Rozdział 43 (Eliasz)


Eliasz opierał się o framugę drzwi prowadzących do sypialni rodziców z kubkiem gorącej czekolady w dłoni. Obserwował, jak jego matka wyciąga z garderoby kolejne suknie i zastanawia się, co na siebie założyć. Zawołała go, by pomógł jej wybrać coś eleganckiego a zarazem praktycznego, ponieważ wybierała się z ojcem na bal sylwestrowy organizowany przez znajomych współpracujących z nimi na rynku nieruchomości. Eliasz odstawił kubek na szafkę nocną, po czym wszedł do garderoby matki. Pokręcił głową i zerknął na to, co Robyn trzymała w dłoni. Wskazał jej inną suknię wiszącą na wieszaku tuż obok manekina z biżuterią. Była to satynowa kreacja w kolorze jasnego nieba z dodatkiem brokatu, idealnie wpasowywała się w kolor oczu i włosów matki oraz karnację jej cery. 

Eliasz miał wrażenie, że ludzie – słysząc o psychologu – mieli przed oczyma geniusza, który potrafi zrobić niemal wszystko i wyczytać wszelkie informacje z ludzkiego umysłu. Chociaż nie pretendował do bycia czyimkolwiek stylistą, był dumny, że jest w stanie komukolwiek pomóc, ponieważ to sprawiało mu największą radość. 



Zerknął na matkę, gdy ta wróciła z garderoby. W tej sukni wyglądała fantastycznie. 

Ojciec wszedł do sypialni, strzepując ze swojego garnituru niepotrzebne prószki. Ubrał nawet pasujący do sukni matki krawat. 

– Jesteś gotowa, kochanie? – spytał Corey, poprawiając sprzączki od mankietów. 

– Tak, możemy wychodzić – odparła Robyn, odwracając się do męża. Właśnie zakładała kolczyki, które dostała od męża na Gwiazdkę. 

Gdy rodzice byli gotowi do wyjścia, Eliasz odprowadził ich do drzwi. Wiedział, że dzisiaj już nie wrócą do domu, będą nocować w tym wykwintnym hotelu, do którego zjeżdżają się wszystkie szychy z okolicy. Eliasz cieszył się, że nie musi w tym uczestniczyć. 

– Gdybyś czegoś potrzebował, zadzwoń – powiedziała matka, wsiadając do samochodu. Uniosła dłoń, w której trzymała pilot otwierający automatyczną bramę. Zanim zamknęła za sobą drzwi, zerknęła na syna. 

– A ty co masz w planach, Eliaszu? 

– Uczyć się. Podobno wkułem na pamięć wszystkie podręczniki, jak powiedział ojciec – odparł chłopak, zerkając na Coreya z ukosa. 

Mama uśmiechnęła się do niego łagodnie. Pomachała mu, po czym zamknęła za sobą drzwi auta. Ojciec ruszył służbowym mercedesem, brama zamknęła się, zaś Eliasz wrócił do domu. Na dworze było dość zimno, jednak w domu tego nie odczuwał. 

Chłopak wrócił do salonu i wyciągnął laptopa. Spojrzał na zegarek. Nie miał już ochoty uczestniczyć w jakichś późnych pokazach sztucznych ogni. Zastanawiał się, ile osób zrobiło sobie w tym roku krzywdę, bawiąc się fajerwerkami. 

Eliasz nigdy nie lubił ludzkiej nieostrożności. Gdy słyszał o ludziach siadających za kierownicą po paru kieliszkach lub z telefonem komórkowym, nie mógł tego nie skomentować. Mimo tego, iż poznawał takie przypadki na zajęciach i dobrze znał motywy postępowania ludzi, wciąż nie mógł się nadziwić – można było im powtarzać tysiące razy jedno i to samo zdanie, a oni i tak robili swoje. Eliasz nie miał pojęcia, czy uda mu się zmienić algorytm postępowania ludzkiego, jednak jego szczera nadzieja nie gasła – czasem jedna ocalona osoba to już coś. 

Miał nadzieję, że Oliver czuł się lepiej, niż ostatnio. Skoro miał mówić do ludzi, nie mógł wracać do tego, co ciągnął za sobą z przeszłości.