Rozdział 26 (Maks)
Kilka dni później chłopak wyszedł z gmachu uniwersytetu, idąc w stronę firmy. Musiał oddać kilka papierów do podpisu, by na uczelni wiedzieli, że podjął indywidualny tok zajęć. Wszedł do budynku i skierował się do gabinetu panny Miles. Właśnie wychodziła z pokoju, zamykając drzwi.
– O, jesteś wreszcie. Nie wiedziałam, że przyjdziesz tak późno, miałam wychodzić.
– Przepraszam, wykład się wydłużył, dlatego to przyniosłem – powiedział chłopak, pokazując jej papiery. – Jeśli pani chce, można to załatwić po weekendzie.
– Bardzo dobrze! Zostawię je na biurku – odparła panna Miles, biorąc od niego dokumenty. – Odwiedziłeś już Éclaircie?
Skinął głową. Cóż, właśnie w związku z tą kawiarnią miał coś do załatwienia. To „coś” było pozłacanym kwiatkiem i znajdowało się w kieszeni jego koszuli. Nie mógł zatrzymać sobie tego, co jednoznacznie kojarzyło mu się z wylotem Aggie. Z drugiej strony nie chciał tego oddawać Eileen, bo to zabrzmiałoby, jakby robił sobie z niej substytut, a przecież… Wcale jej nie znał.
– Idziemy, Maks. Najwyższy czas, żeby trochę odpocząć, nie sądzisz? Do zobaczenia w poniedziałek!
– Do widzenia, panno Miles.
Chłopak odprowadził ją do samochodu, po czym skierował się w stronę kawiarni. Zastanawiał się, jak ma rozpocząć rozmowę, ponieważ nie bardzo wiedział, jaka jest Eileen. Zaintrygował go sposób, w jaki chodziła. Ostatnio sporo o tym czytał i wydawało mu się, że dziewczyna coś ukrywa.
Maks zauważył w kawiarni tylko kilka osób Cóż, tłumy zejdą się tu dopiero za kilka godzin, po zakończeniu pracy. Wszyscy chcieliby odpocząć po ciężkim tygodniu. On również, dlatego tu przyszedł.
– Cześć, Maks! – odezwała się Tasha, wychodząc zza regału.
Pamiętała jego imię. Ciekawe, jakim cudem, skoro dziennie mieli dziesiątki klientów, a on był tutaj zaledwie raz. Kartotekę mu założyli?
– Wybacz ten bałagan, ale mieliśmy ostatnio problemy z systemem oświetlenia – oznajmiła kobieta. – A ja nie jestem specem od elektroniki.
– Mogę zajrzeć – odparł, wzruszając ramionami. – Mam coś podobnego w pracy.
– Byłoby cudownie. Zaparzę kawy.
Maks skinął głową i ruszył w stronę drzwi prowadzących na zaplecze. Usiadł na podłodze i wziął laptopa w dłoń. Przez chwilę grzebał w programie, po czym obejrzał się za siebie. Girlandy nadal nie świeciły. Więc wcale nie chodziło o zmiany systemowe. Być może coś stało się z przewodami.
Maks oddał laptopa Tashy i wstał, idąc do skrzynki rozdzielczej. Otworzył ją, sprawdzając bezpieczniki. Wszystko w porządku, nic nie wyskoczyło. Wątpił, żeby jakiś sprzęt wywołał przeciążenie systemu. Spojrzał na podłogę, wiodąc oczyma za przewodami prowadzącymi na salę. Wszedł do głównego pomieszczenia i rozejrzał się. W końcu wpadł mu w oko jeden szczegół, który zaważył na tym, czy girlandy działały poprawnie.
– Ktoś chyba zahaczył o przewód i niepoprawnie go włożył – oznajmił Maks, pochylając się nad gniazdkiem. Wyciągnął wtyczkę i obrócił ją, przełączając wejścia. Odwrócił głowę, by zobaczyć, że wszystkie girlandy znowu zaświeciły w Éclaircie.
– Udało się! – zawołała entuzjastycznie Tasha, klaszcząc w dłonie. – Zasłużyłeś na dobrą kawę.
Maks prychnął z uśmiechem. Nic wielkiego nie zrobił.
Wstał z podłogi i wytarł dłonie o spodnie, rozglądając się po suficie. Klimatyczne girlandy znowu olśniewały pomieszczenie.
– Nie minąłeś się z Eileen po drodze? – spytała Tasha, zerkając na chłopaka.
Pokręcił głową. Myślał, że ona już tu jest, zresztą – dlaczego miałby się z nią mijać?
– Poszła po zakupy już godzinę temu, zaczynam się martwić.
W tej samej chwili oboje obrócili głowy, słysząc dzwonek. Do pomieszczenia ktoś wszedł, niosąc siatki z zakupami. Nie powiedział ani słowa, od razu skierował się w stronę kuchni. Maks nie wiedział, czy to była Eileen, ale nawet jeśli, to jeszcze nie widział jej w takim stanie. Wyglądała na niezadowoloną.
– Coś się stało, wiedziałam – oznajmiła Tasha, podążając za nią. Zatrzymała Eileen w przejściu. Dziewczyna spojrzała na właścicielkę zbłąkanym wzrokiem. Po chwili jednak potrząsnęła głową i znowu się uśmiechnęła, jakby nigdy nic.
– Coś cię zatrzymało, Eileen?
– Ech, to tylko małe kłopoty mieszkaniowe, nic wielkiego – odparła dziewczyna, wzruszając ramionami. – Jakoś to załatwię.
Tasha nie wiedziała, co odpowiedzieć. Najwyraźniej dziewczyna nigdy dotąd się tak nie zachowywała. Chwyciła za notes i ruszyła w stronę nowo przybyłych klientów, swobodnie z nimi rozmawiając. Jeśli coś się stało, doskonale umiała to ukrywać.
Maks zastanawiał się, jak to możliwe. I co oznaczały kłopoty mieszkaniowe?
Odwrócił się w stronę Tashy, jakby chciał jej zadać to pytanie.
– Ostatnio jest jakiś problem z wynajmem mieszkań – wyjaśniła, podając mu kawę, kiedy usiadł przy blacie. – Z tego, co pamiętam, kiedy Eileen zaczęła tu pracować, miała umowę podpisaną do końca roku. Może właściciel miał jakieś roszczenia? Na przykład nie każe trzymać zwierząt w domu?
– Eileen ma jakiegoś zwierzaka? – spytał Maks, kręcąc łyżką w filiżance.
– Tak, królika.
Chłopak parsknął cicho. Odwrócił się w jej stronę. Eileen właśnie zbierała puste naczynia, jednocześnie machając klientom na dowidzenia. Wzięła tacę i ruszyła w stronę kuchni, mijając Maksa i Tashę. Chłopak znów przyłapał się na tym, że obserwował, jak chodzi.
– Eileen, o co tam poszło? – zagaiła Tasha, kiedy dziewczyna wróciła z kuchni z pustą tacą.
– Córka właścicielki potrzebuje własnego pokoju w trybie natychmiastowym. Więc… Musi mnie wyprosić. Muszę sobie coś znaleźć w dwa dni, jeśli nie chcę mieszkać pod mostem – zaśmiała się, jakby to miało być śmieszne.
– Szukałaś już czegoś?
– Jeszcze nie, dowiedziałam się dziś rano. Spokojnie, mam wszystko pod kontrolą – zakończyła dziewczyna, ściągając z półki filiżanki do podwójnego espresso.
Maks wpatrywał się w swoją kawę. Jeśli by się nad tym zastanowić, w jego mieszkaniu znajdował się wolny pokój. Spokojnie można by go wynająć, przydałby się ktoś, kto mógłby dorzucić się do rachunków. We dwójkę zawsze raźniej, poza tym – znudziło mu się samotne siedzenie w domu. Spełniłby też swoje młodzieńcze marzenie o posiadaniu królika.
– W sumie… Wiem, gdzie znaleźć mieszkanie – zadeklarował, zerkając na Tashę.
– Naprawdę? Czy to daleko stąd? To bardzo ważne.
– Nie, dość blisko – oznajmił Maks, nie wiedząc, po co to pytanie. – Piętnaście minut pieszo. Można dojechać autobusem.
– Wspaniale! Słyszałaś, Eileen? Maks zna kogoś, kto może ci wynająć mieszkanie.
– O, świetnie. Nareszcie jakaś dobra wiadomość – westchnęła Eileen, stając przy nich. – Kto jest właścicielem? Jak mam się z nim skontaktować?
– Właśnie z nim rozmawiasz – odparł chłopak, ostentacyjnie upijając łyka kawy.
Tasha i Eileen wymieniły spojrzenia, nie mogły uwierzyć, że ktoś taki jak on ma własne mieszkanie. Puścił tę uwagę mimo uszu, nie chcąc się tłumaczyć.
– O-okay – zająknęła się dziewczyna, zacieśniając warkocz. – Kiedy mogę się wprowadzić?
– Od zaraz. Pomogę ci z rzeczami, jeśli chcesz. Resztę omówimy później.
Eileen uśmiechnęła się promiennie. To dziwne, ale kiedy tak na niego patrzyła, poczuł się jak jakiś wybawiciel. Nie znosił takich sytuacji. Mimo wszystko z jakiegoś powodu chciał dziewczynie pomóc, bo nie wyobrażał sobie, jak miałaby poradzić sobie sama, chociaż bardzo lubiła to deklarować.
– Postanowione – zawyrokowała Tasha, wstając od stołu. – Dzisiaj skończysz wcześniej, żeby zająć się przeprowadzką, Eileen.
Dziewczyna skinęła głową z uśmiechem. Nagle pstryknęła palcami, jakby o czymś sobie przypomniała. Sięgnęła do kieszeni, by wyciągnąć z niej srebrny łańcuszek.
– Proszę. Reszta twojej zguby.
Maks wziął od niej naszyjnik, po czym zerknął na nią, jakby nie wiedział, co z nim zrobić. W sumie miał plan, ale zrealizuje go niego później. Na razie schował łańcuszek do kieszeni koszuli.
Tasha oznajmiła Eileen, że może już wychodzić. Dziewczyna chciała jeszcze wykonać kilka zadań, ale kobieta uznała, że znalezienie mieszkania jest w tej chwili o wiele ważniejsze.
Dziewczyna ubrała swój jasny płaszcz i rękawiczki, stając przed Maksem. Dopiero, kiedy założyła buty na obcasie, byli prawie tego samego wzrostu. Chłopak otworzył przed nią drzwi. Zanim wyszli, pożegnali się z Tashą.
Maks zastanawiał się, dlaczego doszło do takiej sytuacji. W gruncie rzeczy dzielenie mieszkania z dziewczyną nie było dla niego niczym nowym, jednak o Eileen zupełnie nic nie wiedział. Miał ochotę ją zapytać, jak znalazła się w Auditum, jeśli nie pochodziła stąd, albo czy zajmuje się czymś jeszcze oprócz pracy w kawiarni.
Może powinien to zrobić już dzisiaj? W końcu miała zamiar się wprowadzić. Swoją drogą, szybko się zgodziła. Jednak to nie powinno dziwić, nie od dziś ludzie wynajmują pokoje u zupełnie nieznanych sobie osób.
Zatrzymali się pod jednym z bloków położonych nad rzeką. Dziewczyna wyciągnęła klucze z kieszeni i zaprosiła go do siebie. Kiedy wszedł do pierwszego pokoju w mieszkaniu, jego oczom ukazała się mała klitka. Przypominała właściwie schowek, a nie pokój. Jakim cudem Eileen się tu ze wszystkim mieściła?
Maks rozejrzał się wokół. Wyglądało na to, że nie miała wielu rzeczy – większość z nich stanowiły pojedyncze książki upchnięte w karton, jakieś ramki na zdjęcia i kilka paczek specjalnej karmy dla królików. Ubrania udało jej się zmieścić do jednej walizki, więc nie miała wielkiej garderoby. Gdyby Maks miał porównać to do rzeczy posiadanych przez Aggie, różnica wynosiłaby jeden do stu.
Eileen schyliła się, by wyciągnąć coś spod biurka. Rozległ się stukot i szelest. Dziewczyna chwyciła za klatkę, stawiając ją na blacie.
– Maks, poznajcie się. To jest Liam. Liam, to jest Maks.
Chłopak spojrzał na królika miniaturkę, który właśnie zbliżył nosek do krat swojego mieszkania. Jego futerko miało jasnobeżowy kolor z małymi białymi odznaczeniami tuż przy ogonku. Wyglądał pociesznie.
– Jest nieśmiały – oznajmiła Eileen, głaszcząc zwierzaka po nosie palcem wskazującym. – Ale zobaczysz, zaklimatyzuje się. Mam nadzieję, że nie masz…
– Alergii? Nie. Szczerze mówiąc, zawsze chciałem mieć królika.
– Serio? – zainteresowała się dziewczyna. – Widzę, że się dogadamy.
Maks uśmiechnął się do niej. Miał taką nadzieję.
– Napisałem wiadomość do kumpla, pomożemy ci z rzeczami. Możemy już iść.
Dziewczyna skinęła głową, podając mu klatkę z królikiem. Sama zaś wzięła walizkę, planowała wrócić się po następne kartony.
Kiedy wyszli na zewnątrz, czekał na nich samochód, czarna alfa romeo. Chłopak podszedł do auta, otwierając drzwi z tyłu. Wpakował królika na siedzenie, po czym odebrał od dziewczyny jej walizkę, wsadzając ją do bagażnika. Eileen poszła na górę po pozostałe kartony. Po kilku minutach wsadzili wszystko do środka, dziewczyna pożegnała właścicielkę i ruszyła za chłopakiem.
Wsiedli do samochodu, zaś Maks zerknął na kierowcę, który pisał jakiegoś emaila w swoim telefonie. Klepnął go w ramię, wyrywając z zamyślenia.
– Co ty tam piszesz? Wypracowanie dla grupy?
– Eeee... Dla grupy! Tak! – powiedział energicznie chłopak, odwracając się w stronę Eileen. – Cześć, jestem Eliasz. Miło cię poznać.
Dziewczyna podała mu rękę i uśmiechnęła się. Rozsiadła się wygodnie, zapinając pasy.
Podczas jazdy chłopcy dowiedzieli się, że Eileen mieszkała pod Auditum, przyjechała do miasta, by znaleźć tu pracę. Na szczęście nie musiała się o nic martwić u Tashy, ponieważ kobieta doceniała jej poświęcenie. Eliasz od razu znalazł z dziewczyną wspólny język. Gdy zaczęli gadać o pomocy społecznej, Maks uznał, że nie będzie im przeszkadzał, zresztą i tak nie dopuściliby go do głosu. Okazało się, że Eileen jest nie tylko bardzo otwarta na ludzi, ale miała wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia. Chłopak uznał, że to plus, ponieważ sam wolał słuchać ludzi.
Eliasz pomógł im wnieść rzeczy, po czym wrócił do samochodu, machając Eileen na do widzenia. Dziewczyna odwzajemniła gest z uśmiechem.
Odwróciła się w stronę Maksa i oboje ruszyli w stronę mieszkania.
Chłopak wprowadził ją do pokoju, w którym kiedyś mieszkała Aggie. Dziewczyna postawiła klatkę z Liamem na biurku, po czym ściągnęła płaszcz i rzuciła go na łóżko.
– Musimy ustalić kilka rzeczy. Jak wygląda twój dzień?
Maks spojrzał na nią zaskoczony. Wyciągnęła notes i długopis, chcąc zapisać sobie kilka rzeczy. Co to było, wywiad środowiskowy? Musiała się tego nauczyć od Tashy.
Powiedział jej, że pracuje na zmiany i chodzi na uczelnię, ale ma indywidualny plan, więc zazwyczaj uczy się też w pracy, żeby nadrobić co nieco. Eileen skinęła głową, zakreślając coś w notesie.
– Zaczekaj, po co właściwie to robisz?
– Ustalam plan, co nie? – zawołała radośnie, kreśląc coś po notesie. – Muszę wiedzieć, co będzie się działo z Liamem podczas mojej nieobecności.
Maks nie miał pojęcia, że dziewczyna uwielbia mieć ustalone, co i jak. Do tej pory się z tym nie spotykał. Aggie zostawiała wszystko w wielkim rozgardiaszu i w gruncie rzeczy nigdy nie miała pojęcia, jak i co planować. Dlatego też algorytm działania Eileen bardzo mu się spodobał.
– A może najpierw się rozpakujesz? – zaproponował. – Szczerze mówiąc, to umieram z głodu. Idę coś zamówić.
Sięgnął po telefon, wyszukując odpowiedniego numeru.
***
Pół godziny później siedzieli z Eileen w salonie przy daniach chińskiej kuchni. Sporządzając umowę ustalili, że następnego dnia pójdą dorobić klucze do mieszkania. Poza tym, podzielili się zadaniami. Dziewczyna będzie się dorzucać tylko do rachunków. Maks uznał, że nie będzie się czepiał szczegółów. Jednak Eileen naprawdę była bardzo sumienna. Chciała zająć się domem, więc chłopak nie wyraził sprzeciwu.
Zerknął na nią. Tak, jak zauważył wcześniej, nie tylko poruszała się zupełnie inaczej, jej sposób siedzenia również wiele zdradzał.
Musiała zauważyć, że się jej przyglądał, ponieważ przestała jeść i odłożyła pudełko.
– Pewnie zastanawiasz się, co z moją lewą nogą?
– Właściwie to… – zaczął, ale nie miał innego wytłumaczenia.
Dziewczyna odetchnęła lekko, po czym ściągnęła buty i podwinęła nogawkę spodni. Na jej nodze coś zalśniło. Eileen nie miała lewej nogi, lecz protezę. Posiadała miedzianą obudowę, która składała się z wielu wzorów przypominających połączenie mechaniki i stylu wiktoriańskiej Anglii.
– Długa historia. Po prostu nieszczęśliwy wypadek przy pracy – wyjaśniła, ściągając spinkę z włosów. – Mam tak od kilku lat, ale radzę sobie, jak widać. Z tym tylko, że wydali mi orzeczenie o niepełnosprawności.
Maks nie wiedział, co odpowiedzieć. Jak było możliwe, że dziewczyna zachowywała się tak, jakby się nic nie stało? Wcale nie chciała o tym mówić. Czy wyszła z założenia, że to nic wielkiego? To dlatego Tasha pytała, jak daleko jest stąd do Éclaircie. A taka proteza musiała kosztować fortunę.
Eileen opuściła nogawkę spodni, biorąc do ręki swoją porcję obiadu, a Maks pomyślał, że w porównaniu do tego, jego problem wcale nie był problemem.
Wyciągnął z kieszeni łańcuszek i zawiesił na nim pozłacanego kwiatka. Przysunął się bliżej do dziewczyny.
– Maks, co ty…
– Nie ruszaj się – powiedział, zakładając jej naszyjnik. – Potraktuj go jako prezent powitalny, w końcu to ty go znalazłaś.
Eileen zarumieniła się lekko, biorąc podarek w dłoń. Spojrzała na Maksa i uśmiechnęła się. Chłopak odwzajemnił uśmiech, wracając na swoje miejsce.
Może wcale nie będzie tak źle.