Rozdział 5 (Oliver)


Oliver zmywał naczynia, raz po raz pytając Eliasza, czy aby na pewno nie potrzebuje pomocy. Niepotrzebnie, ponieważ chłopak dobrze sobie radził. Oliver nie spodziewał się niczego innego. Evans należał do wyjątkowo inteligentnych ludzi. Wyróżniał się spośród swojego rodu czymś, co jedni nazywali naiwnością, inni altruizmem. Jednak mimo wszystko potrafił postawić na swoim. 

Acris odłożył naczynia na suszarkę i wytarł dłonie, opierając się o blat. Przez chwilę wpatrywał się w ścianę przed sobą. Pytanie, które zadał mu Eliasz, nieco zbiło go z tropu, chociaż często je słyszał. Odpowiedź nie była taka oczywista, sam unikał jej, jak tylko mógł. 

Poprawił okulary, które wylądowały na czubku jego nosa. Kiepski z niego psycholog, skoro nie potrafi powiedzieć wprost, dlaczego jest sam. Ale Eliasz nie przyszedł tu po to, by wysłuchiwać historii o jego życiu. Nie będzie więc zaśmiecać mu głowy takimi bzdetami. 

Wrócił do pokoju, widząc jak chłopak zagryza długopis, zastanawiając się nad następnym zadaniem. Po chwili Eliasz rozpisał coś na kartce, obracając ją w stronę Olivera. 

– Co mam z tym zrobić? 

– Pokaż – rzucił Acris, siadając obok niego. – Ta wariancja, o tutaj. Musisz z niej wyciągnąć pierwiastek. 

– Racja – mruknął chłopak, nakreślając na kartce kolejne obliczenia. – A teraz? 

– Teraz dobrze. 

Oliver oparł się o poduszkę, cały czas wpatrując się w notatki Eliasza. Nagle zachciało mu się spać, ale powstrzymywał się, by nie zamykać oczu. Dzisiejszy dzień w pracy znowu go wykończył. Naczelnik był jak zwykle wymagający i nie odpuszczał ani chwili, tym bardziej, że miejscowy oddział sanepidu postanowił skontrolować pomieszczenia użytkowe. Acris miał za zadanie uspokoić poniektórych więźniów i doprowadzić ich do stanu – jak to określił jego przełożony – psychicznej używalności. Jeśli pokazało się im swoje słabe strony, potrafili je zmyślnie wykorzystać. Dlatego Oliver cały dzień chodził z kamienną twarzą i wyluzował się dopiero, gdy wyszedł z budynku. Musiał nieco ochłonąć, zanim wyruszył na zakupy, by zaopatrzyć się w coś na kolację, bo inaczej straszyłby mieszkańców. W międzyczasie zadzwonił telefon, rodzice Alexisa prosili o zajęcie się synem. Oliver już miał odwoływać dzisiejsze spotkanie z Eliaszem, ale przez to zamieszanie zapomniał naładować akumulator. I, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, stracił kontakt ze światem. Na szczęście Evans wszystko rozumiał. 

Oliver chciał przegonić dręczące go pytanie ze swojej głowy. Cały czas miał wrażenie, że jeśli będzie intensywnie o czymś myślał, to się spełni. Kiedyś powiedziałby, że to kompletna bzdura. Niedawno przekonał się jednak, że to, co do tej pory wydawało mu się nieprawdopodobne, było całkiem realne. Kto, jak nie on, umiał kontrolować czyjeś zachowania i umysły? Cieszył się, że ten dar odszedł wraz z zakończeniem sprawy Zimmermannów i śmiercią Perduella. Teraz musiał polegać tylko na rzeczywistych umiejętnościach, nie zaś paranormalnych. Poza tym, i tak ich nienawidził. Zawsze były przyczyną złych zakończeń. 

Zastanawiał się, jak radzi sobie Joaquín. Poznał go w dość niezręcznej sytuacji, jednak obaj wyszli cało z opresji. Chłopak był wyjątkowo rozgarnięty, jak ojciec i matka zresztą.
Kto jeszcze mu towarzyszył? Kamil. Gdy Oliver dowiedział się o tym, że odnalezienie Joaquína było cudem, bo ten ponury grabarz wreszcie się uśmiechnął, doznał szoku. Nikt nie zmienia się ot, tak. Chyba że weźmie pod uwagę to, że Naznaczeni mieli do czynienia z demonami.

On sam również. Na szczęście uwolnił się od tego wszystkiego, od tego dziwnego daru. Owszem, czasem mu go brakowało, więźniowie byliby bardziej posłuszni. Jednak przez tyle lat zdążył w nich wyrobić poczucie strachu przed władzą, teraz wystarczyło tylko odegrać swoją rolę. To akurat umiał robić. Jak w teatrze szekspirowskim, musiał zakładać maski. 

Miał jednak wrażenie, że Eliasz widział coś poza nimi. I równie dobrze mógłby się dowiedzieć wszystkiego sam. Cóż, mężczyzna nie będzie się przed nim tłumaczyć. Psychologia to nauka, a nie jakieś austriackie gadanie. 

Przez długi czas niczego nie słyszał i nie czuł, póki ktoś nie postanowił się odezwać. 

– Oliver? Co ty, śpisz? 

Acris otworzył oczy, mrużąc je. Zdaje się, że faktycznie zasnął, opierając się o sofę. 

– Wybacz, nawet nie zauważyłem, kiedy to się stało – powiedział, poprawiając okulary. 

– Mówiłem, że jesteś wykończony. Mnie nie oszukasz – odparł Eliasz, zbierając swoje notatki. – Już po dziesiątej. Spadam do domu. 

– Na deskorolce? O tej porze roku? Wykluczone. Podrzucę cię. 

– Prędzej zaśniesz za kierownicą – zaśmiał się Eliasz, ubierając kurtkę. – Poradzę sobie. 

Zanim wziął swoją deskorolkę w dłoń, założył czapkę. 

– Dzięki za pomoc – powiedział, żegnając się z nim. Oliver poprawił okulary i zerknął jeszcze, jak Eliasz wychodzi z klatki, po czym zamknął drzwi i poszedł do pokoju, wyglądając zza okna. Evans właśnie wskoczył na deskę i zaczął zasuwać po opustoszałym chodniku, po czym zniknął za zakrętem. 

Oliver pozbierał wszystkie książki, które wcześniej wywalił z szafki i poukładał je. Sprawdził pocztę w telefonie i odłożył dokumenty na swoje miejsce. Będzie musiał jeszcze napisać do matki i ojca, powiedzieć im, że wszystko u niego w porządku. 

Jednak od kilku lat nic nie było w porządku. 

Kiedy mężczyzna ogarnął wszystkie rzeczy, narzucił na siebie piżamę i wylądował w łóżku. Nie miał nawet siły na to, by wziąć prysznic, jedyne co zrobił, to umył zęby. 

Przekręcał się w łóżku na wszystkie strony, myśląc o tym, co powiedział Eliasz. Chłopak wciąż nie stracił jednego daru – wwiercania się w serca innych ludzi i wyczytywania z nich całej prawdy. 

Powodem wyjazdu Olivera z domu rodzinnego były nie tylko studia. Tak, prawdą było, że mężczyzna chciał sam zająć się swoim życiem, by nikt nie mówił mu, co ma zmieniać. Uciekł też od przeszłości, czyli tego, co zrobił z nim dar. Kiedy przypominał sobie dni, w których był poniżany przez rówieśników za swoje słabości, dręczyło go poczucie wstydu. W końcu nauczył się bronić i mógł wyrządzić komuś krzywdę. Jednak zawsze sądził, że największą krzywdę wyrządza się jemu: dyktując, kim powinien być, jak się zmienić, by przynależeć do społeczeństwa. Wolał więc wnikać do umysłów innych ludzi, mieszać w ich uczuciach i emocjach, zmieniać ich poglądy. Z mnóstwem osób mu się to udawało. Niestety, istniała jedna osoba, na którą nie mógł wpłynąć w żaden sposób.
Oliver zapalił lampkę nocną, wyciągając z szafki album ze zdjęciami. Przewrócił kilka stron, trafiając na zdjęcie, które było odpowiedzią na pytanie Eliasza.

Westchnął ciężko, wpatrując się w wizerunek przeszłości. Dziewczyna miała piękne czarne włosy i uśmiech na ustach. Leżała na kolanach swojego mężczyzny, wpatrując się w jego okulary trzymane w dłoniach. 


Próba zmienienia czyjegoś charakteru i osobowości jest ciężka. Czasem okrutna. Ludzie nie chcą zmieniać siebie, dlaczego więc maczają palce w życiorysach innych, sami mając problemy?

Będąc studentem, Oliver chciał zmieniać świat. Kilka lat temu odkrył, że to niewykonalne, że może zmienić tylko siebie. I zdaje się, że wyszło mu to na dobre. Oprócz jednej, tyciusieńkiej rzeczy. Nie zmusi się do tego, by zapomnieć o Emmie. Wszystko mu ją przypominało – włoska kuchnia, mały Alexis, nawet niektóre zachowania przyjaciół. Podjęte przez niego próby poszły na marne, a on nie chciał już krzywdzić nikogo więcej. Tym właśnie sposobem został sam, angażując się w pracę, by nie wracać do wspomnień. 

Jednak one wracały same, a on nie mógł ich zatrzymać.