Rozdział 39 (Eliasz || Oliver)


Eliasz ubrał swoją białą koszulę i zapiął mankiety. Spojrzał w lustro, zerkając na spodnie od ciemnego garnituru. Wciąż nie mógł się przyzwyczaić do tego wizerunku. Wiedział, jak ubierają się i czego chcą jego rodzice – elegancji, galanterii i zachowania, które nie obędzie się bez podstawowych zasad savoir vivre. Jednak on od zawsze żył w innym świecie – nie wymagał elegancji od nikogo. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinno się zmuszać ludzi do konkretnego zachowania czy ubioru, inaczej odbierało się im wolność. Poza tym, co innego praca, co innego studia, a co innego dom. Źle czuł się z tym, że nawet we własnym mieszkaniu nie może czuć się swobodnie, nawet towarzystwo bliskich mu ludzi nie mogło tego zmienić. Mowa oczywiście o rodzicach. 

W relacjach między rodzicami a dzieckiem często dochodziło do matematycznych pomyłek, w których jeden plus jeden równało się trzy. Matka i ojciec często uważają, że dziecko musi być ich lustrzanym odbiciem. Wychowują je wedle swoich zasad, więc spodziewają się, że dziecko również się do nich zastosuje, nawet po tym, jak stanie się dorosłe. Gdy okazuje się, że pierworodny podejmuje zupełnie inną decyzję, niż początkowo planowali, rodzice mogą podjąć wiele działań zaradczych, by poradzić sobie z emocjonalnym wstrząsem. Jedną z nich jest akceptacja dziecka takim, jakim ono jest, wspieranie go i dążenie do tego, by szczęściło mu się w życiu. Drugą, najgorszą i, niestety, najczęstszą opcją wybieraną przez ludzi zatwardziałych i egoistycznych, jest odrzucenie własnego dziecka. Często dochodzi do prób zmiany go na siłę, zastraszania czy nawet bicia. Ludzie boją się komentarzy innych, boją się tego, jak mogą być postrzegani przez społeczeństwo, które nie znosi rzeczy obcych. 

Z tego powodu Eliasza nie dziwiło, że młody Oliver uciekł od rodziców, zamiast zmierzyć się z rozgardiaszem, jaki zostawiła po sobie Emma. Chciał żyć swoim życiem, a nie chodzić jak w zegarku, w zależności od tego, jak matka czy ojciec by go nakręcili. 

Być może mężczyzna nie miał wyjścia. Eliasz nigdy nie widział jego rodziców na żywo, ale podejrzewał, że są bardzo konserwatywni. Dlatego Oliver spakował swoje manatki i wyruszył w samotną podróż, by ułożyć sobie życie i spróbować zapomnieć o przykrej przeszłości. 

Eliasz wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Matka właśnie wyjrzała z kuchni i powiedziała mu, by poszedł otworzyć gościowi. Eliasz zerknął na nią. Zimne, jasne włosy sięgały jej do ramion. Miała na sobie błyszczącą białą sukienkę do kolan. Ubrała kolię, którą tak bardzo lubiła. Chłopak wiedział już, co robić. 

Podszedł do drzwi i przekręcił klucz w zamku. Uśmiechnął się, widząc Olivera. Wpuścił go do środka. Mężczyzna powiesił swój płaszcz na wieszaku. 

– Ty musisz być Oliver! – zawołał Corey, wychodząc z gabinetu. Jak zwykle miał na sobie garnitur. Przyszedł przywitać się z Acrisem, podając mu dłoń. Mężczyzna uśmiechnął się, odpowiadając na ten gest. 

– Dziękuję za zaproszenie, panie Evans. 

– Drobnostka. Chciałem poznać mentora mojego syna, najlepszego studenta na swoim roku, o ile nie uczelni – powiedział Corey, podwijając mankiety koszuli. – No, zapraszam do salonu. 

Eliasz dźgnął Olivera palcem, ponieważ mężczyzna stał przez chwilę w bezruchu. Psycholog poprawił okulary i zerknął na chłopaka, gestykulując. Zdaje się, że chciał wiedzieć, czy może już zniknąć z powierzchni ziemi. Eliasz zacisnął usta i pokręcił głową, jakby chciał go przekonać, że wszystko będzie dobrze. 

Oliver poszedł przywitać się z Robyn, a Eliasz wziął prezenty i zaniósł je do salonu. Wino położył na środku stołu. Oparł dłonie na biodrach i spojrzał na błyszczącą światełkami choinkę stojącą w rogu. Z racji rozmiarów salonu, było to niezwykle pokaźne drzewo. Jego przystrajaniem zajęła się ta sama dekoratorka wynajęta przez matkę, jak co roku. W kącie stał zestaw stereo, w którym wygrywały jakieś świąteczne piosenki. Nie były to jednak utwory, jakie chłopak usłyszałby u Danileckich czy chociażby w radiu. Eliasz miał wrażenie, że każdy jego rok z rodzicami wyglądał tak samo. Liczył na to, że teraz coś się zmieni. 

Odwrócił głowę, słysząc, jak pozostali wchodzą do salonu. 

Evansowie usiedli na swoich miejscach, patrząc na podarki. Corey postanowił nie czekać i nalał wszystkim po lampce wina. 

– Oliver, opowiesz nam o sobie co nieco? – spytała Robyn, wpatrując się w Acrisa. 

– Nie bardzo wiem, od czego zacząć – odparł Oliver. Eliasz zerknął na niego, zastanawiając się, czy rodzice przypadkiem nie zadadzą pytania, które dotyczyłoby prywatnego życia psychologa. 

– Co możesz mi powiedzieć o twoim podejściu do biznesu? Tak wiesz, psychologicznie? Słyszałem od syna, że będziesz prowadził jakieś seminaria. 

Eliasz mógł odetchnąć z ulgą. Na szczęście jego ojca nie obchodziło dziś życie uczuciowe ludzi, zatem Oliver mógł podzielić się wiedzą, jaką naprawdę chciał przekazać. 

Kolacja była niezwykle udana. Corey naprawdę się rozgadał, chociaż dotychczas jego wypowiedzi były dość lakonicznie. Ulubione wino potrafiło go jednak zachęcić ludzi do rozmowy z gośćmi. Poza tym, dania przygotowane przez Robyn smakowały tak, jakby zamówiono je z jakiejś pięciogwiazdkowej restauracji, a Eliasz dobrze wiedział, że to nieprawda – matka naprawdę się starała, siedząc w kuchni od rana. Fakt faktem, nie była jedyną kucharką, miała pomoc domową, która w tej chwili również spędzała czas z rodziną.

– Jesteśmy naprawdę wdzięczni, że zgodziłeś się być tutorem Eliasza – oznajmił Corey. – Niedobrze byłoby dla takiego potencjału, gdyby się marnował. 

– Właśnie… – podsumowała Robyn, zerkając na męża. – Powiedz mi, Oliver… Tak z czystej ciekawości… Dlaczego taki przystojny mężczyzna jak ty nadal mieszka sam? Spodziewałam się, że dzisiejszy dzień będziesz spędzał z rodziną. 

Eliasz obawiał się, że rozmowa prędzej czy później zejdzie na takie tory. Zmierzył matkę chłodnym spojrzeniem, jednak było już za późno. 

– Cóż… Jakby to powiedzieć… – zaczął Oliver. 

Przerwał mu dźwięk tnącej się płyty, chociaż w tle nadal słychać było nadęty głos jakiejś śpiewaczki operowej. 

– Co się dzieje z tym sprzętem? – rzucił Corey, kładąc dwie dłonie na blacie stołu. 

– Ja i Oliver to sprawdzimy – powiedział nagle Eliasz, wstając od stołu. – Ostatnio w sali zajęć działo się to samo. 

Podeszli do wieży stojącej w rogu salonu. 

– Och, zapomniałam o ciastach! Corey, pomożesz mi? 

– Oczywiście, skarbie. 

Eliasz i Oliver spojrzeli na Evansów, którzy zniknęli w kuchni. 



– Przecież wszystko jest w porządku – oznajmił Acris, wpatrując się w sprzęt. 

Eliasz pomachał mu pilotem od zestawu przed nosem, udowadniając tym samym, że to on był pomysłodawcą zdartej płyty. 

– Musiałem coś zrobić, żeby odciągnąć moją matkę od tego tematu. Przepraszam, wiesz jaka jest. 

– Niestety – odparł Oliver, jednak uśmiechnął się lekko. – Dzięki, Eli. 

Mężczyzna wiedział, że Eliasz usunął maila, jakiego od niego dostał. Cieszył się, że potrafił dotrzymać słowa. Zresztą, nigdy w to nie wątpił. 

Gdy Robyn i Corey wrócili do salonu, kobieta nie pytała o to, co wcześniej. Zdaje się, że gromiące spojrzenie Eliasza poskutkowało. 

Wszyscy siedzieli w salonie do późnego wieczora, rozmawiając. 

Kiedy Oliver postanowił wreszcie opuścić posiadłość Evansów, była już jedenasta wieczorem. Podziękował za zaproszenie i miło spędzony czas, po czym wyszedł z domu. Eliasz postanowił, że odprowadzi go do bramy. 

– Teraz już wiesz, z czym muszę mierzyć się na codzień – powiedział, narzucając na siebie bluzę. 

– Tak... Mimo wszystko cieszę się, że wpadłeś na taki pomysł – odparł Oliver, zatrzymując się przy furtce. – Eli, posłuchaj. Wiesz, nie chciałem ci mówić o tym, co kiedyś się wydarzyło, ale... Dziękuję, że mnie wysłuchałeś. 

– Od tego są psycholodzy, prawda? I przyjaciele. 

Oliver poprawił okulary. Skinął głową z uśmiechem. 

– Do zobaczenia po świętach. Bierz się za naukę, sesja idzie. Sprawdzę, czy wkułeś na pamięć wszystkie podręczniki, tak jak twierdzi twój ojciec. 

Eliasz roześmiał się głośno, po czym obrócił się na pięcie i skierował swoje kroki w stronę domu. 

Oliver uśmiechnął się, widząc jak chłopak wchodzi do mieszkania. 

Będzie z niego dobry psycholog, bo przyjacielem już jest.