Rozdział 27 (Eliasz)
Chłopak wysiadł z samochodu, wpatrując się w budynki miejskie. Włożył telefon do kieszeni i uśmiechnął się, poprawiając czapkę. Zamknął auto, idąc w stronę Éclaircie.
Maks poznał tutaj pewną dziewczynę. Eileen była kelnerką, osobą entuzjastyczną, której chłopak w tej chwili bardzo potrzebował. Eliasz uznał, że to doskonały moment, by spróbować przemówić mu do rozsądku. Maks nie powinien już myśleć o Aggie, bo inaczej nie będzie w stanie rozmawiać z innymi osobami. Eliasz nie przyznał się mu, ale doskonale wiedział, że dziewczyna ma protezę, chociaż wcale jej o to nie zapytał. Pracując kiedyś jako wolontariusz, poznał takie osoby, więc nie miał problemu z rozpoznawaniem tego zjawiska. Eileen była bardzo pogodna i otwarta na innych, rozmowna – w czym zdecydowanie przewyższała Maksa, który wolał raczej słuchać ludzi, niż opowiadać im historie wzięte z doświadczenia. Eliasz zaczął się zastanawiać, czy chłopak kiedyś powie Eileen prawdę o tym, co właściwie zaszło w jego życiu. Na pewno nie dojdzie do tego szybko, bowiem znają się dopiero od kilku dni. Evans musiał przyznać, że to dość zabawne, bowiem dziewczyna wypełni pewną pustkę w mieszkaniu Maksa. Oby się z nim dogadała.
Á propos, zbliżały się jego urodziny. Jako że chłopak nie miał zamiaru nikomu o tym mówić, Eliasz planował przyjęcie–niespodziankę i starał się, by Maks przypadkiem nie dostał przez to zawału, bowiem lubił planować wiele rzeczy, a tego na pewno się nie spodziewa. Evans o mało co się nie zdradził, pisząc maila w samochodzie. Wybrał już doskonałe do tego celu miejsce. Musiał tylko załatwić kilka rzeczy i wciągnąć w ten precedens pozostałych przyjaciół.
No właśnie. Zastanawiał się, jak sobie radzi Kamil. Czy on i Joaquín wyjaśnili sobie wszystkie nieporozumienia? Jeśli nie, ciężko im będzie pracować nad przyjęciem razem z innymi. Eliasz wiedział, że nie może się we wszystko wtrącać, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że z osobą taką jak Joaquín trzeba postępować w pewien określony sposób. Miał nadzieję, że chłopak wkrótce nauczy się, co to znaczy rozmawiać z ludźmi o swoich problemach. Od kiedy zrozumiał, że sam niczego nie zdziała i potrzebuje innych, przestał być taki opryskliwy. Nie zrezygnował co prawda z sarkastycznych docinek, ale tylko wtedy, gdy ktoś naprawdę na to zasługiwał. Eliasz musiał jednak przyznać, że nikt nie był w tym tak dobry, jak Joaquín. Chłopak miał niesamowity potencjał. Szkoda, że nie mógł go wcześniej wykorzystać. Jednak lepiej późno niż wcale. Może zdarzy się jakiś cud i stanie się jeszcze bardziej otwarty?
Eliasz wiele razy myślał o tym, że Kamil i Joaquín stanowili zabawne połączenie, mimo wszystko doskonale się uzupełniali. Pasowali do siebie. Obaj byli totalnymi outsiderami, ale właśnie dzięki temu byli tak niesamowici. Prawdziwy duet, którego nikt i nic nie zastąpi.
Eliasz uśmiechnął się w duchu, otwierając drzwi kawiarni.
– Dzień dobry! – powiedziała Tasha na wejściu, witając się z nim jak ze starym znajomym. W sumie był nim. Znali się wcześniej, gdy prowadziła małą herbaciarnię na rogu ulicy. Teraz stała się właścicielką Éclaircie. Eliasz dowiedział się tego od matki, która żyła nowinkami z życia mieszkańców związanymi z obrotem nieruchomościami.
– Przyszedłem w sprawie imprezy – oznajmił. – Musimy dzisiaj wszystko uzgodnić, bo został nam tylko weekend.
– Już przygotowałam menu, ale jeśli chodzi o mniejszą salę, przydałaby się jej gruntowna renowacja. Wiesz, jak to wygląda. I mam, niestety, złą wiadomość. Sala jest już gotowa do malowania, ale nie udało mi się załatwić ekipy, która by się tym zajęła...
– Nie ma problemu. My się tym zajmiemy – rzucił chłopak z uśmiechem – Oczywiście, jeśli jesteś w stanie mi zaufać.
Eliasz znał doskonałych kandydatów do takiej pracy. Musiał koniecznie wciągnąć w plan Olivera, Kamila i Joaquína. Poprosi Eileen, by zajęła się ozdobami, w końcu Tasha zdradziła mu, że dziewczyna uwielbia rozplanowywać wystroje pomieszczeń. Z kolei sama Tasha z pewnością mogłaby zajmować się architekturą wnętrz, miała dobry gust i doskonale znała się na dobieraniu kolorów.
– Myślę, że najlepiej zacząć, kiedy wyjdą klienci – wyjaśnił Eliasz. – Spokojnie damy radę, skoro będzie nas aż tyle.
– Skoro tak mówisz, ufam ci – odparła Tasha, wracając za ladę. – Dzisiaj piątek, kurier powinien tu podrzucić wszystkie ozdoby.
Eliasz skinął głową i pożegnał się z nią.
Wiedział co i jak robić, dzięki temu mógł dobrze zaplanować każdy szczegół. Miał nadzieję, że niespodzianka wypali i nikt się nie wygada. Poprosił Tashę, by wytłumaczyła wszystko Eileen. Jeśli dziewczyna wytrzyma do poniedziałku, powinno się udać.
Wyszedł z kawiarni, kierując się w stronę auta.