Rozdział 54 (Oliver)


Oliver cieszył się, że pobyt w hotelu był wliczony w cenę konferencji, poza tym, wszystko to organizowało towarzystwo psychologiczne. To byłby krótki, jednak bardzo kosztowny wyjazd, gdyby nie fakt, że dzięki swoim znajomościom Oliver nie musiał za nic odpowiadać. 

Konferencja odbywała się w hotelu położonym niedaleko Piazza Navona. Znów potrzebował okularów przeciwsłonecznych, ale to było lepsze niż deszcze, które często zaskakiwały mieszkańców i turystów przebywających w Rzymie. Na szczęście jemu to nie groziło, przynajmniej tak mówili meteorolodzy. 

Sala była wypełniona po brzegi. Jej kryształowe żyrandole ozdabiały pomieszczenie kolorowymi przebłyskami. Oliver rozpoznał niektóre osoby, które były autorami artykułów znajdujących się w poważnych naukowych czasopismach, jakie często przeglądał. Badacze wymieniali się opiniami, więc mężczyzna słyszał wokół masę różnych światowych języków. Na szczęście referaty miały zostać wygłoszone w języku angielskim, co zdecydowanie ułatwiło mu sprawę. Nie musiał był tłumaczem dla Eliasza. 

Wkrótce na sali zapanowała cisza. Przewodniczący stowarzyszenia powitał wszystkich zgromadzonych i przedstawił osoby, które miały się wypowiadać na poszczególne tematy. Oliver przypomniał sobie o wielu sporach psychologów toczonych latami. Wtedy przedstawiciele różnych teorii stawali naprzeciwko siebie i zarzucali się kontrargumentami, wystarczyło przypomnieć sobie słynne przemówienie Watsona. Do ciekawych przypadków należeli też uczniowie Freuda, na przykład Karen Horney, która odebrała ster statku psychoanalizy swojemu mentorowi. Świat się zmieniał, opinie również, rodziły się nowe idee, zatem nie sposób było trwać przy swoim, nie biorąc pod uwagę innych opcji. 


Oliver specjalnie kazał Eliaszowi zająć miejsce z przodu. Nie tylko po to, by chłopak zajmował się notatkami. Wiedział, że nie Evans odpuści ani jednej minuty tego przemówienia i chciał to wykorzystać. 

W trakcie jednego z wykładów mężczyzna wymknął się z sali, wychodząc z budynku. Wyciągnął z kieszeni kartkę, na jakiej wcześniej nagryzmolił pewien adres. Szukał go przez lata, lecz dopiero teraz na niego natrafił. Zupełnie tak, jakby wszystkie wydarzenia splotły się w czasie, by mógł wreszcie poznać prawdę na temat Emmy. 

Złapał taksówkę i podyktował taksiarzowi adres. Mężczyzna skinął głową, chcąc przedostać się przez zakorkowane ulice Rzymu. Od lat nie mogły do niego wjeżdżać autokary, a większość turystów poruszała się po stolicy na nogach. Oliver nigdy się temu nie dziwił. To miasto przyciągało ludzi w różnych celach. Jego – w celu ostatecznego rozwiązania sprawy. 

Pracownia, do której się wybierał, znajdowała się w północnej części Rzymu. Na ulicy po obu stronach stały samochody. Od domów oddzielały je jedynie żywopłoty, za którymi mieszkańcy wiedli szczęśliwe życie w swoich domach. W wielu ogródkach dało się dostrzec palmy, o których Oliver wciąż pamiętał. 

Pracownia, jak i obecny dom Emmy, znajdowała się naprzeciwko restauracji. Acris zapłacił taksiarzowi, po czym wyszedł z auta. Odetchnął głęboko, po czym skierował się pod wskazany adres. 

Więc moda była tym, czemu kobieta ostatecznie się poświęciła. Tak, Włosi mogli być zafiksowani na punkcie mody i własnych marek. Jednak Oliver nie spodziewał się, że Emma w końcu się ustatkuje. 
Zapukał w przeszklone drzwi pracowni. Usłyszał, jak ktoś schodzi na dół. 

W końcu drzwi otworzyły się. 

Si?

Mi sono perso – powiedział Oliver, wpatrując się w kobietę. 

Emma, widząc go, otworzyła usta ze zdziwieniem. A więc pamiętała. Zupełnie tak, jak on ją. Teraz mogli porozmawiać w ojczystym języku. 


– Oliver... Co ty tu robisz, jak mnie znalazłeś? 

– Szukałem kilka lat, w końcu musiałem na coś natrafić – odparł mężczyzna, zerkając na nią z góry. Poprawił okulary. 

– Nie sądzę, żebyśmy mieli sobie coś do powiedzenia – oznajmiła Emma. 

Nic się nie zmieniła. Wciąż była tą samą kobietą. 

– Po tylu latach? Owszem, ja mam ci coś do powiedzenia – podkreślił mężczyzna. – Zniknęłaś z mojego życia bez słowa. Odrzucałaś wszelkie próby kontaktu. Nasze rodziny skłóciły się, sądząc, że nasze rozstanie jest moją winą. Dlaczego to zrobiłaś? 

– Oliver... Nie wiem, co tu robisz, ale powinieneś już iść. 

– Nie, dopóki nie powiesz mi, co się z tobą działo przez te wszystkie lata. 

– Kochanie, wszystko w porządku? 

Oliver uniósł wzrok. Zobaczył stojącego na schodach mężczyznę, na oko w jego wieku. Miał ciemne włosy i oczy, a na rękach niósł śpiące dziecko, dziewczynkę, na oko dwuletnią.

– Kto to jest? – spytał mężczyzna, podejrzliwie łypiąc okiem na Olivera. 

– To... Znajomy ze studiów – odparła Emma, uspokajając go. – Połóż Marzię spać, zaraz do was przyjdę. 

Mężczyzna skinął głową, po czym demonstracyjnie pocałował ją w czoło, jakby chciał zaznaczyć, że Emma należy do niego. 

Kobieta zamknęła drzwi, wychodząc na zewnątrz, by ona i Oliver mogli porozmawiać w spokoju. 

– Dlatego nie mogłem cię znaleźć sam. Już nie nazywasz się Alessio, tylko D'Ambrosio. 

– To nazwisko mojego męża – wyjaśniła. – Oliver, posłuchaj... 

– Myślisz, że wróciłem tu po to, by błagać cię o powrót? 

Był psychologiem, ale w obecnej chwili nie obchodziło go to, jak powinien rozmawiać z Emmą. Był również człowiekiem, i chciał powiedzieć o wszystkim, co czuje. 

– Nie! – odparła ze wściekłością kobieta. – Nie mogłam z tobą być, Oliver. Planowałeś wszystko według tego, jak sam chciałeś. Życie z tobą wyglądało jak rytuał. Od rana do wieczora wykłady, zajęcia, praca... Nie miałeś czasu na życie! Do tej pory go nie masz, skoro wracasz tutaj, wypominać mi o wszystkim, co się wydarzyło. 

– Miałem czas dla ciebie. Martwiłem się, ale ty nie dawałaś znaku życia. Chcę tylko poznać powód takiego zachowania, to wszystko! 

– Pokochałam kogoś innego. To jest powód – warknęła Emma, zakładając ręce na piersi. Oliver umikł. Miał wrażenie, że odpowiedzi, których wcale nie oczekiwał, nagle zaczęły się na niego sypać.

Nie wierzył swojemu bliskiemu przyjacielowi, Kyle'owi, gdy ten powiedział mu, że Emma może go oszukiwać. Dopiero teraz Acris przekonał się, że kumpel miał rację. To on powiedział mu, że widział Emmę z kimś innym. Jednak wtedy Oliver nie mógł przyjąć do wiadomości, że dziewczyna go zdradziła. Wyparł to ze świadomości, myśląc, że to przejściowy stan, że Emma ma za dużo na głowie i w rzeczywistości sama nie wie, czego chce. Dlatego ubzdurała sobie, że przynosi mu pecha. W rzeczywistości chciała się od niego odciąć po tym, co zrobiła. 

– Gdy myślę o tym po latach... Wiem, że zrobiłam coś głupiego. Powinnam ci była powiedzieć wcześniej, ale... 

Oliver wiedział, do czego zmierzała. Dręczyło ją poczucie winy. 

– Przyjechałem tu po to, by cię znienawidzić – przerwał jej. – Ale wyjadę stąd bez tego. 

Emma spojrzała na niego ze zdziwieniem. 

Pokręcił głową, nie chcąc już niczego rozpamiętywać. Nienawiść nie sprawi, że zapomni. Wręcz przeciwnie, sprawi, że będzie o niej myślał, ponieważ złe wspomnienia wracają niczym bumerang i kaleczą wszystkich dokoła, a jego i jego bliskich w szczególności. 

Żeby o niej zapomnieć, musiał jej wybaczyć. 

– Zrobiłaś to, co w tamtej chwili uważałaś za słuszne. Ta decyzja zraniła wszystkich tych, którzy mieli z nami jakiś związek, a nas... Mnie... W szczególności – powiedział w końcu, patrząc na nią. – Jednak wtedy myślałem tylko o własnych ranach, nie o tym, że nie byłaś w stanie powiedzieć mi prawdy. Być może bałaś się, jak zareaguję. Przeszłości nie możemy zmienić, ale... Nie róbmy pobojowiska z przyszłości. 

Emma wpatrywała się w niego bez słowa. Widział, że ta wypowiedź wywołała zamęt w jej umyśle. Nie dlatego, że kiedyś być może kontrolował ją aż nadto. Był w posiadaniu daru, nad którym nie miał realnej władzy. Teraz był zwyczajnym człowiekiem i mógł robić tylko to, co normalni śmiertelnicy.

– Odnalazłaś to, czego szukałaś. Ja również – zakończył mężczyzna, wycofując się powoli. – Addio, Emma. 

Kobieta wciąż stała w drzwiach, wpatrując się w odchodzącego Olivera, który pożegnał się z nią na zawsze. 

* * * 

Oliver siedział na ławce na wzgórzu, wpatrując się w zachodzące słońce. Widział dzieciaki biegające po okolicznym parku, rodziców spacerujących ze swoimi pociechami. W tym samym czasie pomyślał o dziewczynce, jaką zobaczył w domu Emmy. A gdyby to było jego dziecko? Czy byliby z Emmą szczęśliwi? 

Nie wiedział tego, a rozpamiętywanie przeszłości nie miało sensu. Minie pewnie trochę czasu, nim całkowicie zapomni. Z doświadczenia wiedział, że takie rany długo się goją. Jednak... Sądził, że da sobie radę. 

W pewnym momencie usłyszał za sobą kroki. Odwrócił głowę, widząc, jak obok niego siada Eliasz, trzymając w dłoniach kurtkę. Pochylił się lekko, wpatrując się w krajobraz przed sobą. 

– Jak mnie znalazłeś? – spytał w końcu Oliver, przełamując ciszę. 

– Widziałem twoje notatki, gdy wczoraj pokazywałeś mi mapę. Poza tym, masz włączoną lokalizację GPS – wyjaśnił Eliasz, pokazując mu swój telefon. 

Acris prychnął pod nosem, opierając się plecami o ławkę. 

– Oliver... Nie wiem, czego udało ci się dowiedzieć, ale... Mam nadzieję, że podjąłeś słuszną decyzję. 


Miał rację, myśląc, że Eliasz zawsze towarzyszy tym, którzy go potrzebują, czegokolwiek by nie zrobili. Oliver pamiętał opowieść o tym, że Evans kiedyś pokłócił się z Kamilem i na jakiś czas odłączył się od Naznaczonych. Jego zniknięcie zmusiło pozostałych do działania, a Kamila i Aggie – do zamienienia kilku ważnych słów, które nieco zmieniły podejście kruczowłosego do całej sprawy.
Eliasz był wnukiem Józefiny Evans, jednej z Naznaczonych. Jednak ten chłopak nigdy nie przestał być Wybrańcem – tym, który zawsze wesprze swoich przyjaciół. 

Przez wszystkie wydarzenia, jakie ich dotyczyły, Naznaczeni dojrzali do tego, by być sobą. Tymi, którymi powinni być – zwykłymi ludźmi mierzącymi się z problemami codziennego świata. 

Oliver poprawił okulary. Wiedział, że Eliasz nie musiał nic mówić, by się z nim porozumieć. Jego wymowne milczenie było wystarczające. 

– Wracajmy już – powiedział w końcu Acris, wstając z ławki. – Zdaję się, że mnóstwo przegapiłem. 

Evans wzruszył ramionami i również się podniósł. 

– Obyś tylko nie przegapił reszty swojego życia – podsumował, spoglądając na niego. Narzucił na siebie kurtkę i ruszył ścieżką prowadzącą do wyjścia z parku. 

Oliver uśmiechnął się pod nosem. 

Dzięki, Eli.