Rozdział 24 (Kamil)
Kamil poznał historię przeszłości Joaquina. Kiedy go słuchał, czuł się jak, jakby ktoś wbijał mu ostrza w uszy. Ciekawe, czy tak samo czuł się Andrzej Zimmermann, kiedy dowiedział się, że demon przejął ciało jego syna. Ktoś zmusił Joaquína do tego, czego nie chciał. Takie doświadczenie zamknęło go na innych ludzi.
Kamil chciał pokazać mu, że nie wszyscy ludzie to śmieci, jak to określał. Byli przecież ci, na których mógł polegać, ci, którzy martwili się o niego i z pewnością zrobiliby wszystko, by go wyciągnąć z dołu, do jakiego wpadł.
Na przykład Kamil.
Doszedł do wniosku, że nawet fakt nie posiadania rodziców nie czyni go samotnym. Owszem, Marcel i Miranda zostawili go w rękach dziadka. Przez większość czasu wmawiał sobie, że nigdy im nie wybaczy. Gdyby teraz pojawili się przed nim i stwierdzili, że chcą to wszystko odwrócić, zapewne trzasnąłby drzwiami i po prostu zniknął im z oczu. Nie chciałby z nimi rozmawiać. Przecież wyrządzili mu krzywdę, tak? Nie chcieli go. Odrzucili go jak jakiegoś śmiecia. Joaquín zapewne również znał ten ból, tylko że odczuwał go w inny sposób. Stał się nieczuły na to, co dzieje się wokół niego, ponieważ próbował się przyzwyczaić. Jednak żadna istota ludzka nie jest w stanie przyznać, że ból jest czymś normalnym. Nie, nie myślał o skrajnych przypadkach sadystów czy masochistów. Norma to większość. A większość ludzi nie znosiła bólu i zrobiłaby wszystko, by od niego uciec.
Joaquín uciekał całe życie. Kamil dojrzał już do tego, że musiał w jakiś sposób go zrozumieć. W końcu ten chłopak przeszedł przez piekło. Nic dziwnego, że uciekał przed ludźmi. Widział w nich demony i potwory. Gdyby to była normalna historia, Kamil uznałby, że chłopak cierpi na schizofrenię. Lekarze tego nie wykluczyli, nie wierząc w istnienie demonów, dlatego chłopak trafił do ośrodka Shanahana.
Stąd te blizny, strach przed dotykiem. Stąd uciekanie przed innymi, ale też jednoczesna rozpacz i pragnienie bycia blisko przy kimś, kto nie mógłby go skrzywdzić.
Oparł plecy o łóżko, wpatrując się w śpiącego Joaquína. Wszystkie emocje, które do tej pory skrywał w sobie, wyszły z niego i ukazały się tej jednej osobie, która miała prawo je zobaczyć.
Kamil niczym specjalnym się nie wyróżniał – również był człowiekiem, popełniał błędy, postępował bardzo ludzko. Jednak od całej ludzkości różniło go to jedno uczucie skierowane w stronę Joaquína, nie miał zamiaru zawracać z tej drogi. Nie zrobi tego tylko dlatego, że społeczeństwo boi się okazywać uczucia osobom, które naprawdę ich potrzebują.
Nie wyobrażał sobie, by Joaquín zmienił się od razu. Jednak stawiał pierwsze kroki na ścieżce, która go do tej zmiany prowadziła. Chociaż nadal nie znosił tłumów i tego, że ktokolwiek mógłby go dotknąć, dla Kamila robił wyjątek. To musiało być oznaką, że dzieje się w nim coś nieprawdopodobnego. Kruczowłosy naprawdę wierzył w to, że te negatywne wspomnienia dało się pożegnać w jakiś racjonalny sposób. Musiał je tylko zastąpić samymi dobrymi momentami. Od kiedy Naznaczeni pokonali Perduella, zdał sobie sprawę, że jest człowiekiem potępiającym konflikt. I chociaż nadal chodził w ciemnych ubraniach, nie oznaczało to, że wiecznie się martwi. To jego zachowanie miało świadczyć o tym, kim naprawdę jest.
Kamil nie pomijał tego, co widział – Joaquín czasem zabierał jego bluzy, gdy wychodził na dach obserwować nocne niebo. Wydawało się, że nic sobie z tego nie robił. Nawet tego nie tłumaczył, jakby to było zupełnie naturalnie.
Naprawdę przestał się go bać, nie chciał go unikać. Może podświadomie chciał być blisko.
Ludzkie pojęcie szczęścia często jest ułomne, podburzane emocjami, które po chwili opadają. Jeśli jednak to dobrodziejstwo jest czymś wewnętrznym, będzie trwało dłużej, ponieważ nie pochodzi z tego, lecz duchowego świata. Naznaczeni byli z nim powiązani przez większość czasu, więc dlaczego mieliby o nim zapomnieć?
Kamil nie zastanawiał się nad tym, czy po powrocie z miasta dziadek będzie zdziwiony, że Joaquín zasnął w nieswoim pokoju. Kruczowłosy miał wewnętrzne wrażenie, że Brus by to zrozumiał.
Tak, jak zrozumiał go jeszcze przed narodzinami i wiedział, że należy pozwolić mu żyć. To Brus był dla Kamila i ojcem, i matką. I stanowił najlepszą rodzinę, jaką chłopak mógłby posiadać.
Teraz jej częścią stał się również Joaquín.