Rozdział 28 (Oliver)
Mężczyzna stał w swoim gabinecie, wpatrując się w to, co widział za oknem.
Już jakiś czas temu Naczelnik poinformował pracowników, że więzienie w Auditum zostanie zamknięte, zaś aresztanci rozesłani po całym kraju. Okazało się, że XIX-wieczny budynek jest w złym stanie. Był zabytkiem kulturowym, więc wykluczono możliwość wyburzenia. Niemniej jednak, gmach nie nadawał się już na miejsce pobytu osadzonych. Władze zastanawiały się nad przeniesieniem więzienia w inne miejsce, wybudowaniem czegoś nowocześniejszego na skrajach miasta, niestety, spotkało się to z protestem mieszkańców. Chociaż prasa jeszcze nie podjęła tematu, ponieważ było za mało informacji, część z tych newsów przedostała się do świata drogą pantoflową. Zaraz zrobi się szum i wszyscy się dowiedzą.
Jedno było pewne – strażnicy musieli sobie znaleźć pracę gdzieś indziej. Oliver wcale się o to nie martwił, ponieważ od dawna planował jej zmianę. Nie chciał jednak nikomu o tym mówić, ponieważ nie był pewien, co zrobi.
Miał kilka propozycji. Jedną z nich było objęcie stanowiska terapeuty w podmiejskim ośrodku terapeutycznym, mógłby zacząć pracę od zaraz. Drugą propozycję złożyła mu jedna z większych krajowych firm. Jako że przymierzał się do uzyskania doktoratu z psychologii społecznej oraz pracy i organizacji, mógłby prowadzić seminaria dla pracowników. To odpowiadało mu bardziej, ponieważ wreszcie mógłby się wyrwać z ciemnego świata przestępstw.
Psycholog spakował w karton ostatnie książki. Z nostalgią wpatrywał się jeszcze w okno, którego kraty już dawno pokryła rdza. Teraz, podczas mrozów, czy łatwiej byłoby je wyłamać? Bez względu na to, jak bardzo absurdalne były te przemyślenia, to właśnie on uciekał z tego miejsca. Żegnał się z więzieniem, swoją pierwszą pracą tuż po skończeniu studiów magisterskich. Musiał przyznać, że pomimo wielu przygód z bywalcami tego zakładu karnego, po wielokrotnych rozmowach ze strażnikami i potyczkach z naczelnikiem, będzie mu brakowało tego miejsca. Był z nim związany przez kilka lat, przyzwyczajenie robi swoje – wiąże człowieka i jego emocje z daną przestrzenią.
Mężczyzna minął kilku osobników, którzy wynosili z budynku wszystko, co do tej pory było tu potrzebne – łóżka, rzeczy codziennego użytku, wszelkie dokumenty. Zakład karny w Auditum stawał się powoli tylko zabytkiem, wspomnieniem.
Oliver stanął przed drzwiami prowadzącym do dawnego biura naczelnika. Wiedząc, że jego były chlebodawca jeszcze tam siedzi, wszedł do środka, niosąc wszystkie dokumenty pod pachą. Naczelnik właśnie sterczał w oknie, wpatrując się w krajobraz Auditum.
– Ach, to ty, Acris – mruknął naczelnik, obracając się w jego stronę. – Masz jeszcze coś do zabrania?
– Nie, pomyślałem, że wpadnę i… Pożegnam się. Wie pan, jakbyśmy mieli się już więcej nie zobaczyć.
Oliver wiedział, że naczelnik odchodził na emeryturę. Zbiegło się to akurat z likwidacją więzienia, więc mężczyzna wyjątkowo to przeżywał. W końcu w tym miejscu spędził większość swojego życia. Na każdego jednak przychodzi kiedyś czas. Naczelnik i tak pozostał aktywny do samego końca, nikt nie mógł mu się przeciwstawić. Mężczyzna miał charyzmę, był sporym autorytetem, wzbudzał strach wśród pracowników i aresztantów. Ciężko się nie wystraszyć kogoś, kto przeszedł przez wszystkie wojskowe próby wieki temu.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko. Oliverowi wydawało się, że widzi go w takim stanie pierwszy raz w życiu. Może dzięki temu to pożegnanie nie było takie straszne.
– Dobrze sobie poradziłeś, Acris – powiedział naczelnik, podchodząc do mężczyzny. – Co prawda, nigdy nie myślałem, że w więzieniu będzie potrzebny psycholog. Chociaż wielokrotnie miałem cię wywalić, bo nie pasowały mi twoje metody traktowania więźniów, ciebie nie dało się zastąpić. Chyba traktowali cię jak jednego ze swoich.
Oliver odwzajemnił uśmiech. Nie wiedział, ile szczerości było w tych słowach. Mimo wszystko naczelnik nie mówiłby czegoś, jeśli nie uznałby tego za prawdę.
– Każdy ma swoje metody. Moje chyba nie były najgorsze – odparł, podając naczelnikowi dłoń. – Powodzenia na emeryturze, panie naczelniku.
Mężczyzna mocno uścisnął Olivera, klepiąc go po plecach. Acris był tak zdziwiony tym gestem, że omal nie wypuścił dokumentów. Poprawił okulary i odsunął się od naczelnika.
– Powodzenia, Acris.
Oliver skinął głową i wyszedł z biura naczelnika.
Zatrzymał się przed autem, kładąc karton z książkami do bagażnika. Zamknął go i wyciągnął telefon. Miał sprawdzić, czy nie przyszedł do niego jakiś mail.
Owszem, przyszedł. Wysłał go Eliasz. Oliver otworzył wiadomość, wczytując się w jej treść.
Zastanawiał się, jak to możliwe, że chłopak zaplanował przyjęcie urodzinowe dla Maksa zupełnie sam. Oliver miał wrażenie, że jego umiejętności biorą się z posiadania jakiegoś wybitnie wykształconego umysłu, a przecież chłopak zbliżał się dopiero do dwudziestki. W porównaniu z nim Oliver młodszy już nie będzie i pewnie nie chciałoby mu się myśleć nad taką decepcją. Dlatego cieszył się, że pomimo studiów i zajęć dodatkowych Eliasz nie zapomniał o swoich przyjaciołach. Kiedy razem rozmawiali, chłopak wiele razy wspominał o swoich planach dotyczących Naznaczonych i wydawało się, że to wszystko zaczęło się spełniać. Planem było oczywiście normalne życie, za którym tęskniło każde z nich. Oliver nie wyobrażał sobie innej opcji.
Uśmiechnął się pod nosem. To zabawne, że wszystkich połączyła przepowiednia. Gdyby nikt nie wziął jej na poważnie, jak potoczyłyby się ich losy? Zabawne, że wpływ na życie tylu ludzi miał kawałek papierka albo fragment księgi.
Ludzkość od zawsze polegała na jakichś mitycznych pismach. Oliver rzadko kiedy nad tym myślał, z filozofią pożegnał się na pierwszym roku studiów. Ostatecznie lubił do tego wracać, również ze względu na Eliasza. Chłopak jednak dowiadywał się o tych rzeczach sam i wiedział zdecydowanie więcej. Wiele razy zaskoczył Olivera obszerną wiedzą w temacie, o którym nie powinien mieć pojęcia.
Mężczyzna nigdy nie przypuszczał, że jego uczniem stanie się chłopak, który wcześniej miał prorocze zdolności i walczył z demonami. Od kiedy Oliver sam miał do czynienia z tym światem, był bardziej skłonny uwierzyć w istnienie czegoś takiego. Cieszył się jednak, że to minęło, a życie wszystkich ludzi, z którymi miał do czynienia, stało się bardziej rzeczywiste. Wcześniej nie myślał o tym, że czyjeś decyzje mogą tak bardzo wpłynąć na życie innych ludzi. Znał jednak historie o efekcie motyla i musiał przyznać, że niektóre z nich były naprawdę imponujące.
Gdyby nie to, że Aniela Zimmermann poznała historię Signum Sanguinem, nie byłoby Joaquína. Gdyby nie było Wybrańca, nie powołanoby Naznaczonych. Gdyby nie to, Oliver nie poznałby Joaquína i pozostałych. W gruncie rzeczy był więc wdzięczny za taki obrót spraw. I chociaż nie zastanawiał się nad tym, co by było gdyby, to jednak wiedział, że inaczej nie byłoby go tutaj. Widocznie to miało się wydarzyć. Historia Naznaczonych zmieniła jego życie nie do poznania.
Teraz zmieni się ono jeszcze bardziej.
Oliver w końcu wsiadł do auta, odpalając silnik.