Rozdział 3 (Aggie)


Aggie obudziła się, gdy listopadowe słońce wyglądało już zza chmur. Zerknęła na zegarek, była dziesiąta. Dziewczyna przeciągnęła się na łóżku, ziewając lekko. Miała większość dnia dla siebie. Kiedy o tym myślała, wydawało jej się to dość zabawne. Maks już dawno wyszedł do pracy. Dziewczyna wstała powoli, poprawiając ramiączka swojej satynowej piżamy, po czym skierowała się do toalety, by wziąć prysznic. 

Krople wody łagodnie muskały jej skórę, gdy myła włosy. Zastanawiała się, co będzie dzisiaj robić. Sprzątnie bałagan, jaki zostawiła po sobie wczoraj. Może wyjdzie na zakupy. Powinna jeszcze skończyć reportaż. 

Gdy Maks spędzał każdą chwilę na wyszukiwaniu informacji, ona zajmowała się bardziej kreatywną pracą. I kiedy myślała „kreatywną”, tak właśnie było. Jej praca nie polegała na wykonywaniu jednego zadania. Zdarzało się, że zajmowała się obróbką zdjęć, innym razem ruszała z aparatem na jakąś imprezę i przygotowywała fotograficzny reportaż. Były to zadania dla typowego freelancera, ale musiała robić cokolwiek, by jej dzień nie wydawał się pusty. Pieniędzy raczej jej nie brakowało. Miała swoje oszczędności, matka co jakiś odzywała się do niej, czy aby wszystko w porządku. 

Dziewczyna okryła się ręcznikiem, wychodząc spod prysznica. Osuszyła włosy i rozczesała je delikatnie, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. 

Nie rozumiała, co takiego zmieniło Maksa. Przecież była tą samą Aggie sprzed kilku lat. Owszem, wyglądała bardziej kobieco niż dotychczas, ale nic poza tym. Nigdy nie sądziła, że jest lepsza od tysięcy innych dziewczyn, które poruszały się po tej planecie. Dotychczas myślała, że Maks zwyczajnie się do niej przyzwyczaił. Wiedziała, jak to działa. Po prostu w którymś momencie pewne osoby stają się dla nas nieodłączną częścią rzeczywistości. I kiedy znikają, to tak, jakby ktoś gwałtownie rozerwał tę rzeczywistość, zostawiając w niej pustkę. Ale ona przecież nie zniknęła z życia przyjaciół. Lubiła Eliasza, ponieważ zajmował się wszystkimi najlepiej, jak potrafił, był niezwykle otwarty na ludzi i świat. Mimo to wiedziała, że Evans jest zbyt zajęty, by powziąć jakąkolwiek myśl o związaniu się z drugim człowiekiem. Działał dla ludzi, ale wolał zajmować się tym, będąc całkowicie wyłączonym z kręgu wzajemnej adoracji. Uważał, że bycie z boku zapewni mu lepszy kontakt z innymi, wchodzenie w jakiekolwiek głębsze relacje było problematyczne. 

Aggie nie wyobrażała sobie życia bez ludzi. Kiedyś jej fobia nie pozwalała jej przebywać samej w mieszkaniu. Musiała mieć przy sobie drugiego człowieka. Jeśli przez to przyzwyczaiła do siebie Maksa, jej dziwny strach musiał wpłynąć na ich oboje. Jakie to wszystko skomplikowane. Czy to możliwe, że jego zachowanie jest wynikiem jej nieświadomych decyzji? 

Dziewczyna ogarnęła się i ubrała, po czym wyszła z toalety, kierując swe kroki do kuchni. Musiała zaparzyć sobie kawy. Wzięła komórkę i zalogowała się na media społecznościowe, sprawdzając, czy nie wydarzyło się nic ciekawego. Zauważyła tylko informację o jakiejś próbie kradzieży w mieście i pokręciła głową, natychmiast przeskakując kilka postów dalej, gdzie czekały na nią nowości ze świata. Przechodziła ze zdjęcia na zdjęcie. Po kilku minutach odłożyła telefon, nalewając sobie kawy do filiżanki. Usiadła w oknie i oparła głowę o szybę, obserwując miasto. 



Sprawa Zagubionych została rozwiązana. Od tej pory Aggie nie miała chęci na grzebanie w jakichkolwiek informacjach dotyczących śmierci czy cierpienia innych ludzi. Nie posiada już daru, nie była nikomu winna żadnych przysług. Najwyższa pora, by zajęła się swoim życiem. Nie musiała stosować się do niczyich rozkazów, szczególnie Kamila. Aggie była święcie przekonana, że kruczowłosy miał jakieś problemy ze sobą, ale żaden facet tego nie przyzna przed kobietą, prawda? Wolą dusić to w sobie. 

Zastanawiała się, czy Kamil nadal jest takim samym grubianinem, jakim był przed odnalezieniem Joaquína, czy może jednak doszło do jakiejś zmiany. Miała szczerą nadzieję, że tak było. Uważała, że Joaquín jest na swój sposób uroczy i zasługuje na to, by wreszcie normalnie żyć. 

Dziewczyna nie miała do Kamila pretensji. Ten człowiek naprawdę przeszedł przez coś strasznego, przecież rodzice go porzucili. Nawet ona i Maks mieli inną sytuację, sami zadecydowali o swoim odejściu, ale Danilecki… Jego postawiono przed faktem dokonanym. Dobrze, że został przy nim dziadek. Brus był naprawdę miłym staruszkiem i całkiem nieźle się trzymał, nawet w wieku ponad siedemdziesięciu lat. Zawsze tolerował swojego wnuka takim, jakim był. 

Aggie upiła łyka kawy, sięgając po słodkiego bajgla. Obserwowała ostatnie listopadowe liście spadające ze starych drzew znajdujących się przy przeciwległym budynku. 

Kamil po raz pierwszy uśmiechnął się przy Joaquínie. Cała grupa próbowała go rozśmieszyć najprzeróżniejszymi sposobami, ale on nigdy nie reagował na te próby jak człowiek. Jego zachowania przypominały odpowiedzi maszyny, bez uczuć i emocji – a jeśli już, były to emocje częściej negatywne niż pozytywne. Do czasu, gdy Naznaczeni odnaleźli Joaquína. Aggie poczuła, że w jego obecności kruczowłosy zaczął budzić się z jakiegoś letargu. Gdy Zimmermann zniknął, Danilecki zachowywał się tak, jakby znów miał depresję – nic go nie obchodziło, obwiniał siebie o najmniejszą porażkę i nie chciał niczyjej pomocy. To mogła być zasługa demonów, ale Aggie nie chciała brać ich pod uwagę – ten rozdział został już zamknięty. Joaquín wrócił z tamtego świata, odzyskał własną duszę i mógł zacząć normalne życie. Kto by pomyślał, że częścią tego normalnego życia stanie się Kamil? 

Chociaż Aggie początkowo myślała, że Joaquín należy do tego typu osób, którym wszystko trzeba mówić wprost, musiała przyznać, że się pomyliła. Gdzieś musi kończyć się granica emocjonalnej ślepoty. Zastanawiała się, czy wcześniej chłopak nie kazał się ludziom dotykać dlatego, że ktoś go kiedyś skrzywdził. 

Ludzkie emocje są bardzo dziwne i potrafią się zmieniać w mgnieniu oka, można je też skierować na kogoś innego. Ale jeśli mają mocne korzenie, wtedy podcięcie ich stanowi śmierć dla organizmu… Aggie uważała jednak, że cała piątka zasługiwała na szczęście po tym wszystkim, co przeszli. Dziewczyna miała nadzieję, że Eli się nie mylił i w głębi duszy Kamil wcale nie był oschły. Gdyby usunąć powłokę gburowatości, okazało by się, że jest niczym doskonały lekarz – nie chce, by komukolwiek z jego otoczenia stała się krzywda. Przecież wiele razy ją o tym uświadomił. Oby obecność Joaquína jakoś skruszyła jego skalną powłokę. Wydawało się, że Joaquín stracił dar telestezji, ale zaczął słuchać swojej intuicji, stał się bardziej empatyczny. Nawet jeśli tego nie okazywał, rozumiał uczucia innych. Jedyne, co próbował ukryć, to swoje własne emocje. Jednak nie zawsze mu to wychodziło. Był... inny, tego nie dało się ukryć, a Aggie zdołała się tego domyślić już dawno temu, widząc jak Joaquín zachowuje się w towarzystwie Kamila. 

Aggie odstawiła pustą filiżankę na bok i zeszła z parapetu. Poszła do pokoju, sprawdzając w terminarzu, na kiedy ma przygotować ostatni reportaż. Ma jeszcze kilka dni, może to zrobić w weekend. Rzuciła notesik na biurko i zajrzała do szafy, szukając w niej swojego płaszcza. Zabrała z kuchni przygotowaną wcześniej listę zakupów i ubrała się, wychodząc z mieszkania. Przekręciła klucze w zamku i wrzuciła je do torebki. Miała ochotę wypróbować dzisiaj nowy przepis, która znalazła niedawno na pewnym blogu. 

Obserwując miejscowe wystawy stanęła przed szybą sklepu, jaki posiadał rzekomo najpiękniejsze sukienki w Auditum. Pokręciła głową, widząc na wystawie kieckę podobną do tej, którą miała na sobie jakiś czas temu, gdy próbowała wydobyć od pewnego człowieka informacje na temat Superbii. Wolałaby o tym nie pamiętać. Już nigdy nie chciała robić za przynętę dla mężczyzn. I chociaż to był jej pomysł, musiała zamknąć ten rozdział. Maks też nie lubił do tego wracać, wcale mu się nie dziwiła. Tamto życie było okropne. Potrzebowała nowego egzemplarza, nowego początku. 

Ruszyła przed siebie, idąc do pobliskiego marketu.