Rozdział 48 (Maks)


Minęło kilka tygodni od ostatnich podrygów śnieżnej zimy. Jeszcze trochę, a parki powoli zapełnią się cudownymi kolorami wiosny, która według kalendarza celtyckiego przypadała na pierwszy dzień lutego. Dni były wyjątkowo deszczowe, mieszkańcy Auditum nie wychodzili z domów bez parasola czy płaszcza, ponieważ non stop zaskakiwały ich krótkie, aczkolwiek uporczywe mżawki i powiewy silnego wiatru. W parkach pojawiły się już przebłyski żonkili ozdabiających okoliczne rabaty, czy koniczyny, która powoli wyłaniała się pośród traw. 

Liam był wyjątkowo zniecierpliwiony, pewnie wyczuwał, że zbliża się wyjątkowa pora i należy budzić swoją właścicielkę. Eileen nie mogła spać przez ostatnie noce, ponieważ królik zachowywał się irracjonalnie, jakby chciał wyjść na zewnątrz, by złapać oddech na świeżym wiosennym powietrzu. Dziewczyna uznała więc, że futrzak na jakiś czas powinien wrócić na teren gospodarstwa Fintanów, by ona i Maks mogli odetchnąć i nie słyszeć szelestu siana oraz stukania łapkami o klatkę w czasie swoich egzaminów. 

Maks był już po rozmowie z kandydatami wyznaczonymi na określone stanowiska w firmie panny Miles. Siedział w jej gabinecie, przedstawiając dobre i słabe strony każdego z aplikantów. Kobieta przyglądała się notatkom poczynionym przez chłopaka, sącząc poranną kawę ze swojej filiżanki. 

– Myślisz, że nasz pierwszy pretendent się nada? 

– Przejrzałem jego CV. Jest dobry w tym, co robi. Muszę jednak przyznać, że ciężko mi się z nim rozmawiało, bo nie sądził, że jestem odpowiedzialny za rozmowę kwalifikacyjną. 

– Na jego miejscu też bym tak myślała – zaśmiała się panna Miles, sięgając po kawałek ciastka czekoladowego z Éclaircie. – W końcu nie spotyka się tak młodych ludzi w naszym biznesie, którzy wiedzą więcej niż wykwalifikowany pracownik sklepu informatycznego. 

Maks uśmiechnął się nieznacznie. Jego umiejętności wiązały się raczej z możliwościami, jakie dało mu środowisko, w którym się kiedyś znajdował. Na szczęście nie musiał do nich wracać nigdy więcej. Przynajmniej taką miał nadzieję. 

– Ta dziewczyna, która przyszła jako ostatnia – kontynuował, pokazując na zdjęcie kandydatki – dobrze orientowała się w sprawach technicznych. Myślę, że to ona powinna dostać pracę przy ksero. Oczywiście nie chcę się rządzić, panno Miles, jednak… 

– Maks, spokojnie, przecież to nie ja z nimi siedziałam – uspokoiła go kobieta, z uśmiechem machając dłonią. – Przemyślę to jeszcze i powiadomię cię o ostatecznej decyzji, ich również. Być może będziesz do nich dzwonił. To tyle na dziś, możesz iść. 

Maks wyszedł z biura szefowej, kierując się w stronę swojego gabinetu. 

Zastanawiał się, jak radzi sobie Eileen. Dzisiaj rano powinna mieć jakiś egzamin praktyczny z dekorowania ciast. Oby dała sobie radę, ponieważ tylko w ten sposób mogła zdobyć upragniony certyfikat i zacząć spełniać swoje marzenia o zostaniu cukiernikiem. Dziewczyna naprawdę miała talent, jeśli chodzi o ozdabianie różnych wypieków, o których mówiło się, że można je jeść oczyma i nigdy nie miało się dość. Maks musiał przyznać, że praca w Éclaircie była doskonałym pomysłem, ponieważ Tasha dobrze wiedziała, czego potrzebują konsumenci. Niedawno zakończyła remont górnej części kafejki, więc teraz to miejsce było oblegane przez mieszkańców bardziej niż dotychczas. Poza tym, zjeżdżali się tam turyści, którzy zwiedzali pobliski ratusz. Dlatego też Tasha miała ręce pełne roboty i niedawno zatrudniła do pomocy kogoś jeszcze. Eileen miała zatem koleżankę z pracy. Co prawda nie mogła rozmawiać z nią w trakcie największego tłoku, jednak od razu znalazły wspólny język podczas przerw. Maks cieszył się, że jego dziewczyna się nie przemęcza, ponieważ zachowywała się jak pracoholik. Czasem musiał błagać ją, by wreszcie usiadła i odpoczęła po ciężkim dniu, ponieważ relaks kompletnie jej nie interesował. Kiedyś powiedziała nawet, że na odpoczynek będzie miała całą wieczność i Maks uznał, że trzeba skończyć z tym czarnym humorem. 


Dlatego zapisał się na kurs prawa jazdy. Kamil śmiał się swego czasu, że nie ma szans, by wirtualne doświadczenie pomogło Maksowi w prawdziwym życiu, ale był w błędzie. Maks nie miał żadnych problemów z utrzymaniem kierownicy albo zmianą biegów. Każdy uczeń na początku ruszał z miejsca, trzęsąc autem, jednak Maksowi udało się opanować podstawowe umiejętności kontroli już pod koniec pierwszego dnia jazdy. Chłopak nie zastanawiał się, o co chodzi wszystkim egzaminatorom, którzy nie mogli go złapać na żadnym błędzie. No, może poza jednym – podczas kilku lekcji był zbyt rozkojarzony. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że rozpraszały go myśli o tym, by jak najszybciej pójść spać. Na szczęście, po krótkim pobycie u rodziny, Liam wreszcie się uspokoił i pozwolił spokojnie zasypiać swojej właścicielce oraz jej chłopakowi. Maks w końcu otrzymał świadectwo umiejętności. Potrzebował tylko samochodu. Ani Ted, ani Hugh nie robili z tego powodu problemów. Chłopak wymyślił zatem, że zarówno jemu, jak i Eileen, przyda się kiedyś wycieczka krajoznawcza. 

Wyszedł z pracy wcześniej, niż podejrzewał. Umówił się z Eileen, że zobaczą się w Éclaircie, więc zastanawiał się, czy w ogóle dostanie się do środka. Gdy dotarł przed kawiarnię, zobaczył ludzi siedzących niemal w oknach, a to mogło oznaczać, że wszystkie dostępne miejsca zostały już zajęte, nawet schody. Lokal przebił swoją popularnością kilka okolicznych pubów, chociaż nie było w nim piwa. Maks zastanawiał się czasem, czy Tasha nie dodaje do swoich wyrobów jakichś afrodyzjaków, które niemal przyzywają klientów na miejsce. Jednak jedynym afrodyzjakiem, jaki można było spotkać w kafejce, była wspaniała atmosfera. Nic dziwnego, że była tak wyczuwalna przez klientów. Wielu z nich zapewne brakowało pozytywnych emocji, więc chcieli się znaleźć wśród tych, którzy te emocje potrafili przekazać. Poza tym, zbliżało się święto zakochanych. Najwyraźniej każdy potrzebował inspiracji. 

Chłopak przyjrzał się kwiatom rosnącym powoli na rabacie przed ratuszem. Robiło się coraz cieplej, chociaż to właśnie w pierwszych miesiącach wiosny najłatwiej było się przeziębić, dlatego nie zrezygnował z ciepłego szalika zrobionego przez Eileen. Można powiedzieć, że każde z nich zawsze miało przy sobie coś znaczącego – ona naszyjnik, on – czapkę albo szalik. 

Wszedł do lokalu, czując zapach ciast wypiekanych przez Tashę. Słyszał gwar, jaki wypełniał całe pomieszczenie, zagłuszając radosną muzykę. Pośrodku sali uwijała się zatrudniona niedawno dziewczyna. Podawała właśnie najświeższe kawałki ulubionego ciasta stałych klientów. Maks rozejrzał się w poszukiwaniu Eileen. Znalazł ją na górze, schodziła właśnie po schodach, niosąc w dłoni tacę pełną pustych już talerzy i filiżanek. Maks rozpiął kurtkę i stanął przy ladzie, gdzie Tasha podała wychodzącym klientom zawinięte w ozdobny papier babeczki z czekoladą, które od niedawna stały się prezentem na odchodne, dołączanym do rachunku. 

– Maks! – zawołała, dostrzegając chłopaka wśród innych znajomych sobie twarzy. – Napijesz się czegoś? 

– Jestem po kawie, ale kawałka ciasta nie odmówię – powiedział, kładąc drobne na ladzie. Tasha skinęła głową i wyciągnęła spod lady swój popisowy wypiek, ciasto marchewkowe. Ułożyła kawałek na porcelanowym talerzyku i podała go Maksowi. 

– Podobno skończyłeś kurs na prawo jazdy. Gratuluję! 

– Myślałem, że w Walentynki zabiorę gdzieś Eileen, ale jak widzę z wyjazdu nici – zaśmiał się chłopak, sięgając po łyżeczkę. 

– Nie możemy się opędzić od klientów – odparła Tasha, rozglądając się po sali. – Nie miałam pojęcia, że moje ciasta zrobią taką furorę. 

– Może to dlatego, że nikt inny takich dobrych nie robi? A może ludziom chodzi o atmosferę… Cokolwiek to jest, masz szczęście. 

– Cóż, nie narzekam na naszych stałych gości, ale na brak czasu już tak. Chyba muszę inaczej zorganizować swój weekend – oznajmiła Tasha. – Eileen zaraz będzie miała przerwę, więc możesz poczekać na nią przy ladzie. 

Maks zastanawiał się przez moment, jak kobieta była w stanie zapanować nad takim wielkim lokalem. Doszedł jednak do wniosku, że nigdy nie pozna wszystkich biznesowych tajemnic. W sumie nie musiał ich znać, wystarczyło mu, że Tasha wiedziała, jak powinno wyglądać życie. 

Eileen wreszcie wyrwała się z objęć pracy, by chociaż na chwilę usiąść. Ona i Maks wyszli przed budynek, siadając na ławce naprzeciwko ratusza. 


– I co z tym egzaminem teoretycznym? – spytał w końcu Maks, kiedy Eileen odetchnęła z ulgą, biorąc do ręki papierowy kubek z kawą. 

– Przełożyli go na jutro. Może będę miała więcej czasu na przypatrzenie się jakimś inspiracjom – odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się do niego. – Swoją drogą, żonkile wyglądają naprawdę zachęcająco. Może powinnam zastanowić się nad wiosenną kompozycją. 

– Na pewno dasz sobie radę. Nie znam nikogo, kto przykłada się do dekoracji tak bardzo, jak ty. Widziałem, co zrobiłaś w kuchni. 

Eileen zarumieniła się, machając dłonią, ponieważ Maks nie powiedział o tym bez powodu. Dziewczynie zależało na jak najlepszym podejściu do egzaminu, dlatego też zaczynała układać kompozycje ze wszystkiego – suszonych kwiatów, ręczników a nawet naczyń, ustawiając je odpowiednio. Po tym wszystkim Maks musiał się zastanawiać, gdzie podziały się jego ulubione kubki. Miał nadzieję, że ten stan nie potrwa długo. Chociaż… W gruncie rzeczy nie wprowadzał nieporządku, więc mógłby się do niego przyzwyczaić. 

– Wracasz do rodziców w tym tygodniu? – zagaił, gdy Eileen wyrzuciła pusty kubek po kawie do okolicznego śmietnika. 

– Dobre sobie! Jeśli tam pojadę, w ogóle nie odpocznę od pracy. Chciałabym spędzić ten czas w spokoju. Z tobą – oświadczyła, zerkając mu w oczy. – Żebyś znowu nie powiedział, że jestem pracoholikiem. 

Uśmiechnął się do niej i wstał z ławki, odprowadzając ją do drzwi kafejki. 

– A, Maks – powiedziała jeszcze Eileen, zanim weszła do lokalu. – Mógłbyś zrobić zakupy? Zostawiłam listę na lodówce, a nie wyrwę się z pracy, by zdążyć przed zamknięciem. Skinął głową. 

Eileen stanęła na palcach, by go pocałować. Pomachała mu i zniknęła za drzwiami Éclaircie.