Rozdział 60 (Eliasz)


Gdy nadszedł majowy weekend, a piękny zapach akacji powrócił, Eliasz zaproponował, by razem z przyjaciółmi wybrać się na wycieczkę, ponieważ od dawna marzył o odpoczynku na łonie natury. Po zorganizowanej ostatnio zabawie, Eileen od razu przystała na propozycję, zaciągając ze sobą Maksa, który był zbyt zmęczony, by siedzieć przed ekranem komputera i stwierdził, że zmiana otoczenia bardzo mu się przyda. Joaquín zgodził się, ponieważ powrót na łąki mógłby mu przypomnieć o tym, jak wykonywać odpowiednie szkice na zaliczenie przedmiotów, a Kamil chciał odpocząć od pracy, podobnie jak i Oliver. Dostając zielone światło od wszystkich, Eliasz rzucił kilka pomysłów. Po przedyskutowaniu sprawy, przyjaciele wybrali jedno z najlepszych miejsc na biwak. 

Promienie słońca pięknie odbijały się jeszcze w tafli jeziora, którego woda wręcz zachęcała do tego, by się kąpać. Okolica zachwycała rozmaitą fauną i florą, bo przyroda tego miejsca naprawdę przykuwała uwagę turystów. 

W końcu przybyli Maks i Eileen. Eliasz był przekonany, że Maks nie zrezygnuje z niej, chociażby się nad nim znęcano. I dobrze, bo miał o co walczyć. Spośród wszystkich dziewczyn, które Eliasz miał okazję poznać w ciągu swojego krótkiego życia, to Eileen wywarła na nim najlepsze wrażenie. Była otwartą i miłą osobą, bardzo upartą w dążeniu do celu. Wielu ludzi szukało takiego skarbu, tymczasem Maks znalazł go w najgorszym dla siebie momencie. I ten moment okazał się przełomowym w jego życiu. W międzyczasie wyszło na jaw, że Maks idealnie nadaje się na głowę rodziny. Wcześniej nikt go o to nie podejrzewał. Zanim Aggie odeszła, Maks był bardzo zamknięty w sobie. Owszem, inteligentny, jednak zachowania Aggie nieco go przyćmiły. Zdaje się, ze nie tylko to go blokowało. Cała ekipa zaczęła się dogadywać dopiero po odnalezieniu Joaquína. Możliwe, że przed tym spotkaniem wszyscy przyjaźnili się ze sobą tylko z przymusu. Myśleli, że rozstaną się po zakończeniu sprawy Signum Sanguinem. Tymczasem stało się inaczej. Tylko Aggie postanowiła odejść, oni zaś zostali prawdziwymi przyjaciółmi. Połączyła ich prawdziwa nić porozumienia. 

Pozostali pojawili się na biwaku przed wieczorem. 

Największą atrakcją okazało się posiedzenie przy ognisku. Taki wspólny wypad był idealny do tego, by opowiadać sobie niesamowite, czasem przerażające historie o otaczającym ludzi świecie. Najlepiej bawił się przy tym Joaquín, ponieważ doskonale wiedział, co to znaczy się bać. Poza tym, większość tych opowieści znał na pamięć, więc zupełnie go one nie przerażały. Potrafił natomiast wymyślić własne historie, które ciężko było odróżnić od prawdy. Eliasz uznał, że chłopak naprawdę ma talent i powinien przelać te historie na papier. Wszyscy zgodnie uznali, że to dobry pomysł, który – jak się okazało – był już przez niego realizowany. 

Na niebie pojawiły się setki gwiazd. W dolinie brakowało miejskich świateł, dlatego też ludzie mogli podziwiać naturę w całej jej okazałości. Taki wypad nie był niczym złym, szczególnie jeśli w okolicy znajdowało się jezioro. Eliasz nie sądził, że ten wypad jeszcze bardziej umocni więzi między przyjaciółmi. 

Wszyscy położyli się spać dość późno. Ciche odgłosy dobiegające z okolicznego lasu potrafiły uspokoić, zupełnie jak szum wody w jeziorze. 

Eliasz postanowił się przejść. Chociaż na campingu znajdowała się spora grupka śpiących ludzi, niemal bez szelestu wyszedł z namiotu i spacerował po okolicy. 

Wkrótce natknął się na Kamila. Danilecki spojrzał na Eliasza i uśmiechnął się prawie niezauważalnie. 

– Nie możesz zasnąć? – spytał Evans, zakładając ręce na piersi. 

– Mogę, ale nie chcę. 

Stali przez chwilę w milczeniu, wpatrując się w ciemny krajobraz przed sobą, który rozjaśniał tylko promień światła ukryty między gałęziami drzew. 


– Naprawdę się zmieniłeś – oznajmił w końcu Eliasz po chwili ciszy. 

– Ty też, Eli. 

Eliasz spojrzał na Kamila, który wciąż nie odwracał wzroku od jeziora. Kruczowłosy znów się odezwał. 

– Wiesz co? Kiedy poznaliśmy się po raz pierwszy, byłeś dla mnie tylko synalkiem nadętych buców. Nigdy ci niczego nie brakowało. I wydawało mi się, że będziesz jak pozostali ludzie twojego pokroju. Jednak ty się wyróżniałeś. I robisz to do tej pory, pomimo dobrobytu, jaki cię otacza. 

Eliasz uśmiechnął się do niego, po czym spojrzał za siebie, wpatrując się w rozstawione przez nich namioty. 

– A ja nigdy nie podejrzewałem, że taki bezduszny i egoistyczny człowiek jak ty będzie z kimś, kogo większość nazywa mikrusem. 

– Jojo nienawidzi tej ksywki – oznajmił Kamil, uśmiech nie znikał z jego twarzy, gdy wymawiał imię chłopaka w zdrobnieniu. – A ja nie jestem bezduszny...

– Zmieniliśmy się wszyscy, Kam – odparł wesoło Eliasz, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Czasem nasze ideały są zupełnie inne albo wcale ich nie mamy. Tymczasem na naszej drodze może pojawić się ktoś, kto w zupełności od nich odbiega, a staje się całym naszym światem. Nigdy nie sądziłem, że ty i ja będziemy w czymś do siebie podobni, a jednak jesteśmy. Pamiętasz? Gdy się poznaliśmy, obaj mieliśmy inne szablony i obaj wyrwaliśmy się z objęć stereotypów. 

– Nie wiem, o czym do mnie mówisz – podsumował Kamil, kręcąc głową z niedowierzaniem i wspominając coś o żargonie psychologów. Eliasz roześmiał się, słysząc to. Doskonale wiedział, że Kamil go zrozumiał. Rozumiał go zawsze, gdy razem rozmawiali, chociaż dla reszty świata ich wymiana zdań mogła być zbyt filozoficzna. 

– Więc? – spytał, zerkając na niego z ukosa. – Ludzie nie zmieniają się bez powodu. 

Pytanie Eliasza nie było bezpośrednie, ale jednak dotyczyło sprawy Kamila i Joaquína. Nie wiedział wszystkiego, dlatego nie mógł o to pytać ot, tak. Jednak w tej chwili miał okazję. 

– To wszystko, co wydarzyło się między wami do tej pory, miało miejsce, ponieważ jakiś czas temu rozmawialiście o czymś bardzo ważnym. Tak podpowiada mi intuicja. 

Kruczowłosy myślał przez chwilę, jakby przypominał sobie to, czego dowiedział się kiedyś. Przez długi czas zastanawiał się, czy na pewno ma coś powiedzieć. W końcu się odezwał. 

– Eli… Nie mogę ci opowiedzieć tej historii, więc... Wyobraź sobie, że jesteś człowiekiem, który całe życie czekał na kogoś, kto zmieni pustynię w coś pięknego. I taka osoba nagle się pojawia, ale ciągnie za sobą mroczną przeszłość. Musisz wybrać – albo tą przeszłość zaakceptujesz, albo odrzucisz, ale wtedy razem z osobą, która jest jej właścicielem. Wysłuchałeś przykrej opowieści. Co wybierzesz? 

Eliasz wpatrywał się w Kamila przez moment. Na twarzy kruczowłosego nie pojawiła się żadna inna emocja oprócz zadumy. Blondyn już wcześniej podejrzewał, że życie Joaquína nie było piękne. Jednak teraz zaczął łączyć ze sobą najprzeróżniejsze fakty – początkowy strach chłopaka przed ludźmi, ich dotykiem, nienawiść do każdego człowieka, który nie potrafił go zrozumieć. Joaquín po prostu taki był. Inny niż wszyscy. Potrzebował innych impulsów, innych wzmocnień.

A jednak... Towarzystwo Kamila zmieniało Joaquína na lepsze. W końcu zmienili się obaj.  

– Podobno prawdziwa miłość nie zna egoizmu – odparł w końcu Eliasz. – Jednak nie wszyscy ludzie kochają tak samo. 

– Bo nie wszyscy ludzie mają identyczne potrzeby – oznajmił Kamil. – Cieszę się, że potrafiłeś to zrozumieć. 

Eliasz skinął głową.  

– Nie jestem taki, jak mój egoistyczny ojciec – zakończył Kamil, odwracając się w stronę namiotów. – Nigdy nie chciałem być. 

Eliasz jeszcze przez moment wpatrywał się w błyszczącą taflę jeziora, w którym odbijała się sylwetka księżyca. 

Różnice czyniły ludzi pięknymi istotami, które mogły się nawzajem uzupełniać, niczym brakujące fragmenty układanki. Właśnie tak było z Kamilem i Joaquínem.

Chociaż stracili swoje dary, cuda wciąż się działy.