Rozdział 31 (Eliasz || Oliver)
Eliasz wyszedł z biblioteki uniwersyteckiej, wcześniej załatwiając wszystkie sprawy. Był starostą swojego roku, miał pewne obowiązki i skutecznie je realizował. Oddał dzisiaj wszystkie wypożyczone książki i podsumował sobie, czego udało mu się nauczyć oraz na czym musi się skupić. Oddał też esej, który miał zdać przed świętami.
Szedł uliczkami miasta, które powoli zamieniały się w czarujące białe alejki otoczone pobłyskującymi dróżkami lampek. Widział ludzi niosących prezenty i cieszył się ich szczęściem. Nie mógł się doczekać wieczorów spędzanych przy kominku z kubkiem grzańca. Odkąd zaczął dogadywać się z rodzicami, miał przeczucie, że jego święta będą wyglądać zupełnie inaczej, niż kiedyś.
Wciąż myślał nad tym, jak bardzo udała się impreza urodzinowa Maksa, która odbyła się już ponad dwa tygodnie temu. Jubilat był naprawdę zaskoczony wszystkim, co go spotkało. Eliasz wcale się temu nie dziwił. Przez to, co ostatnio stało się w jego życiu, mógł nie pamiętać, że egzystencja nie polega tylko na pracy i obowiązkach.
Eliasz bardzo się cieszył, że pozostali mogli poznać Eileen. Ta dziewczyna miała w sobie coś niezwykłego, była kompletnym przeciwieństwem Maksa. Optymistyczna, pełna werwy i niemal zawsze uśmiechnięta. Proteza nie stanowiła dla niej żadnego wyzwania, wręcz przeciwnie – nauczyła ją dostrzegać w ludziach pewne słabości i niedoskonałości, akceptować je oraz te osoby takimi, jakimi są. Podczas wspólnej rozmowy przy stole dziewczyna wypowiadała się na wiele tematów i Eliasz odczuł, że jest naprawdę inteligentna. Zdecydowanie różniła się od Aggie.
Chłopak pokręcił głową. Nie było warto porównywać Eileen do Aggie. To były dwa inne światy.
Evans zatrzymał się pod blokiem Olivera. Po drodze natknął się na dzieciaki pędzące ze swoimi kolegami ze szkoły w stronę opuszczonego toru gokartowego i górki, z której mógłby zjeżdżać na sankach. Chłopak uśmiechnął się i nacisnął na guzik od domofonu. Gdy usłyszał piknięcie, wszedł do budynku, zatrzaskując za sobą drzwi. Wchodząc po schodach, rozejrzał się wokół. Miał wrażenie, że podłogę pokrywa śnieg, ale tutaj prędko by się roztopił, więc... skąd ten biały puch?
– Jak poszły kolokwia? – spytał psycholog, wpuszczając go do mieszkania.
– Wszystkie zdane – odparł Eliasz, wieszając swoją kurtkę w korytarzu. – Hej, co tak pachnie?
– Eee... – zająknął się mężczyzna, pocierając okulary. – Bo właśnie...
– Cześć! Robimy z Olisiem pierniki!
Z kuchni wybiegł Alexis, mając na dłoniach rękawice kuchenne. Eliasz uśmiechnął się na jego widok.
– Uparł się, że jest głodny, zabrał mamie przepis z szafki, przytaszczył wszystkie produkty i... Tak to się zaczęło – wyjaśnił Oliver. – Cóż, poczuj magię świąt? W końcu to już za parę dni.
Eliasz roześmiał się. To, co wcześniej widział na schodach, było mąką.
– Może usiądziesz w salonie, a ja sprzątnę ten bałagan na klatce – skończył mężczyzna, biorąc do ręki mopa.
Chłopak pokręcił głową i wyrwał mu go z ręki.
– Ja to zrobię, a ty pilnuj Alexisa – odparł.
Oliver skinął głową i wszedł do kuchni.
Eliasz ścierał mopem ślady mąki ze schodów, myśląc o tym, co zobaczył.
Oliver po raz kolejny zajmował się tym dzieciakiem. Ciekawe, na ile zdążył się do niego przyzwyczaić. Traktował go jak młodszego brata, a może nawet jak syna. Eliasz zastanawiał się, co takiego drzemało w mężczyźnie, że był tak opiekuńczy względem Alexisa. Czyżby czegoś mu brakowało?
Eliasz pokręcił głową, wchodząc do mieszkania. Oliver nie był zbyt otwarty. Nie mówił o sobie wiele. Nie powiedział nawet o tym, że nie pracuje już w zakładzie karnym. Przedtem praca psychologa więziennego była jego życiem. Eliasz rozumiał to, że budynek powoli się sypał, a że stanowił zabytek, jego przebudowa była zbyt kosztowna. Dlatego też wszyscy pracownicy musieli sobie znaleźć inną pracę. Evans nie dowiedziałby się o tym, gdyby nie to, że któraś z wykładowczyń mówiła o byłych studentach uczelni i wspomniała również o Acrisie.
Blondyn wszedł do mieszkania, zostawiając mopa w łazience. Umył ręce i wszedł do kuchni, widząc jak Alexis dekoruje pierniczki kolorowymi pisakami.
– Zrobić ci kawy? – spytał Oliver, otwierając szafkę.
Eliasz skinął głową.
Chciałby spytać Olivera o tyle rzeczy. Jaka była jego historia, dlaczego się tu znalazł... Miał jednak wrażenie, że nie może poruszać tego tematu przy Alexisie. Swoją drogą, małe szanse, że Oliver powie mu to sam.
W tym momencie Eliasz mógł porównać mężczyznę do Joaquína. Być może dlatego się rozumieli. Acris wiedział, kim był chłopak, kiedy znalazł go na zamku podczas rytuału Perduella. Umiał przemówić mu do rozsądku. Jednak sam był równie skryty. Zastanawiające, że czasem umiemy pomóc innym, ale nie mamy pojęcia, jak pomóc sobie.
Jednak Joaquín nie był już tak butny jak kiedyś. To, czego Eliasz dowiedział się ostatnio na zajęciach, podsumowywało tę sytuację: osoba, która przygarnie nas do społeczeństwa jako pierwsza, jest po stokroć ważniejsza, niż suma następnych osób, które zwróciły na nas uwagę. Zdaje się, że ktoś wiedział już o przeszłości Joaquína. Nie tylko dlatego, że wyczytał to z jego myśli. Chłopak po prostu podzielił się swoją historią, dzięki czemu było mu lżej, nie niósł jej ciężaru na barkach zupełnie sam. A Kamil był na tyle zahartowany, by temu podołać. Eliasz nie musiał czytać w myślach, by wiedzieć, że ci dwaj są dla siebie stworzeni.
Tymczasem z myśli Olivera nie dało się wyczytać niczego. Z jego słów i mimiki również. Dlatego Eliasz miał przed sobą niebywale trudne zadanie. Zastanawiał się, czy mu podoła.
Oliver przyniósł do salonu dwa kubki z kawą i jeden z kakao, a Alexis postawił na stole talerz z ozdobionymi przez siebie pierniczkami.
– Cudowna kolacja – podsumował Oliver, śmiejąc się. Rozczochrał włosy Alexisa.
– Oliś, obiecałeś, że pójdziemy na tor saneczkowy, zanim wrócą rodzice!
– Alexis, teraz muszę pomóc Eliaszowi, w końcu...
– Nie, pójdziemy – przerwał mu chłopak, spoglądając na dzieciaka. – Zanim zrobi się ciemno. Daj nam tylko chwilę odpocząć, okay? No i spróbuj pierników, w końcu sam je robiłeś.
– Oliś mi pomagał – poprawił go chłopiec, szczerząc zęby.
Oliver pokręcił głową z uśmiechem, pijąc kawę.
– I tak czeka cię powtórka materiału – powiedział po chwili, zerkając na Eliasza. Chłopak prychnął pod nosem, wzruszając ramionami.
Kwadrans później wyszli na dwór. Alexis ciągnął za sobą sanki, a Eliasz i Oliver szli za nim, rozmawiając.
– Jak to się stało, że znowu skończyłeś jako niańka?
– Świąteczne zakupy. Mam teraz sporo wolnego, więc się zgodziłem – wyjaśnił Oliver, wkładając ręce do kieszeni płaszcza. – Przynajmniej do przyszłego roku. Później zaczną się wykłady. Będziemy musieli ustalić jakiś grafik.
– Nie będę ci zabierał dużo czasu – odparł Eliasz, patrząc jak Alexis wciąga swoje sanki pod górkę. – Jakie masz plany na święta?
Oliver milczał, wchodząc po schodach prowadzących na szczyt toru saneczkowego. Gdy on i Eliasz zatrzymali się w końcu, poinstruował Alexisa, jak ma zjeżdżać, by nie zrobić sobie krzywdy. Dzieciak nie mógł się doczekać, kiedy poszusuje w dół. Wsiadł na sanki i czekał, aż powoli zaczną się zsuwać. W końcu ruszył.
– Żadne – oznajmił nagle Oliver, odpowiadając na pytanie Eliasza. Wpatrywał się w zimowy widok przed sobą. – Pewnie będę się przygotowywał do seminarium.
– Nie mówisz poważnie? W święta? A co z rodziną, nie masz zamiaru ich odwiedzić?
Mężczyzna pokręcił głową.
– Przez to zamieszanie ze zmianą w pracy nie zdążyłem kupić biletów na samolot. Wszystkie miejsca są już zajęte. Zresztą, to niezły wydatek. Nie na teraz.
Eliasz spojrzał na niego. Oliver stał niewzruszony, obserwując poczynania Alexisa, który właśnie próbował dostać się na górę.
Evans miał wrażenie, że Acris usilnie nie chciał wracać w rodzinne strony. Nie wiedział tylko, co było tego powodem. Miał zamiar porozmawiać ze swoim mentorem i wyperswadować mu, że nie może być przykładem dla innych, samemu mając problem.
Rodzice Alexisa wpadli po niego wieczorem, kiedy chłopiec zasypiał już, będąc zmęczonym po zabawie. Podziękowali Acrisowi i zamknęli za sobą drzwi, zostawiając Eliasza i Olivera samych.
– Chciałeś mnie o coś zapytać – zaczął mężczyzna, odwracając się w stronę Eliasza.
Chłopak wziął do ręki kubek z niedopitą kawą i pokręcił nim, wprawiając resztkę napoju w ruch.
– Dlaczego uciekasz przed rodziną?
Acris spojrzał na niego ze zdziwieniem.
– O co ci chodzi?
– Nie zapomniałeś kupić biletów. Nie chciałeś ich kupować – wyjaśnił Eliasz. – Już od jakiegoś czasu widzę, że jesteś przybity, szczególnie po tej sprawie z Aggie i Maksem. Tylko że on powoli wraca do normalności, a ty... Zdecydowanie sobie z czymś nie radzisz. I mam wrażenie, że ta sprawa dotyczy nie tylko twojej rodziny. A może właśnie jej i... kogoś jeszcze.
Oliver poprawił okulary, gniewnie marszcząc brwi.
– Wydaje mi się, że chcesz się ze mną zamienić miejscami. Może faktycznie nie potrzebujesz już mojej pomocy, jednak to nie sprawia, że możesz mnie wypytywać o życie prywatne.
– Bo nie mogę zrozumieć, dlaczego dusisz to w sobie! – Eliasz podniósł głos. – To nie jest tak, że bawię się we Freuda, ale ty naprawdę się z czymś męczysz. Nie jestem w stanie się uczyć, widząc, że nie mogę pomóc osobie, która pomaga mi.
– Eliasz – westchnął Oliver, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Przestań się tym zadręczać. To nie jest twoja sprawa. Im szybciej to zostawisz, tym lepiej.
– Nie wytrzymam. Kamil był tak samo uparty, kiedy próbowałem mu powiedzieć, że coś jest nie tak. Dlaczego nie chcesz rozwiązać problemów, skoro wiesz, że istnieją?
– Bo to nie jest ani czas, ani miejsce, by grzebać w przeszłości – odparł chłodno Oliver, otwierając okno. Do pomieszczenia wtargnęło zimne powietrze, sprawiając, że wzdrygnął się lekko.
– Chcesz być psychologiem? Dam ci wskazówkę – kontynuował. – Nie uda ci się pomóc wszystkim ludziom, nie będziesz zbawicielem świata. Czasem będziesz patrzył, jak męczą się z własnym problemem, chociaż rozwiązanie stoi tuż obok. Będziesz widział, jak szybko się poddają, chociaż wcześniej przekonywałeś ich, że dadzą sobie radę. Będziesz próbował przemówić im do rozsądku, ale oni i tak zrobią swoje. A na koniec przekonają się, że nie są nic warci i zrezygnują ze wszystkiego, co kiedykolwiek zbudowali.
Oliver odwrócił się w stronę Eliasza.
– Teraz rozumiesz?
Chłopak wstał od stołu i zabrał wszystkie swoje rzeczy.
– Rozumiem. Jasne. Ale wiesz co? Powtarzasz się – odparł Eliasz, ubierając kurtkę. – Jeśli nadal chcesz siedzieć w tym bagnie, powodzenia. Ja próbowałem. Na razie.
Evans wyszedł z mieszkania mężczyzny, zamykając za sobą drzwi.
Oliver usiadł na kanapie, ukrywając twarz w dłoniach.
Kretynie, sam wchodzisz w te ruchome piaski. Ten chłopak ma rację. Problemy ludzi biorą się stąd, że nie rozmawiają ze sobą.
Podniósł głowę, słysząc dźwięk przychodzącego smsa.
Jeśli zmienisz zdanie, odezwij się.
Oliver zamyślił się. Po chwili usiadł na kanapie i wziął laptopa w dłoń, otwierając pocztę.
To będzie długi mail.
* * *
Około północy Eliasz usłyszał ciche piknięcie. Podniósł głowę, sięgając po swój telefon.
Mail. Chłopak otworzył go, chcąc wczytać się w zawartość.
– A jednak – powiedział, widząc adres nadawcy.
Wziął do ręki laptopa, chcąc dokładniej przejrzeć zawartość wiadomości.
Oliver postanowił podzielić się z nim pewną historią.
Dzieciństwo spędził w małej wiosce położonej na północy Włoch. Wyjechał stamtąd przed dwudziestką, dostając się na studia psychologiczne na jednej z bardziej prestiżowych uczelni. Gdy się wykształcił, od razu znalazł pracę, między innymi dlatego, że znał kilka języków. Auditum i jego okolice kojarzyły mu się z domem, ze względu na tereny naszpikowane przeróżnymi wzniesieniami i zielenią.
Eliasz spojrzał na zdjęcia, które były dołączone do wiadomości. Wśród nich znajdowało się to, na którym uwieczniono rodziców Olivera. Wydawało się, że komplenie nie jest do nich podobny. Byli bardzo poważni, szczególnie matka. Szczupła, jeszcze poważniej wyglądała z papierosem. Ojciec Olivera był bardzo wysoki, lecz również barczysty. Wyglądał tak, jakby całe swoje życie spędził na roli. Oliver wyjaśnił też, że nie każdy Włoch ma czarne oczy i ciemną karnację, w niektórych okolicach utarło się powiedzenie: "Najlepsza rzecz, jaka może się przytrafić rodzicom to blond dziecko". Acrisowie mieszkali na południu Włoch, gdzie panował chłodniejszy klimat niż na południu, gdzie większość obywateli jest ciemnej karnacji.
Zdjęcie niżej pokazywało całą rodzinę Acrisów. Eliasz podejrzewał, że było to kuzynostwo, ponieważ Oliver nigdy nie wspominał o rodzeństwie.
Następne zdjęcie przedstawiało uśmiechniętą dziewczynę z bukietem kwiatów w dłoniach. Otrzymywała jakieś gratulacje od grupki osób stojących wokół niej. Eliasz przyjrzał się jej uważnie. Była bardzo ładna. Miała prawdziwą, włoską urodę, niczym młoda Monica Bellucci.
Podpis pod zdjęciem głosił:
To Emma Alessio. Poznaliśmy się, kiedy zacząłem studiować. W murach mojej uczelni zjawiła się wraz z wymianą studencką. Studiowała kulturoznawstwo i udzielała korepetycji z włoskiego. Trafiłem na nią w bibliotece i... Okazało się, że oboje wyjechaliśmy, zostawiając Włochy za sobą. Ona pochodziła z Otranto, ja z Taipany.
Eliasz uśmiechnął się pod nosem. Biblioteki łączą ludzi, zupełnie jak Sala Światła.
Czytał dalej.
Ona udzielała korepetycji z włoskiego, ja natomiast brałem udział w badaniach i projektach edukacyjnych. Mimo wielu zajęć, spędzaliśmy ze sobą tyle czasu, że w końcu zaczęliśmy się spotykać. Emma miała oczywiście jeszcze jedną pasję, mianowicie: modę. Dlatego też, sam rozumiesz, ciężko było ją przekonać do jakiegoś rozsądnego zachowania, gdy pojawiała się wśród wystaw sklepowych.
Jednak to mi nie przeszkadzało. Być może dlatego, że zajmowała mnie tylko Emma.
Przyjęła moje zaręczyny. Nasze rodziny poznały się, przyszli (i niedoszli) teściowie zaczęli się dogadywać. Wszystko było już ustalone, nasze rodziny wiedziały o planach dotyczących ślubu.
W pewnym momencie Emma się ode mnie oddaliła. Mówiła, że to natłok zajęć zaczął ją przytłaczać. Miała wiele pasji, pragnęła tyle osiągnąć. Chciałem jej pomóc ze wszystkich sił, jednak ona nie chciała tej pomocy przyjąć. Wkrótce zerwała zaręczyny, mówiąc, że nie widzi sensu w naszym związku, że jest dla mnie ciężarem, a nawet... Przynosi mi pecha. Postanowiła wrócić do rodzinnej miejscowości i odciąć się od wszystkiego, co miało związek ze studiami. Łącznie ze mną.
Próbowałem jej przemówić do rozsądku, pisałem, dzwoniłem, ale nie odtrzymałem żadnej odpowiedzi. W oczach moich rodziców byłem skreślony. Sądzili, że to moja wina. Przestaliśmy się dogadywać.
Nie wiem, ile maili zdążyłem napisać, ile razy próbowałem się spotkać. Emma nie odezwała się do mnie już nigdy więcej.
Eliasz przestał czytać, chcąc odpocząć od natłoku myśli. Przez jego głowę przemykało wiele idei, jednak żadna z nich nie mogła wytłumaczyć zachowania Emmy. Być może było coś, o czym nie wiedział?
Zastanawiałeś się, czy sytuacja z Aggie i Maksem tak mnie przejęła. Myślę, że to samo wydarzyło się pomiędzy mną a Emmą. Byłem z nią, lecz wcale jej nie poznałem. Nie miałem pojęcia, kim jest. Wad doszukiwałem się tylko w sobie, ponieważ w ten sposób patrzyli na mnie rodzice. Dopiero kończąc studia stałem się świadomy swoich zalet i tego, kim jestem oraz... Co mogło spotkać Emmę. Wtedy byłem zbyt młody, zbyt niedoświadczony, by jej pomóc. Nie byłem w stanie.
Nie poruszajmy więcej tej sprawy. Usuń tego maila, gdy tylko go przeczytasz.
Eliasz pokręcił głową ze smutkiem. To przykre, kiedy nastawiamy się na coś i tracimy to nagle, bez ostrzeżenia, chociaż byliśmy tak blisko. Gdybyśmy niczego nie oczekiwali, byłoby nam łatwiej. Jednak trudno jest żyć bez schematów. To one pomagają nam porządkować świat, ponieważ człowiek z reguły jest skąpcem poznawczym, chce jak najszybciej poznać odpowiedzi na pytania.
Jednak na niektóre z nich nie da się odpowiedzieć jasno i klarownie. Niektóre na zawsze pozostaną bez odpowiedzi.
Eliasz po raz ostatni spojrzał na zdjęcie Olivera i Emmy leżących razem w trawie, po czym usunął wiadomość.