową.

– Hej, wskoczmy do tej kafejki dla studentów – powiedział, wskazując palcem na budynek stojący niedaleko pobliskiej uczelni. 

Czy byli gotowi na spotkanie, które miało się tam odbyć?