Rozdział 79 (Oliver)
IF YOU...
Śnieg nadal leżał na ulicach, gdy mieszkańcy Auditum ruszyli na wycieczkę do okolicznego centrum handlowego, by obłowić się podczas poświątecznych wyprzedaży. W okolicy odbywał się przygotowywania do sylwestrowego pokazu fajerwerków, nad którym czuwali doświadczeni pirotechnicy.
Oliver wyszedł ze sklepu, niosąc w dłoni siatkę z zakupami. Wypuścił powietrze z ust, widząc unoszącą się parę. Na dworze panowało zimno, ale nie było aż tak uciążliwe. Mieszkając kiedyś w Taipanie, zdążył się przyzwyczaić do górskich klimatów.
Odłożył siatkę do bagażnika, czując wibrującycy w kieszeni telefon. Skoro o górach mowa...
– Co słychać, Eli? Złamałeś sobie nogę na nartach?
– Ha, ha. Też się cieszę, że cię słyszę – powiedział Eliasz. W tle dało się słyszeć krzyki jakichś dzieciaków, które najprawdopodobniej zjeżdżały teraz ze stoku. – Miałem ci wysłać pocztówkę, ale nie byłem pewny, czy dojdzie na czas, więc dzwonię.
– Dzięki za pamięć, ale Nowy Rok dopiero za kilka godzin, nawet u nas – zaśmiał się mężczyzna, siadając za kierownicą. – Co słychać w Interlaken?
– Tłoczno. Ale widoki fantastyczne. Wyślę ci zdjęcia, jak będę pisał życzenia do ludzi. Ej, dobra, muszę wyskakiwać. Na razie!
– Czekaj, dzwonisz do mnie z wyciągu!? – rzucił Oliver, ale nie usłyszał już odpowiedzi, bo chłopak się rozłączył. Mężczyzna pokręcił głową z niedowierzaniem i schował telefon do kieszeni.
Wszyscy jego przyjaciele znajdowali się poza miastem. Eliasz wybrał się z rodzicami do Szwajcarii, spędzali tam cały tydzień, od świąt aż po Nowy Rok. Joaquín wyjechał z Danileckimi do Francji, a Maks znajdował się w gospodarstwie Fintanów.
Ostatnimi czasy wiele się wydarzyło. Joaquín pochłaniał wiedzę jak szaleniec, łącząc pracę z nauką, a Kamil w tej drodze towarzyszył. Maks oświadczył się Eileen przed świętami. Eliasz wciąż pracował dla ludzkości i świetnie sobie radził – nie tylko na studiach, ale też w relacjach z rodzicami. Tymczasem on... No cóż, on wciąż stał w miejscu. Bycie doktorem niczego nie zmieniało.
Oliver włożył kluczyki do stacyjki i wyjechał z parkingu.
Coś się jednak zmieniło, gdy kilka miesięcy temu poznał Claire i Ashling, dwie naprawdę urocze istoty. Miał wrażenie, że ich pojawienie się rozluźniło atmosferę panującą w bloku. Przede wszystkim, sąsiadka i właścicielka bloku, pani Ratzky, nie miała się na kogo wydzierać po wyprowadzce Alexisa z rodziną, ponieważ Ash nie posiadała żadnych zwierząt. Co więcej, dziewczyna żyła w swoim świecie i nie wchodziła nikomu w drogę. Claire też była zbyt nieśmiała, by komukolwiek zawadzać. Oliver dziwił się, że osoba taka jak ona jest nauczycielką albo przewodniczką. Jak radzi sobie z dzieciakami? Gdy po raz pierwszy zobaczył ją w parku, wydawała się bardzo ekstrawertyczna. Tymczasem... Była ostoją spokoju. Być może dlatego potrafiła zapanować nad tą wierzgającą masą? W końcu do tego trzeba mieć stalowe nerwy. Sam fakt, że potrafiła zająć się Ash, wiele o niej mówił. Chociaż... Oliver i tak miał wrażenie, że w ich relacji (i mieszkaniu) to Ash nosi spodnie.
Uśmiechnął się pod nosem, zatrzymując się na światłach. Gdyby nie Ash, nie widywałby się z Claire tak często. Jedenastolatka brała od niego absolutnie wszystkie książki, jakie tylko posiadał i studiowała je w wolnym czasie. Dzięki temu Claire mogła odpocząć chociaż przez moment, gdy wracała zmęczona po pracy. Mężczyzna nie miał jej tego za złe. Polubił Ashling. Miała w sobie wielki potencjał. Poza tym, cieszył się, że może pomóc Claire. Rozumiał, z czym musiała się mierzyć.
Światło na skrzyżowaniu zmieniło się, zaś Oliver znów ruszył naprzód.
Zastanawiał się, czy Ashling w pewien sposób nie traktuje go jako kogoś... bardzo bliskiego. Dla Alexisa był jak starszy brat – albo ojciec, jak powiedział kiedyś Eliasz. W gruncie rzeczy Ash brakowało obojga rodziców. To była bardzo skomplikowana sytuacja.
Więc po co się w nią mieszał? Miał wrażenie, że pewne niewidzialne granice pomiędzy nimi zostały już dawno zatarte – wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczył Claire i poznał Ash. Nie potrafił rozeznać swoich uczuć, co więcej – nie wiedział, czy mógł coś zrobić, ruszyć naprzód albo... wykonać pierwszy krok.
Znalazł wolne miejsce na parkingu i odstawił tam swój samochód. Przez pewien czas wpatrywał się jeszcze w kierownicę.
Obyś tylko nie przegapił reszty swojego życia.
Eliasz miał rację. Wtedy, gdy Oliver ruszył do Włoch, by raz na zawsze pożegnać się z Emmą... Jeśli dalej będzie tak myślał, nic się nigdy nie zmieni.
Wziął zakupy, wyszedł z auta i zatrzasnął za sobą drzwi.
* * *
Wieczorem, zgodnie z zapowiedzią, pojawił się w mieszkaniu Claire. Kobieta uśmiechnęła się na jego widok i zaprosiła do środka. Miała na sobie zwykłe jeansy i koszulkę, na to narzuciła szary rozpinany sweter. Ubierała się tak niemal codziennie, ale właśnie taki styl pasował jej najbardziej.
– Wejdź do salonu, Ash już zaczęła wszystko rozstawiać – powiedziała kobieta, gdy zostawił swoje buty w korytarzu i ruszył przed siebie w skarpetkach.
Na stole znajdowały się już rozmaite przekąski i napoje. Ash siedziała przed ekranem laptopa, podłączając do go telewizora z pomocą złącza HDMI. Gdy zobaczyła mężczyznę, na jej twarzy pojawił się uśmiech.
– Oliver, jesteś wreszcie! – zawołała, przygryzając patyczek od lizaka.
– Myślałam, że będzie chciała oglądać "W głowie się nie mieści", wypożyczyłam ten film specjalnie dla niej. Ale ona wolała "Dar" Edgertona, dasz wiarę? – wtrąciła Claire, wchodząc do pokoju z miską wypełnioną popcornem.
Oliver spojrzał na Ashling, która właśnie naciskała odpowiednie guziki na pilocie. "Dar" należał do tych filmów, który nie dzielił dobra i zła tak łatwo, jak potrafią zrobić to ludzie. Motyw szybkiego etykietowania był w nim obecny. Znał ten film, jednak nie musiał mówić o tym na głos. Lubił wracać do tego, co mu się podobało.
– Plan jest taki: oglądamy film a później wyrywamy się na pokaz sztucznych ogni – oznajmiła Claire, zakładając ręce na biodrach. – Co wy na to?
Oliver skinął głową.
– Miałem to samo zaproponować.
Wszyscy usiedli na kanapie, gdy na ekranie pojawiły się pierwsze obrazy.
Acris miał wrażenie, że ludzie po prostu pojawiali się na jego drodze, gdy tylko uznał, że jest gotowy na zmiany. Początkowo były to zmiany przymusowe – takie jak przypomnienie sobie o darze, który kiedyś posiadał. Musiał go stracić dla większego dobra, ale dzięki temu zyskał przyjaciół, którzy pokazali mu, co to znaczy wrócić do świata ludzi. Byli różnorodni, przez co niezwykli. Dlatego Acris czuł, że ma jedną wielką rodzinę, rozrzuconą gdzieś po kuli ziemskiej, przynajmniej w tych dniach. Ale czasem... Czasem należy zatrzymać się i odnaleźć rodzinę, która mogłaby być bliżej nas. Być częścią naszego życia w ten jeden, wyjątkowy sposób.
Zerknął na Ashling, która wpatrywała się w ekran telewizora, śledząc wydarzenia dziejące się w życiu bohaterów. Miał wrażenie, że ona również wiedziała, jak skończy się film, jednak niczego nie komentowała, zachowywała to dla siebie. Według tego, co mówiła Claire, obie oglądały ten film po raz pierwszy.
Chyba nie mógł dłużej ukrywać w sobie tego, że ostatnio myślał o Claire coraz częściej. Kłopot w tym, że stąpał po cienkim gruncie, szczególnie w towarzystwie Ash. Póki nie dawał niczego po sobie poznać, wszystko było w porządku. Odpowiedni moment musiał po prostu nadejść.
Film skończył się dwadzieścia minut przed północą. Claire uznała, że to idealny moment, by ubrać kurtki i ruszyć w stronę ratusza, gdzie odbywać się miały pokazy sztucznych ogni. Ash pobiegła do korytarza i w mgnieniu oka narzuciła na siebie rzeczy, ciągnąc za sobą Olivera.
Przez całą drogę rozmawiali o swoich wrażeniach z seansu. Ash buzia się nie zamykała, miała wiele ciekawych spostrzeżeń – zarówno na temat scenariusza, jak i tego, czego scenograf nie dopilnował na planie. Oliver roześmiał się, słysząc to. W każdym filmie znajdowały się jakieś błędy, szczególnie, gdy poszczególne sceny były sklejane ze sobą. Mógł się domyślić, że Ash je zauważy. Mimo wszystko nie uciekło jej samo przesłanie filmu.
Claire szła obok nich, nic nie mówiąc. Raz po raz tylko skomentowała pewne sceny. Oliver zastanawiał się, co jej jest, ale nie zdążył o to zapytać, ponieważ znaleźli się pomiędzy tłumem ludzi oczekujących na pokaz.
– Oliver... – zaczęła Ash, ciągnąc go za płaszcz. – Nic stąd nie widzę.
Faktycznie, jedenastolatka była na tyle niska, by zniknąć w tłumie. Oliver zastanowił się przez moment, po czym wziął ją na barana. Ash pisnęła lekko, śmiejąc się. Chwyciła go mocno, wpatrując się w niebo, na którym chwilę później pojawiły się fajerwerki.
Gdy Ashling z dziecięcą radością wskazywała palcem na konkretne kształty, Oliver zerknął na Claire. Wydawało się, że w jej oczach znajdowały się wszystkie kolory tęczy. Wpatrywała się w niebo z takim samym zachwytem jak Ash.
Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, po czym znów odwrócił głowę.
* * *
Wrócili do mieszkania pół godziny później, gdy Ashling przysypiała już na ramionach Olivera. Psycholog zaniósł ją do pokoju i położył na łóżku, a Claire przykryła ją kołdrą. Oboje wyszli z pomieszczenia, cicho zamykając za sobą drzwi.
Wyszli na korytarz. Claire kątem oka spojrzała na szampana i kieliszki, które stały na półce. Żałowała, że nie przywitała Nowego Roku tak, jak zawsze, w mieszkaniu – nawet jeśli wiele osób czekających na pokaz fajerwerków miało butelki ze sobą, to alkohol w połączeniu z mrozem, jaki obecnie panował na dworze, nie był dobrym pomysłem.
– Ale nie chcę budzić Ash, to cud, że w ogóle poszła spać o tej porze – oznajmiła szeptem, zakładając ręce na piersi. – Hej, moglibyśmy iść do ciebie.
Oliver spojrzała na nią z ukosa, przez co natychmiast się zreflektowała.
– Ha, głupio to zabrzmiało, ale ja wcale...
– Świetny pomysł. Skoro Ash śpi, wreszcie możemy pogadać, prawda?
Claire uśmiechnęła się do niego i skinęła głową. Wzięła to, czego potrzebowała, po czym cichaczem, razem z Oliverem, wymknęła się piętro niżej.
Oliver cieszył się, że przed wyjściem zostawił w mieszkaniu porządek. Zresztą, i tak rzadko kiedy miał tu bałagan. No, nie licząc walających się wszędzie książek i papierów.
Szampan został otwarty, gdy on i Claire znaleźli się w salonie.
– To, hmm... Ha, ha, nigdy nie umiałam składać życzeń – zaczęła kobieta, unosząc szkło. – Za powodzenie w przyszłym, to znaczy, tym roku? Mniej pracy, więcej odpoczynku?
– Chciałbym, by tak było – zaśmiał się Oliver, zerkając na nią z ukosa. – Szczęśliwego Nowego Roku, Claire.
Kobieta skinęła głową, gdy ich kieliszki się styknęły.
– Szczęśliwego Nowego Roku, Oliver.
W tle było jeszcze słychać szum fajerwerków, ale były to już ostatnie.
Nie minęło wiele czasu, gdy oboje zaczęli ze sobą rozmawiać o czasach szkoły. Claire zawsze chciała poruszyć ten temat, ale nigdy nie robiła tego przy Ash. W ten sposób Oliver dowiedział się o wagarach za czasów liceum, ucieczkach do parku na przedmieściach w poszukiwaniu spokoju i ukrywaniu się przed strażnikami. Bycie buntownikiem musiało płynąć w krwi rodziny Teagan. Claire oznajmiła, że uspokoiła się dopiero, gdy poszła na studia.
– Ale z ciebie jest większy rebeliant niż ze mnie – oznajmiła, kręcąc kieliszkiem w dłoni. – Z Włoch aż tutaj? Co cię tutaj wywiało?
Poszukiwanie spokoju i odosobnienia, to mógł jej powiedzieć.
– Studia. Niektórzy ruszyli tylko na wymianę studencką, ja zostałem na dłużej.
– Czyli... Naprawdę masz włoskie korzenie – zachwyciła się Claire, siadając bliżej niego. – Znam jedno włoskie powiedzenie... Przynajmniej tak myślę...
– Jakie?
– Nie-e, będziesz się śmiał z mojego akcentu – odparła, śmiejąc się. – W ogóle nie wiem, czy umiem je wypowiedzieć, pewnie coś przekręcę.
– Claire, żartujesz? – rzucił, patrząc na nią z powagą.
– No dobrze, dobrze. Uwaga, mówię. – Chrząknęła. – Amor non si compra, ne’ si vende, ma in premio d’amor, amor si rende.
Oliver wpatrywał się w nią bez słowa. Prychnął z uśmiechem i odwrócił głowę.
– Co, co takiego powiedziałam? Pewnie coś przekręciłam, jak zwykle – odparła Claire, śmiejąc się pod nosem. – No, Oliver, co to znaczy?
– "Miłości nie możesz kupić, sprzedać jej nie możesz, lecz w nagrodę za miłość, miłość tworzyć możesz" – powiedział w końcu mężczyzna.
– Ahaaa... Czy ty mnie podrywasz? – spytała Claire, podejrzliwie mrużąc oczy, gdy na jej ustach pojawił się uśmiech.
– Nie! Tak... tak się tłumaczy to zdanie, takie rzeczy często wypisują na tabliczkach pamiątkowych...
Claire roześmiała się, gdy próbował wytłumaczyć swoje zakłopotanie. Przez moment wpatrywali się w siebie. W ułamku sekundy... To jedno spojrzenie powiedziało Acrisowi niemal wszystko.
Claire potrząsnęła głową i spojrzała na zegarek.
– Późno się zrobiło. Lepiej już pójdę – oznajmiła, wstając. – Dzięki za to, że mogłam tu posiedzieć.
Oliver przez moment nie ruszał się z miejsca, jednak trzy sekundy później odprowadził ją do wyjścia. Uśmiechnęła się i uniosła dłoń w geście pożegnania. Mężczyzna zrobił to samo, po czym zamknął drzwi, słysząc ciche kroki na schodach.
Oparł się o ścianę, wpatrując się w przestrzeń przed sobą.
Tak sądził. W przypływie emocji mógł coś źle zrozumieć. Czasem wystarczył jeden krok, by podjąć pochopną decyzję...
Odepchnął się od ściany i już miał ruszyć do kuchni, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
Otworzył je, znów widząc przed sobą Claire. W milczeniu wpuścił ją na korytarz, zamykając drzwi.
Podeszła do niego i pocałowała go.
Było to coś długo oczekiwanego, zarówno przez nią, jak i przez niego. Nie musieli się już nad niczym zastanawiać. Oboje chcieli tego samego.
Il linguaggio dell'amore é negli occhi1.
Więc jednak się nie pomylił.
--------------------------------------
Tłumaczenie:
1Spojrzenie jest językiem miłości.
Śnieg nadal leżał na ulicach, gdy mieszkańcy Auditum ruszyli na wycieczkę do okolicznego centrum handlowego, by obłowić się podczas poświątecznych wyprzedaży. W okolicy odbywał się przygotowywania do sylwestrowego pokazu fajerwerków, nad którym czuwali doświadczeni pirotechnicy.
Oliver wyszedł ze sklepu, niosąc w dłoni siatkę z zakupami. Wypuścił powietrze z ust, widząc unoszącą się parę. Na dworze panowało zimno, ale nie było aż tak uciążliwe. Mieszkając kiedyś w Taipanie, zdążył się przyzwyczaić do górskich klimatów.
Odłożył siatkę do bagażnika, czując wibrującycy w kieszeni telefon. Skoro o górach mowa...
– Co słychać, Eli? Złamałeś sobie nogę na nartach?
– Ha, ha. Też się cieszę, że cię słyszę – powiedział Eliasz. W tle dało się słyszeć krzyki jakichś dzieciaków, które najprawdopodobniej zjeżdżały teraz ze stoku. – Miałem ci wysłać pocztówkę, ale nie byłem pewny, czy dojdzie na czas, więc dzwonię.
– Dzięki za pamięć, ale Nowy Rok dopiero za kilka godzin, nawet u nas – zaśmiał się mężczyzna, siadając za kierownicą. – Co słychać w Interlaken?
– Tłoczno. Ale widoki fantastyczne. Wyślę ci zdjęcia, jak będę pisał życzenia do ludzi. Ej, dobra, muszę wyskakiwać. Na razie!
– Czekaj, dzwonisz do mnie z wyciągu!? – rzucił Oliver, ale nie usłyszał już odpowiedzi, bo chłopak się rozłączył. Mężczyzna pokręcił głową z niedowierzaniem i schował telefon do kieszeni.
Wszyscy jego przyjaciele znajdowali się poza miastem. Eliasz wybrał się z rodzicami do Szwajcarii, spędzali tam cały tydzień, od świąt aż po Nowy Rok. Joaquín wyjechał z Danileckimi do Francji, a Maks znajdował się w gospodarstwie Fintanów.
Ostatnimi czasy wiele się wydarzyło. Joaquín pochłaniał wiedzę jak szaleniec, łącząc pracę z nauką, a Kamil w tej drodze towarzyszył. Maks oświadczył się Eileen przed świętami. Eliasz wciąż pracował dla ludzkości i świetnie sobie radził – nie tylko na studiach, ale też w relacjach z rodzicami. Tymczasem on... No cóż, on wciąż stał w miejscu. Bycie doktorem niczego nie zmieniało.
Oliver włożył kluczyki do stacyjki i wyjechał z parkingu.
Coś się jednak zmieniło, gdy kilka miesięcy temu poznał Claire i Ashling, dwie naprawdę urocze istoty. Miał wrażenie, że ich pojawienie się rozluźniło atmosferę panującą w bloku. Przede wszystkim, sąsiadka i właścicielka bloku, pani Ratzky, nie miała się na kogo wydzierać po wyprowadzce Alexisa z rodziną, ponieważ Ash nie posiadała żadnych zwierząt. Co więcej, dziewczyna żyła w swoim świecie i nie wchodziła nikomu w drogę. Claire też była zbyt nieśmiała, by komukolwiek zawadzać. Oliver dziwił się, że osoba taka jak ona jest nauczycielką albo przewodniczką. Jak radzi sobie z dzieciakami? Gdy po raz pierwszy zobaczył ją w parku, wydawała się bardzo ekstrawertyczna. Tymczasem... Była ostoją spokoju. Być może dlatego potrafiła zapanować nad tą wierzgającą masą? W końcu do tego trzeba mieć stalowe nerwy. Sam fakt, że potrafiła zająć się Ash, wiele o niej mówił. Chociaż... Oliver i tak miał wrażenie, że w ich relacji (i mieszkaniu) to Ash nosi spodnie.
Uśmiechnął się pod nosem, zatrzymując się na światłach. Gdyby nie Ash, nie widywałby się z Claire tak często. Jedenastolatka brała od niego absolutnie wszystkie książki, jakie tylko posiadał i studiowała je w wolnym czasie. Dzięki temu Claire mogła odpocząć chociaż przez moment, gdy wracała zmęczona po pracy. Mężczyzna nie miał jej tego za złe. Polubił Ashling. Miała w sobie wielki potencjał. Poza tym, cieszył się, że może pomóc Claire. Rozumiał, z czym musiała się mierzyć.
Światło na skrzyżowaniu zmieniło się, zaś Oliver znów ruszył naprzód.
Zastanawiał się, czy Ashling w pewien sposób nie traktuje go jako kogoś... bardzo bliskiego. Dla Alexisa był jak starszy brat – albo ojciec, jak powiedział kiedyś Eliasz. W gruncie rzeczy Ash brakowało obojga rodziców. To była bardzo skomplikowana sytuacja.
Więc po co się w nią mieszał? Miał wrażenie, że pewne niewidzialne granice pomiędzy nimi zostały już dawno zatarte – wtedy, gdy po raz pierwszy zobaczył Claire i poznał Ash. Nie potrafił rozeznać swoich uczuć, co więcej – nie wiedział, czy mógł coś zrobić, ruszyć naprzód albo... wykonać pierwszy krok.
Znalazł wolne miejsce na parkingu i odstawił tam swój samochód. Przez pewien czas wpatrywał się jeszcze w kierownicę.
Obyś tylko nie przegapił reszty swojego życia.
Eliasz miał rację. Wtedy, gdy Oliver ruszył do Włoch, by raz na zawsze pożegnać się z Emmą... Jeśli dalej będzie tak myślał, nic się nigdy nie zmieni.
Wziął zakupy, wyszedł z auta i zatrzasnął za sobą drzwi.
* * *
Wieczorem, zgodnie z zapowiedzią, pojawił się w mieszkaniu Claire. Kobieta uśmiechnęła się na jego widok i zaprosiła do środka. Miała na sobie zwykłe jeansy i koszulkę, na to narzuciła szary rozpinany sweter. Ubierała się tak niemal codziennie, ale właśnie taki styl pasował jej najbardziej.
– Wejdź do salonu, Ash już zaczęła wszystko rozstawiać – powiedziała kobieta, gdy zostawił swoje buty w korytarzu i ruszył przed siebie w skarpetkach.
Na stole znajdowały się już rozmaite przekąski i napoje. Ash siedziała przed ekranem laptopa, podłączając do go telewizora z pomocą złącza HDMI. Gdy zobaczyła mężczyznę, na jej twarzy pojawił się uśmiech.
– Oliver, jesteś wreszcie! – zawołała, przygryzając patyczek od lizaka.
– Myślałam, że będzie chciała oglądać "W głowie się nie mieści", wypożyczyłam ten film specjalnie dla niej. Ale ona wolała "Dar" Edgertona, dasz wiarę? – wtrąciła Claire, wchodząc do pokoju z miską wypełnioną popcornem.
Oliver spojrzał na Ashling, która właśnie naciskała odpowiednie guziki na pilocie. "Dar" należał do tych filmów, który nie dzielił dobra i zła tak łatwo, jak potrafią zrobić to ludzie. Motyw szybkiego etykietowania był w nim obecny. Znał ten film, jednak nie musiał mówić o tym na głos. Lubił wracać do tego, co mu się podobało.
– Plan jest taki: oglądamy film a później wyrywamy się na pokaz sztucznych ogni – oznajmiła Claire, zakładając ręce na biodrach. – Co wy na to?
Oliver skinął głową.
– Miałem to samo zaproponować.
Wszyscy usiedli na kanapie, gdy na ekranie pojawiły się pierwsze obrazy.
Acris miał wrażenie, że ludzie po prostu pojawiali się na jego drodze, gdy tylko uznał, że jest gotowy na zmiany. Początkowo były to zmiany przymusowe – takie jak przypomnienie sobie o darze, który kiedyś posiadał. Musiał go stracić dla większego dobra, ale dzięki temu zyskał przyjaciół, którzy pokazali mu, co to znaczy wrócić do świata ludzi. Byli różnorodni, przez co niezwykli. Dlatego Acris czuł, że ma jedną wielką rodzinę, rozrzuconą gdzieś po kuli ziemskiej, przynajmniej w tych dniach. Ale czasem... Czasem należy zatrzymać się i odnaleźć rodzinę, która mogłaby być bliżej nas. Być częścią naszego życia w ten jeden, wyjątkowy sposób.
Zerknął na Ashling, która wpatrywała się w ekran telewizora, śledząc wydarzenia dziejące się w życiu bohaterów. Miał wrażenie, że ona również wiedziała, jak skończy się film, jednak niczego nie komentowała, zachowywała to dla siebie. Według tego, co mówiła Claire, obie oglądały ten film po raz pierwszy.
Chyba nie mógł dłużej ukrywać w sobie tego, że ostatnio myślał o Claire coraz częściej. Kłopot w tym, że stąpał po cienkim gruncie, szczególnie w towarzystwie Ash. Póki nie dawał niczego po sobie poznać, wszystko było w porządku. Odpowiedni moment musiał po prostu nadejść.
Film skończył się dwadzieścia minut przed północą. Claire uznała, że to idealny moment, by ubrać kurtki i ruszyć w stronę ratusza, gdzie odbywać się miały pokazy sztucznych ogni. Ash pobiegła do korytarza i w mgnieniu oka narzuciła na siebie rzeczy, ciągnąc za sobą Olivera.
Przez całą drogę rozmawiali o swoich wrażeniach z seansu. Ash buzia się nie zamykała, miała wiele ciekawych spostrzeżeń – zarówno na temat scenariusza, jak i tego, czego scenograf nie dopilnował na planie. Oliver roześmiał się, słysząc to. W każdym filmie znajdowały się jakieś błędy, szczególnie, gdy poszczególne sceny były sklejane ze sobą. Mógł się domyślić, że Ash je zauważy. Mimo wszystko nie uciekło jej samo przesłanie filmu.
Claire szła obok nich, nic nie mówiąc. Raz po raz tylko skomentowała pewne sceny. Oliver zastanawiał się, co jej jest, ale nie zdążył o to zapytać, ponieważ znaleźli się pomiędzy tłumem ludzi oczekujących na pokaz.
– Oliver... – zaczęła Ash, ciągnąc go za płaszcz. – Nic stąd nie widzę.
Faktycznie, jedenastolatka była na tyle niska, by zniknąć w tłumie. Oliver zastanowił się przez moment, po czym wziął ją na barana. Ash pisnęła lekko, śmiejąc się. Chwyciła go mocno, wpatrując się w niebo, na którym chwilę później pojawiły się fajerwerki.
Gdy Ashling z dziecięcą radością wskazywała palcem na konkretne kształty, Oliver zerknął na Claire. Wydawało się, że w jej oczach znajdowały się wszystkie kolory tęczy. Wpatrywała się w niebo z takim samym zachwytem jak Ash.
Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, po czym znów odwrócił głowę.
* * *
Wrócili do mieszkania pół godziny później, gdy Ashling przysypiała już na ramionach Olivera. Psycholog zaniósł ją do pokoju i położył na łóżku, a Claire przykryła ją kołdrą. Oboje wyszli z pomieszczenia, cicho zamykając za sobą drzwi.
Wyszli na korytarz. Claire kątem oka spojrzała na szampana i kieliszki, które stały na półce. Żałowała, że nie przywitała Nowego Roku tak, jak zawsze, w mieszkaniu – nawet jeśli wiele osób czekających na pokaz fajerwerków miało butelki ze sobą, to alkohol w połączeniu z mrozem, jaki obecnie panował na dworze, nie był dobrym pomysłem.
– Ale nie chcę budzić Ash, to cud, że w ogóle poszła spać o tej porze – oznajmiła szeptem, zakładając ręce na piersi. – Hej, moglibyśmy iść do ciebie.
Oliver spojrzała na nią z ukosa, przez co natychmiast się zreflektowała.
– Ha, głupio to zabrzmiało, ale ja wcale...
– Świetny pomysł. Skoro Ash śpi, wreszcie możemy pogadać, prawda?
Claire uśmiechnęła się do niego i skinęła głową. Wzięła to, czego potrzebowała, po czym cichaczem, razem z Oliverem, wymknęła się piętro niżej.
Oliver cieszył się, że przed wyjściem zostawił w mieszkaniu porządek. Zresztą, i tak rzadko kiedy miał tu bałagan. No, nie licząc walających się wszędzie książek i papierów.
Szampan został otwarty, gdy on i Claire znaleźli się w salonie.
– To, hmm... Ha, ha, nigdy nie umiałam składać życzeń – zaczęła kobieta, unosząc szkło. – Za powodzenie w przyszłym, to znaczy, tym roku? Mniej pracy, więcej odpoczynku?
– Chciałbym, by tak było – zaśmiał się Oliver, zerkając na nią z ukosa. – Szczęśliwego Nowego Roku, Claire.
Kobieta skinęła głową, gdy ich kieliszki się styknęły.
– Szczęśliwego Nowego Roku, Oliver.
W tle było jeszcze słychać szum fajerwerków, ale były to już ostatnie.
Nie minęło wiele czasu, gdy oboje zaczęli ze sobą rozmawiać o czasach szkoły. Claire zawsze chciała poruszyć ten temat, ale nigdy nie robiła tego przy Ash. W ten sposób Oliver dowiedział się o wagarach za czasów liceum, ucieczkach do parku na przedmieściach w poszukiwaniu spokoju i ukrywaniu się przed strażnikami. Bycie buntownikiem musiało płynąć w krwi rodziny Teagan. Claire oznajmiła, że uspokoiła się dopiero, gdy poszła na studia.
– Ale z ciebie jest większy rebeliant niż ze mnie – oznajmiła, kręcąc kieliszkiem w dłoni. – Z Włoch aż tutaj? Co cię tutaj wywiało?
Poszukiwanie spokoju i odosobnienia, to mógł jej powiedzieć.
– Studia. Niektórzy ruszyli tylko na wymianę studencką, ja zostałem na dłużej.
– Czyli... Naprawdę masz włoskie korzenie – zachwyciła się Claire, siadając bliżej niego. – Znam jedno włoskie powiedzenie... Przynajmniej tak myślę...
– Jakie?
– Nie-e, będziesz się śmiał z mojego akcentu – odparła, śmiejąc się. – W ogóle nie wiem, czy umiem je wypowiedzieć, pewnie coś przekręcę.
– Claire, żartujesz? – rzucił, patrząc na nią z powagą.
– No dobrze, dobrze. Uwaga, mówię. – Chrząknęła. – Amor non si compra, ne’ si vende, ma in premio d’amor, amor si rende.
Oliver wpatrywał się w nią bez słowa. Prychnął z uśmiechem i odwrócił głowę.
– Co, co takiego powiedziałam? Pewnie coś przekręciłam, jak zwykle – odparła Claire, śmiejąc się pod nosem. – No, Oliver, co to znaczy?
– "Miłości nie możesz kupić, sprzedać jej nie możesz, lecz w nagrodę za miłość, miłość tworzyć możesz" – powiedział w końcu mężczyzna.
– Ahaaa... Czy ty mnie podrywasz? – spytała Claire, podejrzliwie mrużąc oczy, gdy na jej ustach pojawił się uśmiech.
– Nie! Tak... tak się tłumaczy to zdanie, takie rzeczy często wypisują na tabliczkach pamiątkowych...
Claire roześmiała się, gdy próbował wytłumaczyć swoje zakłopotanie. Przez moment wpatrywali się w siebie. W ułamku sekundy... To jedno spojrzenie powiedziało Acrisowi niemal wszystko.
Claire potrząsnęła głową i spojrzała na zegarek.
– Późno się zrobiło. Lepiej już pójdę – oznajmiła, wstając. – Dzięki za to, że mogłam tu posiedzieć.
Oliver przez moment nie ruszał się z miejsca, jednak trzy sekundy później odprowadził ją do wyjścia. Uśmiechnęła się i uniosła dłoń w geście pożegnania. Mężczyzna zrobił to samo, po czym zamknął drzwi, słysząc ciche kroki na schodach.
Oparł się o ścianę, wpatrując się w przestrzeń przed sobą.
Tak sądził. W przypływie emocji mógł coś źle zrozumieć. Czasem wystarczył jeden krok, by podjąć pochopną decyzję...
Odepchnął się od ściany i już miał ruszyć do kuchni, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
Otworzył je, znów widząc przed sobą Claire. W milczeniu wpuścił ją na korytarz, zamykając drzwi.
Podeszła do niego i pocałowała go.
Było to coś długo oczekiwanego, zarówno przez nią, jak i przez niego. Nie musieli się już nad niczym zastanawiać. Oboje chcieli tego samego.
Il linguaggio dell'amore é negli occhi1.
Więc jednak się nie pomylił.
--------------------------------------
Tłumaczenie:
1Spojrzenie jest językiem miłości.