Rozdział 46 (Maks)
Od ponad dwóch tygodni Maks cieszył się, że nareszcie wrócił do domu. Teraz znowu zajmował się pracą, poza tym – czekały go kolokwia i egzaminy. Część z nich zdał wcześniej, ponieważ dogadał się w wykładowcami, którzy byli na tyle mili, by wcześniej dopuścić go do zaliczenia. Dzięki temu chłopak mógł w spokoju zająć się nauką i pracą jednocześnie. Niestety, wiązało się to z jednym nieznośnym faktem – z Eileen widzieli się tylko rano lub wieczorem, kiedy byli wystarczająco wykończeni, by zamienić ze sobą trzy zdania i szykować się na następny dzień.
Maks wciąż cieszył się z faktu, że Fintanowie go zaakceptowali. Przez kilka ostatnich wolnych dni świątecznych ferii on i Eileen spędzili ze sobą sporo czasu, jednak towarzyszyła im cała rodzinka dziewczyny, więc czuli się dość ściśnięci. Poza tym, zarówno on jak i Eileen byli wiecznie do czegoś potrzebni. Ze względu na swoje umiejętności, Maks zajmował się wszystkimi technicznymi sprawami w gospodarstwie, czasem robił za doradcę Teda, zaś Eileen pomagała matce i siostrze w kuchni. Dziewczyna jednak czerpała przyjemność z takiej pomocy, gdyż dzięki temu mogła nabyć dodatkowych umiejętności i przygotowywać się do zawodu cukiernika, w którym na pewno świetnie sobie poradzi – tego Maks był całkowicie pewien. Eileen miała bowiem marzenie – chciałaby kiedyś posiadać własną cukiernię lub zająć się wypiekiem specjalnych artystycznych tortów na rozmaite okazje. Miała masę niezwykłych pomysłów, nie sposób było ich zrealizować w jeden dzień, jednak dziewczyna szła w zaparte. Wszystko notowała, wciąż udoskonalała poznane przepisy i bardzo lubiła eksperymentować. Mnóstwo czasu spędzała z Tashą, która znała się na biznesie, jakim była kawiarnia i naprawdę wiedzała, jak porwać za sobą klientów. Eileen wiele razy mówiła, że wiele się od niej nauczyła.
Maks właśnie siedział w gabinecie panny Miles, rozmawiając z nią o ostatnich projektach, w jakie włączyli się wszyscy pracownicy. Panna Miles niezwykle poważnie traktowała zamówienia klientów, ponieważ oprócz firmy infobrokerskiej postanowiła zainwestować w inną, mniejszą działalność usługową – było to połączenie wszelkich usług elektronicznych – projektowanie stron internetowych, pomoc w projektach graficznych i wiele innych. Szefowa znalazła nowe osoby, zaś Maks sprawdzał ich kompetencje względem obsługi przeróżnych programów. Chociaż, jak twierdziła panna Miles, żadna z osób nie dorównywała Kaiserowi, on jednak nie mógł się rozdwoić. Dlatego też musiał wybrać najbardziej rzetelne osoby.
– Osobiście uważam, że każde curriculum vitae mówi to samo, tylko innym językiem. A ja nie mam zamiaru inwestować w kogoś, kto nie ma pojęcia, jak włączyć komputer – oznajmiła panna Miles.
– Co pani powie na okres próbny? Można sprawdzić, na ile te dokumenty potwierdzają o faktycznych umiejętnościach danego pracownika – odparł Maks, przyglądając się papierom. – W takim razie ty przeprowadzisz rozmowy kwalifikacyjne.
– Ja? – powtórzył za nią Maks. – Cieszę się, że ma pani do mnie takie zaufanie, ale nie sądzę, żebym był dobrym obserwatorem a tym bardziej sędzią…
– Ech, Maks, na pewno sobie poradzisz. Nie bez powodu cie tutaj przyjęłam! – odparła z uśmiechem kobieta, klepiąc go po ramieniu. – Ocenisz ich i powiesz mi, który z kandydatów według ciebie najlepiej pasuje do profilu naszej firmy. Pamiętaj, że do ksero także kogoś potrzebujemy, a tutaj tylko podstawowe umiejętności odgrywają główną rolę.
Maks przyjrzał się dokumentom po raz ostatni, po czym skinął głową, zgadzając się na propozycję panny Miles.
– Postanowione. Spotkasz się z nimi i wybierzesz tych, których umiejętności sprawdzimy w praktyce. Tymczasem do pracy. Koniec posiedzenia.
Kobieta obróciła fotel w stronę okna, z którego rozpościerał się widok na całe Auditum.
Maks wyszedł z jej gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Idąc korytarzem do własnego pokoju, zachwycał się tym, jak poszczęściło mu się z pracą. Nie obowiązywał go żaden dress code, chociaż tego nie robił, to jak zarządca jednego z portali społecznościowych mógłby przyjść do pracy w dresie i klapkach. Poza tym, panna Miles była wymagającą, jednak miłą osobą i nigdy nie miała do niego pretensji, jeśli chodziło o wykonywanie obowiązków. Tylko parę razy powiedziała mu, by przestał być taki rozkojarzony. Nie powiedział jej wtedy, że ma dziewczynę, ale zapewne się domyśliła. Wiele razy bowiem zagadywała do niego, by kogoś sobie znalazł i przestał być taki zamknięty w sobie. Cóż, całkowicie się nie zmienił, jednak miał w sobie więcej energii, odkąd na jego drodze stanęła Eileen. Wydawało się, że nawet jego stan zdrowia się polepszył.
Obiecał jej, że dzisiaj wcześniej wyrwie się z pracy, żeby towarzyszyć swojej dziewczynie w drodze do domu, jednak wyglądało na to, że przez spotkanie z panną Miles nie będzie w stanie tego zrobić. Gdy chciał o tym napisać, dostał wiadomość, że Tasha nie radzi sobie z nadmiarem klientów zakochanych w najnowszym cieście i Eileen musi zostać z nią do późnego wieczora, by w spokoju sprzątnęli lokal. Maks odetchnął z ulgą. Dzięki temu i tak tam wpadnie.
Nad dokumentami siedział dość długo, kończąc ostatni raport. Ostatnio częściej tarł swoje oczy i zastanawiał się, czy nie będzie potrzebował specjalnych okularów do pracy przy komputerze. Chociaż z jego wzrokiem nic się nie działo, wolał nie ryzykować jego utratą w przyszłości. Powinien się nad tym zastanowić, tym bardziej że spędzał przed ekranem niemal cały dzień.
Gdy na dworze pojawiły się pierwsze przebłyski miejskich latarni, Maks wyłączył system i zamknął swój pokój. Narzucił na siebie kurtkę i zszedł po schodach, mijając po drodze pannę Miles. Rozmawiała przez telefon, więc po prostu skinął jej głową i wyszedł z biura.
Śnieg powoli topniał, chociaż nadal pokrywał zmarznięte pobocza. Była to jednak tak cienka warstwa białego puchu, że znikała pod butami przechodniów, odsłaniając przed nimi brukową kostkę chodników. Chłód nie ustępował i zdaje się, że jeszcze długo potowarzyszy ludziom, gdyż zbliżał się luty. Jak wiadomo, w tej części świata zima, słoty i ulewy były dość upierdliwe. Maks jednak zdążył się do tego przyzwyczaić. Ciężko byłoby mu żyć w cieplejszych krajach, gdzie temperatury latem sięgały czterdziestu stopni i ludzie niemal topili się w swoim pocie. Poza tym, znał wszystkie pory roku, a to było najbardziej fascynujące – obserwowanie, jak świat zmienia się co jakiś czas, by znów zatoczyć krąg w naturze.
Maks otrzepał buty przed wejściem do Éclaircie, ponieważ przez szybę widział, że Eileen wciąż męczy się z mokrą od śniegu i brudną od błota podłogą. Gdy zadzwonił dzwonek wiszący nad drzwiami, jego szanse na zrobienie jej niespodzianki zmalały. Od razu odwróciła głowę, uśmiechając się do niego. Dopiero niedawno zauważył, że w uśmiechu, który kierowała do niego było coś więcej, coś, czego Eileen nigdy nie dawała innym ludziom, rozmawiając z nimi – uczucie.
Podszedł do niej i pocałował ją.
– Pomóc ci w czymś?
– Już kończę, tylko czekam na… – Urwała, słysząc trzask u góry schodów. Spojrzała na Maksa, po czym oboje pobiegli na górę, gdzie znajdowała się kolejna kondygnacja kawiarni, którą właśnie remontowano, by doprowadzić ją do stanu używalności.
– Wszystko w porządku? – spytali jednogłośnie, widząc jak Tasha zbiera z podłogi książki, które wypadły jej z rozerwanego kartonu.
– Tak, spokojnie – odparła kobieta, kładąc woluminy na taborecie. – Tektura nie wytrzymała. Eileen, skończyłaś już myć podłogę?
– Jasne, za moment poukładam krzesła.
Tasha skinęła głową i poprosiła ją, by pomogła przełożyć książki na półkę.
Maks rozejrzał się wokół. Tasha doszła do wniosku, że zamieni strych na kolejne przytulne pomieszczenie, w którym klienci będą mogli oddać się swoim pasjom – kosztowaniu kultury, literatury i najlepszych w okolicy ciast.
Gdy Tasha i Eileen skończyły wykładać książki, Maks pomógł przenosić na miejsce stoliki, które dotychczas stały w schowku.
– Wiecie, o czym pomyślałam? – powiedziała nagle Tasha. – A gdybyśmy któregoś dnia urządzili tutaj jakiś wieczorek poetycki albo mały koncert? Myślę, że sala na dole idealnie nadałaby się do tego celu.
– Brzmi wspaniale! – uradowała się Eileen, zaciskając pięści z emocji. – To byłaby świetna promocja dla moich ulubionych naleśników.
Maks skinął głową, zgadzając się z nią. Auditum słynęło z akacji, które swoim pięknem i aromatem naprawdę potrafiły przyciągnąć do miasta wielu turystów, nie licząc oczywiście zabytkowych budowli i wielu artystycznych przedsięwzięć. Nic dziwnego, że Tasha chciała do tego dołączyć.
– Dobrze, na dziś chyba wystarczy – oznajmiła w końcu. – Pora udać się do domu i odpocząć.
Zeszła po schodach razem z Eileen i Maksem, zamykając kasę. Pozostali zajęli się krzesłami, ustawiając je obok stolików.
Gdy wszyscy skończyli pracę, Tasha pożegnała się z Eileen i Maksem, po czym ruszyła w stronę centrum.
– Mieszka gdzieś niedaleko? – spytał chłopak, widząc jak skręca w stronę osiedla pełnego starych kamienic. – Nigdy nie widziałem, by wsiadała w jakiś samochód.
– Tasha powiedziała mi kiedyś, że woli naturalny sposób podróży, bo on nigdy nie zawodzi. Cokolwiek miała na myśli – odparła Eileen, szukając rękawiczek. – Niech to, wiedziałam, że czegoś zapomniałam. No cóż, najwyżej palce też mi amputują – zaśmiała się.
Maks pokręcił głową. Oddał jej swoje rękawiczki. Miała delikatne dłonie, które nie zasługiwały na zetknięcie się z chłodem zimowego wieczoru.
– A co z tobą?
– Moje palce są wystarczająco rozgrzane po całodniowym klikaniu w klawiaturę.
Eileen zastanawiała się przez chwilę, po czym oddała mu jedną rękawiczkę. Maks początkowo nie wiedział, co z nią zrobić, jednak ponaglany założył ją na jedną dłoń, podobnie jak Eileen. Dziewczyna skinęła głową i złapała go za tę dłoń, na której nie miał rękawiczki.
– Teraz jest sprawiedliwie – powiedziała z uśmiechem. Maks odwzajemnił ten uśmiech, nie mając pojęcia, skąd ten pomysł. Nie protestował jednak, ponieważ bardzo mu się on spodobał.
Wracali do domu, obserwując po drodze lekko prószący śnieg. Od jakiegoś czasu Maks nie musiał się martwić, że zachoruje. Eileen podarowała mu na święta własnoręcznie wydzierganą czapkę i szalik. Ostatnimi czasy wciąż zajmowali się jakimiś prezentami. Niedawno Kamil obchodził swoje urodziny, a jako że Maks i Eileen siedzieli u rodziców dziewczyny, nie mogli wrócić do Auditum, więc wysłali mu paczkę. Poza tym, Kamil miał odwieźć dziadka do sanatorium, pewnie i tak nie miałby czasu na imprezy. Na pewno będą mieli jeszcze okazję razem świętować – paczka doszła na czas, a jubilat był z niej bardzo zadowolony, ponieważ Maks i Eileen dostali wiadomość z podziękowaniem.
Weszli do domu, zdjęli buty i kurtki, po czym udali się do kuchni, by napić się czegoś gorącego. Eileen poszła nakarmić Liama, zaś Maks wstawił wodę na herbatę.
Zabawne, że wszystko potoczyło się w ten sposób. Mieszkał z Eileen o wiele wcześniej, niż się w niej zakochał, chociaż u niej było zupełnie odwrotnie. Eileen nie była jednak osobą walczącą na siłę o to, by ją zauważyć. Być może właśnie dlatego zdobyła jego serce – ponieważ Maks niczego się po niej nie spodziewał. Ich relacje zmieniły się po tym sylwestrowym wyznaniu, to oczywiste. Jednak nadal mogli swobodnie ze sobą rozmawiać. Teraz było jeszcze lepiej, ponieważ wiedzieli o sobie więcej.
Maks przyrzekł sobie, że przeszłość dotyczącą Naznaczonych zostawi za sobą. Do tej przeszłości należała też Aggie. Chociaż mógłby jakoś wytłumaczyć posiadanie dwupokojowego mieszkania, to jednak nie chciał oszukiwać Eileen. Gdy któregoś dnia rozmawiali o rodzinie, chłopak powiedział to, co było prawdą – Aggie była jego przyszywaną siostrą. Nie kłamał, do niczego między nimi nie doszło. Teraz, gdy o tym myślał, cieszył się z takiego stanu rzeczy. Dzięki temu mógł całkowicie poświęcić się Eileen. I wiele otrzymywał w zamian, chociaż niczego nie oczekiwał. Dlatego też tak dobrze się przy niej czuł.
Siedzieli razem do późna, rozmawiając o tym, co ostatnio działo się w ich życiu. Maks nie zamieniłby tych rozmów na nic innego, widząc Eileen tak blisko siebie. Odnalazł szczęście, o którym mówiła Tasha.
Niebawem doszedł do wniosku, że tak naprawdę nie musiał niczego szukać. Kiedy przypominał sobie o pierwszym spotkaniu z Eileen, wiedział już, że to szczęście znalazło jego.